Sezon wakacyjny rozpoczyna się w huku salw rosyjskiej artylerii, która niszczy do fundamentów ukraińskie miasta i wsie. Masakruje również obrońców. Niektóre z ukraińskich brygad straciły połowę stanu osobowego. Miejsce wyszkolonych i zmotywowanych żołnierzy zajmuje obrona terytorialna, co przekłada się na siłę i zdolność oporu. Pojawiły się informacje o dezercjach, porzucaniu bronionych pozycji.
Ukraińskim rezerwistom rzuconym do piekła trudno się dziwić. Chcą żyć tak, jak na Europejczyków XXI w. przystało. Tymczasem moskiewska armia wojuje jak zwykle od 800 lat, czyli masą. Skorumpowana, zacofana technologicznie i złożona z upodlonych niewolników nie jest w stanie walczyć inaczej. Można by powiedzieć: na szczęście, gdyby nie efekt totalnej destrukcji. Żeby zdobyć kawałek terenu, rosyjska artyleria wypala do cna każdy metr ukraińskiej ziemi. Włącznie z ludźmi i ich dobytkiem.
Według informacji napływających z Kijowa, każdy dzień walk przynosi śmierć od 100 do 200 ukraińskich żołnierzy. Wobec tego ilu cywilów dziennie morduje Putin? Wiadomo także, że straty materialne idą w setki miliardów dolarów. Ruskie żołdactwo na rozkaz kremlowskiego herszta niszczy nawet pola ukraińskiego czarnoziemu. Moskwa toczy wojnę totalną. Ile czasu jeszcze trzeba przekonywać świat, że Putin jest takim samym ludobójcą jak Stalin i Hitler?
Ukraińcy za cenę krwawych strat wciąż bronią siewierodonieckiego Verdun. W kolejce do zniszczenia przez Rosjan czekają jednak dziesiątki kolejnych miast i setki wsi. Natomiast syta i bezpieczna Europa zaczyna wakacje. W lipcu miliony ludzi wsiądą do samochodów i samolotów. Od słonecznego Costa del Sol, aż po kurorty Grecji i Turcji, Europejczycy będą się komfortowo relaksować i nabierać sił.
O takim urlopie nie mogą pomarzyć ukraińscy żołnierze w Donbasie. W bunkrach i okopach czekają na niemal pewną śmierć, a jednak nadal walczą. O wypoczynku nie myślą z pewnością cywile ukrywający się przed śmiercią w piwnicach. To już potencjalne ludzkie zwłoki.
Jakimi słowami opisać sytuację ocalałych mieszkańców Mariupola? W ruinach niegdyś 400-tysięcznego europejskiego miasta ludzie piorą ubrania i myją się w kałużach. W tym samym czasie obywatele Zjednoczonej Europy pławią się w wakacyjnym luksusie.
Gdzie mają odpoczywać ukraińskie dzieci, skoro kąpiel w Morzu Czarnym grozi śmiercią? Rosjanie zaminowali lub ostrzeliwują plaże. W tym czasie francuskie, polskie czy niemieckie pociechy korzystają z bogatej oferty all inclusive.
Choć brakuje słów na opisanie tragedii Ukrainy, wakacyjna Europa tym bardziej powinna działać. Nawet gdy wypoczywa, nie może zapominać o Ukraińcach. Jest w stanie odebrać letni komfort Putinowi, jego żołdakom i wszystkim Rosjanom popierającym wojnę.
Strategia Kremla polega na zmęczeniu całego świata agresją. Wojna ma nam spowszednieć po to, aby kremlowski zbrodniarz mógł bezkarnie zabijać, niszczyć i okupować. Dlatego lipiec i sierpień są bardzo ważne. Opinia publiczna, a szczególnie politycy muszą udowodnić, że kanikuły nie są żadną przeszkodą w niesieniu pomocy ofiarom rosyjskiego barbarzyństwa. Należy zwiększyć dostawy humanitarne, a przede wszystkim wojskowe. Putin bardzo liczy, że strumień wsparcia wyschnie.
Żeby morderca nie osiągnął celu, Europa musi sobie uszczknąć nieco letniego komfortu. Polakom jest łatwiej o empatię. Wypoczywając na Mazurach lub nad Bałtykiem, niemal gołym okiem widzą rosyjskie „Iskandery” i czołgi stacjonujące w obwodzie kaliningradzkim. Cały problem wynika z tego, że z Berlina i Paryża widać je gorzej, o Lazurowym Wybrzeżu nie wspominając.