Ukraińskie dowództwo niejeden raz zapowiadało kontrofensywę. Na atak, który wyprze rosyjskiego wroga z okupowanych terytoriów z niecierpliwością czekają Ukraińcy oraz wszyscy ludzie dobrej woli wspierający Kijów w heroicznym oporze przed brutalnym agresorem. Niestety odpowiednie przygotowanie armii nie jest sprawą prostą, z czego wynikają pilne wnioski dla NATO.
11 lipca ukraiński minister obrony Ołeksiej Reznikow oświadczył publicznie, że jego armia podejmie kontratak na dużą skalę.
– Wojsko doskonale rozumie, że z politycznego punktu widzenia to jest coś bardzo potrzebnego naszemu państwu. Prezydent rozkazał więc Sztabowi Generalnemu przygotować plany – powiedział Reznikow brytyjskiej gazecie „The Times”.
Tyle że jest to deklaracja powtarzana od miesięcy. Tymczasem w opinii natowskich ekspertów Rosja nadal posiada tak zwaną inicjatywę operacyjną. Mówiąc prościej, decyduje kiedy, jakimi siłami i gdzie uderzyć w ukraińską obronę. Zachodni wojskowi podkreślają jednocześnie, że samą obroną, nawet najbardziej uporczywą, wojen się nie wygrywa. Można jedynie opóźnić własną klęskę.
Nic dziwnego, że cała społeczność międzynarodowa życzliwa Ukrainie lub wspierająca wysiłek wojenny Kijowa oczekuje ofensywy z niecierpliwością. Podobnie jak sami Ukraińcy, liczy, że zakończy się powodzeniem. Klęska wymusi na Moskwie zakończenie agresji, a w optymistycznym wariancie będzie kosztowała Putina władzę, a może i głowę.
Tyle że sprawa nie jest taka prosta, pomimo że strona ukraińska zmobilizowała do walki ok. miliona żołnierzy. Problem polega na ich odpowiednim wyszkoleniu i wyposażeniu. W 2018 r. Polska zadecydowała o utworzeniu 18 dywizji zmechanizowanej, której zadaniem jest obrona wschodniej granicy, a w praktyce obszaru od Bugu do Wisły. Oczywiście nie w pojedynkę, tylko razem z istniejącymi jednostkami. W 2022 r. „Żelazna Dywizja” ukończyła etap podstawowego formowania.
Zgranie brygad, oddziałów wsparcia, a przede wszystkim kompletne wyposażenie to horyzont 2024–2026 r. Doprowadzenie 18 dywizji do pełnej zdolności bojowej pokazuje, jak skomplikowany, kosztowny, a przede wszystkim czasochłonny jest to proces. Przy tym odbywa się w warunkach pokojowych, a nie pod presją wojny.
Ukraina szkoli nowe brygady dzień i noc. Przeszkodą jest nie tylko czas, ale także konieczność obrony, która stawia dowództwo przed dylematem. Uzupełniać sprzętem i przeszkolonymi ludźmi jednostki wykrwawiające się w Donbasie, pod Charkowem i na południowym froncie, czy zachować gros świeżych sił do wypatrywanej kontrofensywy?
Niestety w przypadku załamania linii frontów losy wojny mogą się rozstrzygnąć szybciej, niż czas wymagany do przeszkolenia nowych brygad. Przecież banda Putina też nie śpi. Rosjanie ściągają rezerwy, uzbrojenie i szkolą morderców.
Wszystko razem sprawia, że prawdopodobnie ukraińska armia będzie zdolna do działań ofensywnych na większą niż dotychczas skalę dopiero jesienią. Tak przynajmniej twierdzą polscy wojskowi. A może świadomie dezinformują Moskwę i Ukraińcy uderzą szybciej? Oby.
W tym kontekście niezwykle ważne jest dozbrajanie obrońców. Jednak Ukraina ma spory problem z opanowaniem zachodniego sprzętu. W porównaniu z dotychczasowym, czyli posowieckim, to niebo i ziemia. Ale nowa broń jest znacznie bardziej skomplikowana. Nawet użycie polskich czołgów T-72 wymagało kilkunastu tygodni treningów. Co dopiero powiedzieć o natowskich systemach łączności, kierowania ogniem, obserwacji pola walki. Żołnierze zachodnich armii poświęcają na to miesiące i lata.
Równie wielkim problemem jest różnorodność sprzętu przekazywanego Ukrainie. Mimo standaryzacji podstawowych parametrów, każdy z francuskich, polskich, niemieckich, brytyjskich czy amerykańskich systemów ma własną specyfikę obsługi, a więc szkolenia. Wymaga innych części zamiennych i amunicji. W tym momencie wkraczamy do ogródka NATO.
Zgodnie z ustaleniami madryckiego szczytu NATO w Polsce znajdą się stałe bazy uzbrojenia i wyposażenia. Teoretycznie gotowego do użycia przez jednostki podwyższonej gotowości Sojuszu. Tyle że żołnierze przeszkoleni w obsłudze będą stacjonowali w swoich krajach. A co będzie, jeśli nie zdążą? Czy NATO przewidziało sytuację, w której to zmobilizowani Polacy wsiądą do włoskich, brytyjskich czy francuskich czołgów i transporterów opancerzonych? Czy też będą, tak jak Ukraińcy, potrzebowali długich miesięcy szkolenia, aby celnie wystrzelić z haubicy lub moździerza?
Po drugie, czy NATO ma plany awaryjne na wypadek ,gdyby Rosja zaatakowała Polskę jutro? Na papierze 300 tys. żołnierzy sił szybkiego reagowania Sojuszu wygląda imponująco, podobnie jak przewaga jakościowa sprzętu. Tyle tylko, że fizycznie takich sił nie ma i długo nie będzie. Kanclerz Olaf Scholz zapowiedział, że Bundeswehra dostanie 100 mld euro, co pozwoli na sformowanie i uzbrojenie ekwiwalentu 3 ciężkich dywizji. Minister Mariusz Błaszczak zapowiedział – i słusznie – utworzenie jeszcze dwóch dywizji Wojska Polskiego. Tylko kiedy nowe jednostki staną na drodze ruskiej hordy? Za 10 lat?
Co tam nowe dywizje. Gdy w ramach umowy z Berlinem przekazaliśmy Ukrainie nasze T-72 w zamian za niemieckie maszyny, okazało się, że nasz sojusznik nie wywiąże się z umowy. Obiecane czołgi Leopard trzeba najpierw wyprodukować.
Nie chodzi o straszenie, tylko przyspieszenie w oparciu o tragiczne doświadczenia Ukraińców. Może dość obrad komitetów NATO od szczebla ministrów do poruczników. Pora na czyny. Tak się składa, że za dwa tygodnie będziemy obchodzili kolejną rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Nieraz w historii mieliśmy za broń „Visy na tygrysy” i kosy na sztorc. Zbrójmy się i organizujmy póki czas. Róbmy to z głową i apelujmy o to samo do sojuszników z NATO.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.