Jednym z miejsc, w których ogłoszono zniesienie większości restrykcji jest kanadyjska prowincja Alberta. Dziwnym trafem luzowanie zbiegło się w Kanadzie z wielkim protestem kierowców ciężarówek, którzy okupują stolicę kraju. Premier Justin Trudeau nazywa co prawda demonstrantów faszystami, nazistami, rasistami, homofobami i transofobami, ale wielu Kanadyjczyków dostrzegło w nich przedstawicieli „milczącej większości”. Trudeau może więc sobie pokrzyczeć, ale musi pójść na ustępstwa. Nie odholuje tirów z Ottawy, bo protesty poparli również pracownicy firm holujących.
Po cichu restrykcje są luzowane także w amerykańskich stanach rządzonych przez demokratów. Politycy, którzy dotąd opowiadali się za przymusem szczepień i noszenia maseczek, teraz milczą na ten temat. Na jesieni wszak wybory uzupełniające do Kongresu, a szanse demokratów na ich wygranie topnieją jak śnieg na zimowej olimpiadzie.
Trzeba jednak sprzedać ludowi nową narrację dotyczącą pandemii. W CNN wystąpiła więc jakaś lekarka twierdząca, że o ile znoszenie restrykcji kiedyś było złe, to teraz jest dobre, bo „zmieniła się nauka”. No cóż, nauka zmienną jest. Raz mówi, że 2+2=4, innym razem, że równa się pięć. Podejrzewam, że niektórzy „eksperci” medyczni będą w nadchodzących miesiącach mocno pracować nad tym, by zniknęły z internetu ich apokaliptyczne wypowiedzi o „milionach hospitalizacji dziennie”, do których miał doprowadzić wariant omikron. Jestem jednak sceptyczny co do ogłaszania końca pandemii. Już kilka razy ten „koniec” w Polsce i na świecie już przeżyliśmy.