Dużo dzieje się ostatnio wokół naszego bezpieczeństwa. Komunikatom o kolejnych zatrzymaniach ruskich szpiegów towarzyszą ostrzeżenia o wzroście zagrożeń. Z drugiej strony eksperci ostrzegają, że polityczna gra tematem w sytuacji, gdy polski system ochrony nie wygląda najlepiej, to ogromny brak odpowiedzialności.
Jedno nie ulega wątpliwości. Zagrożenia rosną bez względu na ocenę ich charakteru. Niedoinformowane społeczeństwo wiąże je głównie z wojną w Ukrainie. To szkodliwy mit, nad którym powinny wspólnie pracować władze państwowe, samorządy, media i organizacje pozarządowe. Naprawdę wyzwania są jak hydra z wieloma głowami. Nie tylko odrastają stare. Nowe mnożą się w zastraszającym tempie. Przyczyną jest globalna niestabilność, która generuje zagrożenia w zastraszającym tempie.
W XX w. najczęściej ograniczały się do militarnych, a w czasie pokoju do szpiegowskich i kryminalnych. Dziś bezpieczeństwo ma już wymiar ekonomiczny, ekologiczny, energetyczny, żywnościowy, cybernetyczny i finansowy, żeby wymienić podstawowe. Wyzwaniem jest AI i Kosmos. Tyle że w Polsce nawet nad kluczowymi aspektami nie panuje nikt, a powody są różne.
Po pierwsze, bezpieczeństwo było i jest „wdzięcznym” tematem gier politycznych. Choćby dlatego, że za naszą wschodnią granicą mamy wojnę, której towarzyszą zagrożenia dywersyjne i dezinformacyjne. Ogromna jest pokusa ich wykorzystania do wystraszenia społeczeństwa apokalipsą. Oczywiście, gdy nie zagłosuje na partię X, a nie daj Boże, odda głos na ugrupowanie Y.
Po drugie, jakoś tak się dzieje, że III RP nie wie, co zrobić ze służbami specjalnymi. Dla polityków wszystkich opcji nie są jednym z najsprawniejszych instrumentów państwa, tylko problemem. A jeśli tak, bezpiecznie trzymać się od nich z daleka. To w najlepszym przypadku, bowiem z reguły politycy traktują służby jako przeszkodę. Nie tylko patrzą na ręce, ale jeszcze dostarczają informacji niezgodnych z partyjnymi wizjami świata i Polski.
Po trzecie, niskie kompetencje partyjniaków wpływają destrukcyjnie na system bezpieczeństwa. Tak, chodzi o system, bowiem armia i służby specjalne nie mają nań monopolu. Są jedynie elementami większej całości, wprawdzie kluczowymi, ale daleko nie jedynymi. Weźmy chociaż policję, straż pożarną i ochronę medyczną, które ze służbami gazowymi i energetycznymi, górniczymi i górskimi składają się na system ratownictwa.
A co powiedzieć o Obronie Cywilnej, której praktycznie nie mamy. To ona powinna zapewniać bezpieczeństwo przed klęskami żywiołowymi czy technogennymi, a w czasie wojny chronić przed zagrożeniami lotniczymi, radiacyjnymi, chemicznymi i biologicznymi.
Tak rozgałęziona geografia zagrożeń, a więc instytucji przeciwdziałania, wymaga odpowiedniego prawa i organizacji. Potrzebne są struktury wykrywania, ostrzegania, dowodzenia i logistyki. Wszystko trzeba skoordynować. Należy wątpić, czy w epoce politycznych łupów, czyli feudalnych księstw, na które dzieli się aparat władzy i administracja różnych szczebli, ktoś niczym z lotu ptaka panuje nad systemem bezpieczeństwa. O ile go mamy. Czy w ferworze wojny plemiennej i udzielnych włości, ktoś w ogóle ma głowę, aby pochylić się nad problemem skomplikowanym, za to nie przynoszącym korzyści politycznych oraz finansowych? Na żmudnej pracy nad sprawnym mechanizmem łączącym tysiące instytucji oraz innych podmiotów kariery się nie zrobi. Natomiast pod ogniem przeciwnika i zawistnych kolegów polec łatwo.
W efekcie polska opinia publiczna ma do czynienia z dwoma biegunami. Pierwszy rządowy, a szerzej obozu władzy twierdzi, że system bezpieczeństwa nie tylko istnieje, ale działa sprawnie. Tyle że właśnie dlatego, że dotyczy bezpieczeństwa, jest z natury tajny. Wiedza na ten temat jest siłą rzeczy udziałem mitycznych wtajemniczonych i oczywiście kompetentnych. Cała reszta wiedzieć niczego nie musi, a nawet nie powinna.
Na drugim biegunie opozycja polityczna krzyczy głośno, że nasze bezpieczeństwo to pusty frazes, bo król jest nagi. Najlepiej więc zaorać pozory i budować, budować od nowa! Z nowymi stanowiskami dla właściwych ludzi i większymi budżetami.
Jeśli do ignorancji polityków dodać kompletny brak edukacji oraz informacji, skutki są opłakane, a będą tragiczne. W godzinie „Z” – jak realne zagrożenie – społeczeństwo wpadnie w histerię, a następnie zapanuje totalny chaos. Oczywiście, jak w to Polsce bywa, potem zacznie się szukanie winnych. Tyle że z powodu hydry zagrożeń nie będzie wtedy komu wymierzyć sprawiedliwości.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.