Bezpieczeństwo

Pomarańczowy alarm dla NATO

Wybuchy gazociągów Nord Stream 1 i 2 nie pozostawiają złudzeń. To była rosyjska dywersja. Putin nie mógł przesłać Zachodowi wyraźniejszego sygnału eskalacyjnego, a NATO dało się zaskoczyć.

Robert Cheda
Foto: Влада на Република Северна Македонија, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons

Od początku rosyjskiej agresji z NATO jest coś nie w porządku. Polscy eksperci wojskowi powtarzają jak mantrę: sojusz nie powinien jedynie reagować, tylko grać z Rosją ofensywnie. Pytają, dlaczego manewrami wzdłuż długich granic Rosji Zachód nie odciągnie armii Putina walczącej w Ukrainie? Dlaczego w ten sposób nie zapobiegnie przerzutom posiłków? W zbrodniczej agresji biorą udział jednostki od Kaliningradu po wybrzeże Pacyfiku. Mimo że NATO jest z założenia sojuszem obronnym, brało przecież aktywny udział w antyterrorystycznych ekspedycjach do Iraku i Afganistanu. Dziś powinno aktywnie demonstrować Rosji potencjał, czyli zdolność odstraszania od własnej flanki wschodniej, pokazując jedność i determinację w obronie Europy.

Tymczasem rosyjski sabotaż rurociągu zaskoczył UE i Sojusz, podważając zaufanie opinii publicznej do własnych rządów oraz mechanizmów zbiorowego bezpieczeństwa. Kiedy Putin rozpoczął przykręcanie Unii gazowego kurka, sekretarz generalny Jens Stoltenberg głośno deklarował przejęcie przez NATO bezpieczeństwa energetycznego Europy. Kwatera główna w Brukseli włączyła się w planowanie alternatywnych źródeł i szlaków dostaw. Jednak o ochronie wrażliwej infrastruktury było jakoś cicho.

Oczywiście bezpieczeństwo tras przesyłowych leży na barkach państw-importerów oraz koncernów surowcowych. Jednak nie chodzi o zapewnienie obrony przed atakami ISIS czy Al-Kaidy, tylko sytuację wojenną. Rurociągowa dywersja jest kolejnym aktem rosyjskiej agresji hybrydowej, ale po raz pierwszy zbrojnym atakiem na Europę.

Dlaczego wcześniejsze użycie broni chemicznej, jaką jest środek bojowy „nowiczok”, nie postawiło NATO w stan alarmu? Przecież dywersji infrastrukturalnych można było się spodziewać. W latach 2020–2021 okręty podwodne Putina dokonywały zbrojnej demonstracji w pobliżu transatlantyckich kabli komunikacyjnych, którymi m.in. odbywa się transfer danych kluczowego dla Zachodu systemu SWIFT. Ich przerwanie to pewna zapowiedź finansowego, a zatem społeczno-gospodarczego chaosu. To również koniec Internetu.

Z kolei na kilka miesięcy przed agresją Rosja zestrzeliła demonstracyjnie własnego (nieczynnego) satelitę. Zagrożenie destrukcją Międzynarodowej Stacji Kosmicznej gradem orbitalnych odłamków to niestety nie jedyna konsekwencja. Przeniesienie wojny w kosmos wywołuje jeszcze większe niebezpieczeństwo niż przecięcie kabli i rurociągów. To koniec systemu GPS niezbędnego w codziennym życiu, a także w bezpiecznej komunikacji morskiej, lotniczej, ale przede wszystkim kluczowego dla zachodnich armii. Moskwa pokazuje więc wyraźnie trzy kwestie.

Po pierwsze jest w stanie zniwelować różnicę poziomów pomiędzy własną armią i siłami NATO, niszcząc infrastrukturę newralgiczną z punktu widzenia naszej przewagi. Jest także w stanie fundamentalnie zagrozić naszej przyszłości ekonomicznej. Ofiarą identycznego sabotażu może paść dowolny rurociąg. Na czele z kluczowym dla Polski Baltic Pipe, strategiczną linią energetyczną czy nadajnikami komunikacyjnymi. Po drugie, Moskwa przyznaje, że w Ukrainie walczy z Zachodem, czyli USA, UE i NATO. Po trzecie i najważniejsze, Kreml pokazuje własną determinację wojenną. Wysadzenie w powietrze trzech nitek Nord Stream to przejrzysty sygnał eskalacyjny.

Niestety to także kolejne przesunięcie przez Rosję nieprzekraczalnych czerwonych linii, za którymi czai się otwarta wojna. Sabotaż energetyczny łączy się płynnie z jądrowym szantażem Putina. Sankcje i klęski operacji specjalnej na Ukrainie sprawiły, że ma niewiele atutów. W ręku pozostała mu wyłącznie broń atomowa, ataki Zielonych Ludzików lub, co gorsza, operacje podprogowe regularnych sił zbrojnych na wschodniej flance NATO.

Tymczasem Sojusz zamiast działać, ogłaszając pomarańczowy alarm, jedynie deklaruje, a co gorsza debatuje. Nasz czołowy teoretyk wojskowości generał Stanisław Koziej wskazuje na główne niebezpieczeństwo. Pyta, czy NATO jest w stanie uruchomić punkt 4 i 5 Traktatu Waszyngtońskiego, lub w ogóle dojść do porozumienia, aby zareagować? Niestety sytuacja wokół Nord Stream nie napawa optymizmem. Odpowiedzi kluczowej dla naszego bezpieczeństwa wciąż brak.


Przeczytaj też:

Wzmacniajmy NATO. Ufajmy sobie!

Wzmacnianie zdolności militarnych i politycznych Sojuszu leży w żywotnym interesie Polski. Niestety, jak pokazała wojna w Ukrainie, liczyć możemy głównie na siebie. W rzeczywistości NATO robi wiele, aby atak Rosji na własną flankę wschodnią uczynić nieuchronnym.

Ukraińska kontrofensywa. Wnioski dla NATO

Ukraińskie dowództwo niejeden raz zapowiadało kontrofensywę. Na atak, który wyprze rosyjskiego wroga z okupowanych terytoriów z niecierpliwością czekają Ukraińcy oraz wszyscy ludzie dobrej woli wspierający Kijów w heroicznym oporze przed brutalnym agresorem. Niestety odpowiednie przygotowanie arm...

Mobilizacja, czyli Putin w opałach

Zarządzona przez Kreml mobilizacja stawia cele wychodzące daleko poza wojenny sens. Jednak bez względu na kalkulacje jest nie tylko przyznaniem się do klęski, ale ryzykownym krokiem. Niestety także dla nas.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę