Uważam, że nie. Tym bardziej, że do dyskusji własne trzy grosze wtrącił prezydent USA Joe Biden, który w wystąpieniu przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ poświęcił kilka słów obronie protestujących. W realiach irańskiej polityki jednak poparcie amerykańskich przywódców często jest pocałunkiem śmierci, pozwalającym ortodoksom portretować swoich liberalnych adwersarzy jako "agentów Szatana".
Irańska domowa wojna o chusty niemal na pewno zatem nie przyniesie widocznego efektu pod postacią likwidacji Patroli Przewodnictwa czy poluzowania norm dotyczących kobiecego stroju. Zresztą od sporów o chusty jako symbol zniewolenia kobiet odcinają się nawet muzułmańskie – w tym irańskie – feministki. One akurat od lat uważają dress code – chusty, czadory czy burki – za kwestię drugo-, może nawet trzeciorzędną. Z ich perspektywy kluczowymi wyzwaniami dla emancypacji kobiet w krajach muzułmańskich są przede wszystkim zmiany w prawie, które będą równoważyć prawa kobiet i mężczyzn w sprawach o fundamentalnym znaczeniu: np. w sprawach zatrudnienia, opieki nad dziećmi w razie rozwodu (obligatoryjnie opiekunem jest w takiej sytaucji ojciec, a nie matka), zrównanie pozycji wobec sądu (przykładowo, zdarza się, że sądy uznają, że dopiero jednobrzmiące zeznania dwóch kobiet są "równe" zeznaniu jednego mężczyzny).
Z drugiej jednak strony, Iran to jedno z najbardziej zwesternizowanych i emancypacyjnych społeczeństw Bliskiego i Środkowego Wschodu – i ta kulturowa wojna toczy się tu na wielu frontach, systematycznie podkopując wizję świata konserwatywnego duchowieństwa. Już w 2013 r. młoda dziennikarka Masih Alineżad zainicjowała kampanię postów w mediach społecznościowych, dokumentujących akty nieposłuszeństwa Iranek w każdym wieku: zrzucania hidżabów. Kampania przez kilka lat przyciągnęła miliony obserwujących i tysiące klipów z buntowniczym rytuałem. W 2015 r. przez Republikę przetoczyła się kampania na rzecz dopuszczenia kobiet do sportu: zarówno uprawiania niedostępnych dla nich dyscyplin, jak i udziału w wydarzeniach sportowych. Jeszcze wcześniej, w 2006 r., irańskie aktywistki rozpoczęły zakrojoną na ogólnokrajową skalę kampanię, zmierzającą do zebrania miliona podpisów pod petycją do parlamentu na rzecz zmiany dyskryminacyjnych przepisów w perskim prawodawstwie.
Z drugiej jednak strony masowe protesty to wyraźny sygnał dla władz w Teheranie, że perski kompromis między ortodoksyjnymi konserwatystami a liberalnymi piewcami swobód osobistych to wciąż ruchoma granica, która nieuchronnie przesuwa się na korzyść tych drugich.
Tyle że metodą małych kroczków. W sierpniu, po raz pierwszy od obalenia szacha w 1979 r., kobiety weszły na ligowy mecz piłki nożnej w Teheranie. Co ważniejsze, od wielu już lat studia wyższe kończy więcej Iranek niż Irańczyków, choć życie zawodowe rozpoczyna potem znacznie mniejsza grupa absolwentek. Ale i tu widać zmiany, w sporej mierze zainicjowane przez możliwości prowadzenia biznesu online: businesswomen w Iranie przybywa w szybkim tempie i wszystkie zgodnie zapowiadają, że dopiero sygnalizują nadciągającą falę rodaczek, które biorą swoje życie w swoje ręce. Z każdym rokiem ortodoksyjnym jastrzębiom trudniej będzie odwrócić ten trend, jakkolwiek blisko Proroka by nie byli.