Mikrokawalerki, czyli lokale poniżej wymaganej powierzchni 25m², która pozwoliła by je nazwać mieszkaniem są nowym hitem. Niestety głównie wśród deweloperów i sprytnych wynajmujących. Niektóre z nich mają nawet poniżej 10m². Prawdziwym Mount Everestem absurdu było „mieszkanie”, które pojawiło się pod koniec kwietnia w jednej z grup na portalu społecznościowym. Miało ono 7m² składało się z kanapy w przedpokoju i aneksu kuchennego. Niby można robić kanapki nie wystając z łóżka ale to chyba jedyny plus. W takiej przestrzeni nie można by było trzymać nawet maltańczyka, nie mówiąc o psie, który wielkością przypomina człowieka.
Odbiór takich lokali jest w przeważającej większości negatywny, pojawiają się jednak głosy zachwytu, głównie w sponsorowanych artykułach prasowych. Argumenty o tym, że „to dla młodych, którzy spędzają większość czasu poza domem”, lub że „to dobra inwestycja dla ludzi bez dużych pieniędzy”, pokazują tylko smutną sytuacje na rynku mieszkaniowym. Są to tylko durne argumenty dla młodych ludzi, których nie stać na mieszkania wielkości odpowiedniej dla człowieka. Moda na mikrokawalerki to środkowy palec pokazywany osobom, które widzą patologię rynku mieszkaniowego. Nieregulowany rynek mieszkaniowy nie dopasowuje cen mieszkań do zarobków. Daje za to opcje mieszkania w klitce, która będzie w naszym finansowym zasięgu. Nie trafia do mnie argumentacja reklamująca te kurioza, jakoby młodzi ludzie tego właśnie pragnęli, po prostu nie mają innej możliwości. Zapewne zdecydowana większość właścicieli mikrokawalerek nie zdecydowałaby się na nie, gdyby normalne mieszkanie było w ich zasięgu.
Czy komuś takie mieszkania odpowiadają? Zapewne tak. Są przecież osoby samotne z wyboru, które większość życia spędzają w pracy albo „na mieście”. Tyle że to nie jest argument przemawiający za takimi przygnębiającymi składzikami. Budowanie tych potworków opłaca się najbardziej Januszom biznesu żerującym na tragicznej sytuacji rynku mieszkaniowego.
Dla minimalnego komfortu ustawodawca określił, że pomieszczenie, które można nazwać mieszkaniem, ma 25m². To niewiele. Jedna osoba jeszcze może jakoś żyć, ale dla pary albo rodziny z dzieckiem to koszmar. Dla porównania wielkość celi więziennej przypadającej na jednego skazanego w Polsce to 3m², ale już w Norwegii, Irlandii, Holandii, Grecji powierzchnia ta wynosi 10 m². We Włoszech i Belgii jest to natomiast 9 m², Chorwacji – 8 m². Niskie płace i chciwość deweloperów sprawiają, że ludzie decydują się mieć mniejszą przestrzeń do życia niż Anders Breivik. To jest równie oburzające, jak po prostu smutne.