Prawo budowlane

Samo się (nie) wybuduje?

Decyzje o zmniejszeniu biurokracji i daniu obywatelom więcej swobody w kwestiach budowlanych, zwłaszcza tych dotyczących słynnych już domów o powierzchni nie przekraczającej 70 mkw, z naturalnych względów ucieszyło wielu majsterkowiczów w typie „Zosiek Samosiek” i „Bobów Budowniczych”. Któż bowiem nie chciałby samodzielnie podejmować decyzji o budynku, którego ostatecznym przeznaczeniem jest stać się miłym sercu gniazdem rodzinnym?

Zofia Brzezińska
Foto: FelixMittermeier | Pixabay

Odsuwając jednak na bok sentymenty, nietrudno dostrzec pewne zagrożenia, jakie wiążą się z przedmiotowymi zmianami. Osobom dotychczas nieobeznanym w dość skomplikowanej przecież sztuce budowlanej niezmiernie łatwo jest popełnić błąd, którego skutki odczują dotkliwie nie tylko one, ale też ich sąsiedzi. Warto przypomnieć tutaj kluczową zasadę, że wbrew wprowadzanym teraz w prawie budowlanym uproszczeniom, nie zawsze – jak zresztą w całym życiu – najprostsze rozwiązanie jest tym najwłaściwszym. To, co bowiem prezentuje się obiecująco w planach architektonicznych, w praktyce nie zawsze się sprawdza. A osobom bez doświadczenia w materii budowlanej trudno jest czasem przewidzieć możliwy niekorzystny scenariusz.

Nie łudźmy się – idąc na rękę inwestorom, państwo nie kierowało się bynajmniej pragnieniem zadośćuczynienia ich życzeniom, ale przede wszystkim własną wygodą. Oferowanie jakiemukolwiek podmiotowi wolności wiąże się przecież nieuchronnie i naturalnie z obarczeniem go też większą odpowiedzialnością, o czym często zapominają wszyscy miłośnicy wolności, dostrzegający  jedynie jej pozytywne, jasne i beztroskie strony. Dochodzi tu do zaistnienia klasycznego zjawiska spychotechniki; przerzucając odpowiedzialność na inwestorów, państwo umywa ręce.

Co to w praktyce oznacza? Choćby zmniejszenie stopnia bezpieczeństwa szeregowych pracowników na budowach. Na budowie prowadzonej w myśl idei „róbta co chceta” może dojść do wypadku, w konsekwencji którego ktoś może stracić zdrowie lub nawet życie. Przy  budowie domów o powierzchni nie większej niż 70 mkw od 3 stycznia br. nie musi przecież pracować już kierownik budowy, którego obowiązkiem jest czuwanie nad przestrzeganiem przepisów BHP. Mniej tragiczną, ale niewątpliwie bardzo bolesną jest też ewentualność utraty wybudowanego niezgodnie z przepisami domu. Cenę za swobodę może również przyjść nam dopiero zapłacić w przyszłości, gdyż niektóre wady budowlane pozostają ukryte przez lata, aby ujawnić się w najmniej oczekiwanej chwili i przynieść opłakane rezultaty. Nie tylko zresztą dla właściciela budynku oraz inwestora.

Zasadnicze ryzyko ponosi też sąsiad, który – o ile nie dopatrzy się istniejących nieprawidłowości w graniczącej z nim inwestycji budowlanej w trakcie postępowania o udzielenie pozwolenia na budowę lub na etapie wykonawstwa – ma nikłe szanse na podważenie pozwolenia w przyszłości, gdy pojawią się jakieś kłopoty.

Niewesoło też będzie właścicielowi domu, który zorientuje się, jak brzemienny w skutkach bywa  brak wcześniejszych uzgodnień w sprawie podłączeń do prądu, gazu czy kanalizacji. Może bowiem okazać się, że zostanie bez mediów i będzie musiał ponieść  dodatkowe, wcale niemałe koszty, żeby np. uzyskać ogrzewanie z pompy ciepła. A w przypadku zmiany projektowanego źródła ciepła, na przykład na paliwo stałe, bezwzględnie wymagane jest dodatkowo uzyskanie zmiany pozwolenia na budowę z zamienną dokumentacją projektową.

Aby uniknąć takiego ponurego scenariusza, zmyślni, doświadczeni i przewidujący inwestorzy zawczasu występują do gazowni czy elektrociepłowni o przyrzeczenie dostawy – promesę. Z obowiązku robią to wyłącznie ci, którzy budują się na terenach bez planu miejscowego i w których przypadku pozwolenie na budowę poprzedza decyzja o warunkach zabudowy. Dzięki temu mają niemal gwarancję, że po wzniesieniu budynku zostaną podłączeni do rzeczonych mediów.

Nie wszyscy jednak umieją zabezpieczyć się w ten sposób – i nie ma w tym teoretycznie nic złego, gdyż każdy z nas, robiąc coś po raz pierwszy w życiu, ma prawo pewnych rzeczy po prostu nie wiedzieć i zwyczajnie, po ludzku, błądzić. Tyle że jednak, niestety, konsekwencji tej nauki nie unikniemy. Warto pamiętać o tym, zanim wbijemy pierwszy gwóźdź. Swoboda i wolność to bowiem nie tylko radość i większe pole do własnej kreatywności, ale też – a może przede wszystkim – odpowiedzialność. Jeśli chcemy być traktowani przez państwo jak dorośli, świadomi i decydujący o wszystkich aspektach własnego życia obywatele, to musimy się z tym pogodzić. Nie da się bowiem zjeść ciastka i mieć ciastko. Pewną poduszką bezpieczeństwa może być oczywiście zawsze dodatkowe ubezpieczenie. Wprowadzanie obowiązkowego (w odpowiedzi na zwiększenie swobody inwestorów pojawił się taki pomysł) jest jednak irracjonalne i mija się z celem omawianych reform, jakim jest uświadomienie obywatelowi jego wolności i jednocześnie odpowiedzialności. Jeśli państwo nie chce traktować inwestora jak dziecko, które trzeba prowadzić za rączkę, to nie może też od niego wymagać obowiązkowego ubezpieczenia i musi pozwolić mu samodzielnie podjąć decyzję, jak też postąpi w razie zaistniałych komplikacji.

A swoją drogą... Skoro władza chociaż w tej jednej dziedzinie łaskawie zauważyła, że dorośli ludzie to nie dzieci ani osoby niepełnosprawne intelektualnie, tylko zdolne do decydowania o swoim losie, świadome i wolne jednostki – to może zechciałaby rozszerzyć tę wolność też na inne obszary życia społecznego? Może najwyższy czas pozwolić ludziom, na przykład, aby samodzielnie decydowali o zabezpieczeniu na starość oraz w przypadku choroby, a nie zmuszać ich do comiesięcznego odkładania (a właściwie: odbierania im) na te cele określonych kwot? To już jednak jest temat na inną dyskusję.


Przeczytaj też:

Co komu do domu, jak chałupa nie jego?

Wspólnoty mieszkaniowe to istna wylęgarnia potencjalnych awantur i problemów, gdy jej członkowie miewają kłopoty ze zrozumieniem, rozróżnieniem i respektowaniem pojęć własności i współwłasności.

Z głową w chmurach nogi we własnym domu nie postawisz

Który mieszczuch chociaż raz nie westchnął tęsknie za marzeniem o własnym kawałku ziemi, zielonym ogródku, ciszy i spokoju? Lockdown w czasie pandemii sprawił, że wielu ludzi postanowiło przekuć tę wizję w rzeczywistość. To właśnie wtedy rozpoczął się boom na zakup działek rekreacyjnych. Dziś, ch...

Mieszkanie nie jest lokatą

Mieszkań nie ma, są drogie i coraz mniej osób na nie stać. Tymczasem, jak donosi GUS, prawie 2 miliony mieszkań stoi pustych. Czas coś z tym zrobić. Prawo do godnego miejsca zamieszkania ma każdy.

Wolnoć, Tomku – tylko w swoim domku!

Najwyższy czas wypowiedzieć wojnę rażącej i niczym nieuzasadnionej pobłażliwości prawa wobec nieuczciwych najemców. Nadzieją – projekt ustawy.

Kojce za ćwierć miliona

Ustawa o ochronie zwierząt określa minimalne wymiary kojców dla psów różnej wielkości. Kojec dla psa mającego poniżej 50 cm w kłębie nie może być mniejszy niż 9 m²; dla mającego 51–65 cm ma to być nie mniej niż 12 m². Dla większych psów to aż 15m². Pato-deweloperzy nie mają  jednak taki...


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę