Armatorów poinformowano drogą mailową, że ich statki stały się "przedmiotem przymusowego przekształcenia w mienie państwowe bez odszkodowania dla właścicieli." Samozwańcza republika przystąpiła w ten sposób do tworzenia "floty narodowej" "na bazie skonfiskowanych zagranicznych statków."
Zarejestrowany w Liberii armator Smarta Shipping, właściciel zrabowanego masowca, oprócz lamentu i protestu skierowanego w powietrze (no, bo do kogo, konkretnie, może się zwrócić o pomoc w odzyskaniu statku?) stwierdził, że ten akt złodziejstwa stanowi poważne zagrożenie dla żeglugi i bezpieczeństwa na morzu.
Natomiast Rustem Umerow, deputowany do parlamentu Ukrainy, trafniej określił te sytuację: "Działania wroga na Morzu Czarnym, czyli siłowe zatrzymywanie statków i blokowanie ukraińskich wód, wyczerpują znamiona piractwa."
W XVIII wieku w ówczesne prawo morskie wpisana była zasada: "Pirata est hostis humani generis" czyli "Pirat jest wrogiem całego rodzaju ludzkiego." Jednym z najsławniejszych był Bartholomew Roberts, skończył jak większość innych – umarł od postrzału, a jego załogę schwytano i osądzono: "zawiśli na rejach, a ich martwe, nasmołowane ciała kołysały się na wietrze przez wiele dni, stanowiąc ostrzeżenie dla innych ludzi morza, by nie naszła ich kiedyś ochota na żeglowanie pod czarną flagą" (Benerson Little, "Złoty wiek piratów").
Podobny los spotka piratów z samozwańczej republiki, wprawdzie ich nasmołowane ciała nie zawisną na rejach, ale zostaną osądzeni tak, jak piraci na to zasługują. I głupcy nie zdają sobie sprawy, że narazili się sile potężniejszej niż Ukraina.