Chociaż trzeba przyznać, że obecny rząd zazwyczaj idzie w zaparte z przeprowadzaniem najbardziej absurdalnych reform i nie przejmuje się z reguły słowami krytyki, to tym razem stało się inaczej. Resort sprawiedliwości wycofał się z najbardziej kontrowersyjnego fragmentu szykowanej nowelizacji przepisów dotyczących rozwodów.
Rzeczony fragment zawierał obowiązek przeprowadzania tzw. rodzinnych postępowań informacyjnych, zwłaszcza dla tych par, które wychowują małoletnie dzieci. Projekt przewidywał, że takie osoby, zanim w ogóle uzyskają prawo do wszczęcia procedury rozwodowej, będą musiały spróbować się „dogadać”. Pomysł był o tyle kontrowersyjny, że zawsze podstawą instytucji mediacji – która sama w sobie jest oczywiście nad wyraz pożądana i często zalecana – była jednak absolutna dobrowolność. Sama idea przymuszania kogoś do pójścia na ugodę, a także pośrednie pozbawianie go w ten sposób przysługującego mu prawa oddania swojej sprawy wymiarowi sprawiedliwości, jawiła się jako wewnętrznie sprzeczna i kuriozalna. Nietrudno przewidzieć, że skutki takich manewrów byłyby raczej opłakane. Nie darmo przecież Polacy słyną ze swojej przekornej natury. Dodatkowo trudno chyba znaleźć bardziej rozgoryczonych i zdesperowanych ludzi niż ci, których miłość została zawiedziona i których życie osobiste właśnie legło w gruzach. Tymczasem jednak projektodawca był przekonany, że przymusowe spotkania doprowadziłyby albo do wycofania pozwu, albo przynajmniej do porozumienia się w najważniejszych kwestiach związanych z opieką nad małoletnimi. Cóż, pozostaje jedynie pozazdrościć mu optymizmu i wiary w ludzi.
Propozycja zakiełkowała w odpowiedzi na niepokojąco szybko rosnącą liczbę rozwodów i separacji. Miała ona powstrzymać ten niepożądany trend i chronić prawa małoletnich, którzy właśnie najczęściej cierpią w wyniku rozpadu rodziny. Gorącym jej zwolennikiem było m.in. Ordo Iuris. I chociaż trudno oczywiście zakwestionować tezę, że rozpadające się rodziny nie są zjawiskiem pozytywnym ani nawet neutralnym społecznie, to jednak przymus nie jest tu żadnym rozwiązaniem. Nawet dla dobra dzieci nie można zmuszać ludzi, którzy przestali się kochać i nie chcą kontynuować związku, do pozostania razem. Wszelkie naciski w tak delikatnej materii mogą bowiem tylko dodatkowo pogorszyć sprawę.
Kolejnym argumentem przeciwko takiemu krokowi było znaczne wydłużenie czasu trwania spraw rozwodowych i jeszcze większe obciążenie wokand sądów rodzinnych, jakie nieuchronnie się z nim wiązało. Obarczenie sędziów obowiązkiem „godzenia” zwaśnionych par również nie byłoby dobre, gdyż zwyczajnie nie taka jest ich rola. Obowiązkiem sędziów jest przede wszystkim sprawne, sprawiedliwie i zgodne z literą prawa przeprowadzenie procedury rozwodowej dorosłych, obdarzonych wolną wolą ludzi, którzy zdecydowali się na prawne zakończenie swojego małżeństwa.
Na szczęście tym razem resort sprawiedliwości był w stanie posłuchać licznych głosów rozsądku, jakie przemawiały przeciwko temu projektowi. Wycofał się z idei zmuszania rodziców do ugody, jednocześnie zaznaczając, iż w projekcie pozostanie samo spotkanie informacyjne dotyczące małżonków mających wspólne małoletnie dzieci oraz możliwość odbycia bezpłatnej mediacji. Wydaje się, że to właśnie „możliwość”, a nie „przymus”, było tym brakującym słowem-klucz. Jednorazowe spotkanie informacyjne to też nie to samo, co trwający minimum miesiąc ciąg obowiązkowych postępowań informacyjnych, odzierających ludzi z godności, intymności oraz prawa do decydowania o własnym życiu pod płaszczykiem fałszywej troski o dobro dzieci.
Na koniec warto wspomnieć, że oczywiście instytucja mediacji, bez względu na jakiekolwiek nowelizacje, będzie dalej funkcjonować. Profesjonalni mediatorzy są gotowi świadczyć pomoc każdemu, kto będzie jej potrzebował na drodze do podjęcia tej może najtrudniejszej w życiu decyzji, jaką jest rozwód. Niewątpliwie warto skorzystać z takiej możliwości, jeśli tylko istnieją jakiekolwiek szanse na pojednanie lub przynajmniej pokojowe rozstanie. Jeśli jednak sobie tego nie życzymy, to mediatorzy nie wejdą na siłę w nasze życie z butami. Każda bowiem pomoc, która traci walor dobrowolności, staje się wręcz karykaturą pomocy czy mówiąc wprost – nadużyciem.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.