22.10.2020 Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej orzekł, że ustawa „o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży” jest niezgodna z Konstytucją w części powołującej się na przesłankę embriopatologiczną. Trybunał uznał, że nie można powoływać się na przyczynę, jaką jest „badanie prenatalne lub inne przesłanki medyczne, które wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu”. Aborcja stała się praktycznie niedopuszczalna w Polsce.
Kobiety, które żądały prawa do bezpiecznych i legalnych usług aborcyjnych, natychmiast wyszły na ulice z serią wielotysięcznych protestów. Te na rządzie nie zrobiły specjalnego wrażenia, może z wyjątkiem Jarosława Kaczyńskiego, który swoja „willę” na Żoliborzu kazał otoczyć kordonami policji mającej zapewnić mu bezpieczeństwo.
Zareagował też główny prokurator krajowy, minister Ziobro, pisząc na Twitterze: „W związku z bezprecedensową eskalacją zachowań przestępczych wymierzonych w osoby wierzące, włącznie z zastraszaniem, niszczeniem i bezczeszczeniem miejsc kultu religijnego, poleciłem podległym prokuratorom objęcie nadzorem prowadzonych w tych sprawach postępowań”.
Prokuratura ostro wzięła się za polowanie na czarownice. Prokuratorzy nie obawiają się przekraczania uprawnień, żądają wglądu do dokumentacji medycznej, ścigają lekarzy, pośredników, a nawet handlarzy tabletkami „dzień po”. Oskarżają także partnerów kobiet, stawiając im zarzuty nakłaniania do aborcji. Liczba spraw prowadzonych przez prokuratorów związanych z aborcją wzrosła, a kolejne kobiety którym nie udzielono pomocy umierają.
Przeciwnicy aborcji zacierają ręce i posapują z zadowolenia. Cały czas twierdzą, że aborcja to morderstwo, chociaż wielu z nich jest jednocześnie zwolennikami kary śmierci (taki psikus w myśleniu pro life). Nie oczekują jednak, że kobiety po aborcji zostaną stracone, ani nawet dożywotnio umieszczone w więzieniach. Dziś ta pogubiona w swym myśleniu grupa dostała nowe narzędzie służące prześladowaniu kobiet. Minister Adam Niedzielski podpisał dokumenty o rejestrowaniu ciąż.
„Katalog danych zbieranych przez personel medyczny został poszerzony o alergie, ciała obce, grupę krwi oraz o fakt bycia w ciąży. Należy podkreślić, że rozporządzenie nie tworzy żadnych rejestrów, a jedynie poszerza system raportowania” – powiedział w piątek rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz. Na pytanie zadane przez dziennikarza o możliwość wglądu do dokumentacji medycznej odpowiedział, że jest ono w gestii wyłącznie pacjenta i lekarza, ale wycofał się rakiem z odpowiedzi, czy wgląd będzie miała też prokuratura. Bo w normalnym praworządnym kraju taki rejestr nie byłby niczym złym, zresztą w wielu jest prowadzony, ale u nas to minister Ziobro steruje prokuraturą. To zupełnie zmienia perspektywę, bo dzięki rejestrowi inkwizytor z prokuratury zawsze będzie mógł zweryfikować, czy kobieta była w ciąży i czy ją donosiła, a to otwiera możliwość dochodzenia, procesu i w konsekwencji stosu.
Posłanka Lewicy Anna Dziemianowicz-Bąk na Twitterze skomentowała: „Rejestr ciąż w kraju z niemal całkowitym zakazem aborcji przeraża”. Przerażające jest to, że dzięki niemu, na przykład, kobiety nie będą mogły wyjechać za granicę, żeby w bezpiecznych warunkach dokonać aborcji, bo zostały odnotowane na liście ciężarnych. Pozostanie im baba-znachorka, która poda podejrzany preparat imitujący naturalne poronienie, albo druciany wieszak. Od dziś kobiety muszą pamiętać, że jeśli ciąża zniknie z rejestru bez naturalnej przyczyny (choć może i z naturalną – to bez znaczenia), to o 6 rano do drzwi zapukają umundurowani na czarno wysłannicy głównego inkwizytora Zbigniewa Ziobro.