Zdaję sobie sprawę z tego, że mogę być brany za paranoika rozmiłowanego w teoriach spiskowych. Tym razem jednak dysponuje solidnymi dowodami – dokumentacją fotograficzną. Co więcej, ta dokumentacja jest powszechnie dostępna. W internecie można znaleźć dziesiątki zdjęć przedstawiających celebrytów nie noszących maseczek. Te demaskatorskie fotki zrobiono im choćby podczas niedawnego finału amerykańskich mistrzostw footballu, podczas wręczania nagród Emmy czy w czasie imprezy urodzinowej u byłego prezydenta Baracka Obamy. Choć wielu celebrytów często powtarza, że musimy stosować się do zasady DDM (dystans, dezynfekcja, maseczka), to nie widać na tych zdjęciach, by się od siebie dystansowali, dezynfekowali ręce czy też nosili maseczki. Niektórzy twierdzą, że ci ludzi są po prostu hipokrytami i specjalnie nie przejmują się pandemią. Moim zdaniem takie oceny są jednak niesprawiedliwe. Ci wszyscy celebryci poświęcają się dla nas, testując supernowoczesne, niewidzialne maseczki, które nie przepuszczają wirusów. Blokują one nawet omikrona.
To dzięki nim celebryci nie muszą się stosować do zasady dystansu społecznego. Mogą swobodnie imprezować – a przynajmniej sprawiać takie wrażenie. Miejmy więc nadzieję, że rząd USA wkrótce ogłosi, że testy niewidzialnych maseczek zakończyły się sukcesem i że tego typu urządzenia staną się dostępne dla wszystkich. Problemem może być jednak cena. Mowa przecież o urządzeniu high tech. Można by jednak wymyślić jakiś globalny system dopłat do tych niewidzialnych maseczek i powiązać go z pozwoleniami na indywidualne emisje CO2, czyli z podatkiem za oddychanie. W ten sposób zakończyłoby się pandemię i kryzys klimatyczny.