"Węgiel to podstawa naszej energetyki, nie chcemy z niego rezygnować" – oświadczył podczas swojego expose premier Mateusz Morawiecki. To założenie okazuje się dzisiaj katastrofalne w skutkach, i to nie tylko dla naszej energetyki, ale przede wszystkim dla zdrowia.
Ze względu na bardzo wietrzną pogodę, w ostatnim tygodniu mogliśmy trochę odetchnąć świeżym powietrzem. W dodatku elektrownie wiatrowe pracowały z mocą aż 6700 MW. To oznacza, że były w stanie zaspokoić zapotrzebowanie na energię elektryczną 1/3 wszystkich odbiorców w Polsce. To zaś oznacza, że wiatr dał prąd wszystkim gospodarstwom domowym w Polsce. Ekologiczne? Bez wątpienia. Zdrowo? Wiadomo. Tanie? Oczywiście. Opłacalne? Jak najbardziej, ale tylko pod jednym warunkiem: że nie stosujemy ekonomii Prawa i Sprawiedliwości. Tam to, co jest białe, jest czarne, a co czarne, jest białe. A może na odwrót? Tylko jeden logik tej partii zna rozwiązanie tej zagadki.
W tym odwróconym świecie najbardziej opłacalne jest eksploatowanie złóż węgla i zatruwanie środowiska naturalnego, czyli między innymi każdego z nas. Polska jest liderem w niechlubnym rankingu państw o najbardziej zatrutym powietrzu w Europie. Byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie ograniczono zanieczyszczeń powietrza emitowanych przez przemysł i energetykę. Pod tym względem ucywilizowały nas wymogi unijne, które kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości przedstawia jako kaganiec narzucony polskiej energetyce węglowej.
Mamy wyjątkowe szczęście w tym roku, że niemal cały styczeń i początek lutego są wyjątkowo wietrzne. To bardzo poprawiło jakość powietrza w wielu regionach, w których zazwyczaj o tej porze roku występuje największe w całej Europie skupienie w powietrzu wielopierścieniowych węglowodorów aromatycznych oraz pyłu zawieszonego PM10 i PM2,5. Cząsteczki PM10 mają średnicę poniżej 10 mikrometrów i są szczególnie ciężko wykrztuśne. Podobnie jak cząsteczki pyłu PM 2,5 składającego się z cząstek o średnicy poniżej 2,5 mikrometra. Zimą w wielu regionach Polski stężenie tych cząstek w powietrzu wielokrotnie przekracza normy europejskie. Co to oznacza dla mieszkańców tych regionów? Wszystko co najgorsze, bowiem pył zawieszony PM10 składa się z wielopierścieniowych węglowodorów aromatycznych, takich jak rakotwórczy benzo(a)piren. Zawiera też dioksyny, furany, metale ciężkie i ich związki. Wdychanie tych składników powoduje choroby górnych dróg oddechowych, raka płuc i choroby serca.
Normy jakości powietrza ustala Dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady 2008/50/WE z dnia 21 maja 2008 r. Niestety nikt się nią w naszym kraju nie przejmuje. No bo i po co? Przewiduje ona, że maksymalne dopuszczalne średnie roczne stężenie pyłu PM10 w powietrzu to 40 µg/m3, a norma dla stężenia średniodobowego to 50 µg/m3. Dyrektywa wskazuje, że norma dla średniego stężenia dobowego może zostać przekroczona w ciągu roku maksymalnie przez 35 dni.
Jeszcze bardziej „restrykcyjna” jest pod tym względem Światowa Organizacja Zdrowia, która wskazuje, że żeby uchronić się przed chorobami dróg oddechowych i serca, stężenie PM10 nie powinno przekraczać 20 µg/m3.
Jak Polska spełnia te normy? Tragicznie! W wielu regionach naszego kraju dobowe stężenia PM10 wielokrotnie przekraczają normę – zazwyczaj są wyższe niż 75 µg/m3 lub wahają się w zakresie 50–75 µg/m3. Szczególnie zagrożeni są mieszkańcy Nowego Sącza, Zabrza, Gliwic, Sosnowca i Katowic. W tych miastach zwiększone stężenie PM10 występuje zazwyczaj przez ok. 120 dni.
Absolutnym niechlubnym liderem w skali Europy, a może nawet i świata, jest Kraków, gdzie dopuszczalny poziom dobowego stężenia PM10 był w ostatnich latach przekraczany przez 151 dni. Z punktu widzenia chorób płuc i serca to niemalże strefa zero najgorszego zanieczyszczenia powietrza w Europie.
Dlaczego tak się dzieje? Czemu na początku trzeciej dekady XXI wieku, kiedy świat przechodzi na odnawialną energię elektryczną, Polska jest epicentrum najbardziej zatrutego powietrza na starym kontynencie? Dlaczego na 50 miast o najwyższym stężeniu PM2,5 w UE, aż 33 to miejscowości z Polski? Dlaczego we wszystkich polskich stacjach badania jakości powietrza roczna norma WHO pyłów PM2,5 (10 µg/m3) została przekroczona aż trzykrotnie?
Odpowiedź jest banalnie prosta i zawarta w wypowiedziach dwóch premierów pisowskich rządów. Po objęciu stanowiska prezesa Rady Ministrów w 2016 roku, pani Beata Szydło złożyła w Sejmie projekt ustawy o polskiej energetyce. Broniąc tego fatalnego projektu, oświadczyła: „Nie zgadzamy się na to, żeby w Polsce można było robić łatwe interesy kosztem obywateli czy polskiej gospodarki”. Efektem przyjęcia pisowskiej ustawy był całkowity paraliż polskiej energetyki ekologicznej, bazującej na zielonej energii odnawialnej. Od tego czasu w Polsce nie powstała żadna nowa elektrownia wiatrowa.
Wszystkie moce przerobowe zostały przerzucone na węgiel, o którym premier Mateusz Morawiecki mówił: „Węgiel to podstawa naszej energetyki, nie chcemy z niego rezygnować. To ważne dla Śląska i Zagłębia, ale także dla całej Polski. W długofalowy sposób planujemy reformy. Województwo śląskie staje się jednocześnie zagłębiem nowych technologii”.
Na zakończenie tego artykułu chciałbym podać kilka informacji opartych na różnych źródłach naukowych, które czytelnik może sobie sam zinterpretować.
Oddychanie powietrzem zawierającym duże ilości pyłu zawieszonego PM 2,5 i PM10 zawierającym tlenki: siarki, azotu, węgla i ozonu prowadzi do:
Czy zatem nadal chcemy zostać przy węglu jako głównym surowcu energetycznym Polski?
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.