Irak

Ponowne zniknięcie imama

Muktada as-Sadr, jeden z najpotężniejszych polityków w Iraku –  i najbardziej wpływowych duchownych w regionie – ogłosił finalne odejście z polityki. Ale, jak wiele razy w polityce bywa, kto ogłasza odejście, ten najmocniej pragnie powrotu. Tyle że na własnych warunkach.

Mariusz Janik
Muktada as-Sadr. Foto: Khamenei.ir, CC BY 4.0, via Wikimedia Commons

"Zdecydowałem się nie wtrącać się już do spraw polityki, a teraz ogłaszam ostateczne przejście na emeryturę i zamknięcie wszystkich instytucji [ruchu sadrystowskiego – przyp. red.]" – napisał Sadr w oświadczeniu, jakie pojawiło się w jego mediach społecznościowych pod koniec sierpnia. "Pomimo tego aktu zniknięcia, Muktada as-Sadr nigdy nie był bardziej obecny" – skwitował to brytyjski tygodnik "The Economist".

I Brytyjczycy uchwycili istotę rzeczy. W ciągu kilku godzin sadryści chwycili za broń – i to nie tylko kałasznikowy, ale też wyrzutnie RPG czy posiadane w arsenałach katiusze, by zetrzeć się w centrum Bagdadu – rządowej Zielonej Strefie, dawnym bastionie amerykańskich administratorów – z bojówkarzami innych frakcji szyickich i służbami bezpieczeństwa. W trwających kilkadziesiąt godzin starciach zginęło co najmniej trzydzieści osób, a mogło być więcej, gdyby nie kolejna demonstracja siły as-Sadra: na jego rozkaz sadryści wycofali się do swoich siedzib. O ironio, od tamtej pory w Iraku panuje spokój jak rzadko – tyle że ta cisza brzmi jak cisza przed burzą.

W cieniu przodków

Władza jest wpisana w DNA 48-letniego polityka i duchownego. Klan as-Sadr to jedna z najpotężniejszych rodzin na Bliskim Wschodzie, a historia rodu to zestaw opowieści o czynach wielkich przodków i cenie, jaką przyszło im za to zapłacić.

Zaczyna się od ojca. Ajatollah Muhammad Sadik as-Sadr pierwszy raz do irackiego więzienia trafił w 1972 r., jeszcze zanim urodził się Muktada. Drugim razem oprawcy poturbowali go tak bardzo, że po wyjściu na wolność zamknął się w domu na wiele lat, nieustannie się umartwiając. Wrócił do aktywności publicznej po pierwszej wojnie w Zatoce, gdy wymierzone w Saddama Husajna powstanie irackich szyitów skończyło się rzezią rebeliantów. Pozostawiony wówczas u władzy przez prezydenta Busha seniora Saddam pozbył się go dopiero pod koniec dekady. "Nieznani sprawcy" w 1999 r. zastrzelili w Nadżafie zarówno ajatollaha, jak i dwóch starszych braci Muktady.

Nie był to pierwszy Sadr stracony przez Saddama. W 1980 r. w okrutny sposób zamordowany został Muhammad Bakir as-Sadr, największy teolog w rodzinie, iracki odpowiednik – pod względem autorytetu, ale i przekonań – ajatollaha Chomeiniego. Agenci bezpieki mieli najpierw znęcać się nad siostrą duchownego, a po zamordowaniu jej podpalili brodę duchownego, a dzieła dokonali wbijając w jego głowę gwoździe. Po latach Muktada ożenił się z córką tego kuzyna.

Jeszcze inny kuzyn, Musa, za młodu wyjechał do Libanu. W latach 60. i 70. stopniowo budował swoją pozycję wśród libańskich szyitów, zakładając pierwsze instytucje reprezentujące tę najbardziej upośledzoną – a zarazem najliczniejszą – z grup społecznych w kraju. Z nich wyrosły potem partie szyickie, na których z kolei z czasem wyrosła potęga libańskiego Hezbollahu. Ale tego Musa as-Sadr już nie doczekał: w 1979 r. wypuścił się z wizytą do Muammara Kadafiego. W jej trakcie zniknął: Libijczycy twierdzili, że z Libii poleciał do Rzymu, ale w Rzymie znaleziono tylko walizki duchownego i jego dwóch towarzyszy. Zniknięcie Musy jest do dziś nie wyjaśnioną zagadką nowoczesnej historii świata arabskiego.

Muktadę siepacze Saddama oszczędzili. Jak twierdził po latach Vali Nasr, amerykański politolog i badacz szyizmu – jako nastolatek syn Wielkiego Ajatollaha zamknął się w domu i godzinami grał na komputerze, co przyczyniło się do powstania jego pierwszego przydomku: mułła Atari. Niezbyt ciągnęło go do świętych ksiąg, tytuły teologiczne zaczął nadganiać dopiero po latach. Do upadku Saddama przebywał praktycznie w areszcie domowym, ściśle nadzorowanym przez bezpiekę.

Młokos znikąd

Wypłynął dosyć niespodziewanie dla wszystkich w 2003 r. Paul Bremer, pierwszy z przysłanych przez Waszyngton zarządców kraju, w swoich wspomnieniach zapisał, że któregoś dnia administratorzy dowiedzieli się, że jakaś lokalna gazetka z Nadżafu opublikowała listę zdrajców ojczyzny, których należałoby zabić. Autor tekstu niewiele wcześniej wzywał na łamach gazety do organizowania islamskiej armii.

Trzydziestolatek z Nadżafu nie pasował do obrazka, jaki Amerykanie wyrobili sobie po doświadczeniach z Iranu: że masy porywają sędziwi, charyzmatyczni, siwobrodzi starcy. Tu chodziło niemalże o szczawika, którego nie potrafił sobie przypomnieć żaden z ich zwolenników, słabo wypadającego w nielicznych wystąpieniach publicznych.

Najwyraźniej jednak obdarzonego znamienitym instynktem politycznym lub utalentowanymi doradcami. Muktada bowiem zbudował swoją pozycję w ledwie kilka miesięcy: z jednej strony ruszając z opracowanym naprędce mechanizmem pomocy humanitarnej dla biednych szyickich dzielnic, a z drugiej strony oplakatowując Bagdad wizerunkami swoich znamienitych krewnych, nie pomijając własnego. Już w czerwcu 2003 r., właściwie kilka tygodni po wejściu marines do Iraku, dysponował zalążkiem swojej Armii Mahdiego. Ledwie rok po inwazji Armia wywołała w Iraku powstanie, które dla amerykańskiej administracji było jednym z największych utrapień w historii jej zarządzania krajem.

Dżihad przeciw USA po jakimś czasie przerodził się w pełzającą wojnę domową, w której Armia Mahdiego zwalczała sunnitów. Aż do 2008 r., kiedy to Muktada zniknął po raz pierwszy, ogłaszając przy okazji rozwiązanie Armii Mahdiego. Najprawdopodobniej wybrał się wówczas do Iranu, by wreszcie uzupełnić studia religijne. Wrócił z pompą trzy lata później i przekonał się, że nieobecność może być jednym z narzędzi budowania pozycji: witały go wielotysięczne demonstracje zwolenników, których wkrótce miał zaskoczyć – wzywając do tolerancji religijnej i pojednania.

Nie taki watażka

Za broń szyici złapali ponownie w 2014 r., gdy na Lewant padł cień Państwa Islamskiego. Szyici byli jednym z celów sunnickiego terrorystycznego kalifatu, sytuacja zaczynała więc przypominać tę z lat 2006–2008. Powstałe wówczas Brygady Pokoju stały się drugim wcieleniem Armii Mahdiego i w sporej mierze w takiej postaci przetrwały do dzisiaj. Stąd te wyrzutnie granatów i rakiet na ulicach Zielonej Strefy.

Łatwo jest z taką biografią wpaść w schemat uzbrojonego wojennego watażki, który od niemal dwóch dekad bruździ w irackiej polityce. As-Sadr potrafi jednak zaskoczyć, czego w ostatnich latach dowiódł już nieraz.

O pierwszej niespodziance już wspomnieliśmy: był to apel o pojednanie po powrocie do kraju w 2011 r. W kolejnych latach jego Brygady Pokoju były skuteczniejsze w walce z ISIS niż rządowa armia. Uważany kiedyś za protegowanego Teheranu Muktada odciął się od swoich dawnych irańskich mentorów i kilkakrotnie otwarcie, gorzko krytykował ich mieszanie się do irackiej polityki. Kilkakrotnie zafundował państwu okresy spokoju – prawda, że niedługie – które dowodzą, że gdyby w Iraku wreszcie zapanowała stabilność, jego władze miałyby szansę w stosunkowo szybkim tempie odbudować kraj.


Przeczytaj też:

Zagadkowy Syn Narodu

Pierwszy przywódca epoki cyfrowej w Azji Centralnej – tak Eurasianet podsumowuje wyborczy triumf Serdara Berdymuhamedowa, nowego prezydenta Turkmenistanu, jedynego syna swojego poprzednika, Gurbanguły Berdymuhamedowa. I na tym kończy się, póki co, lista komplementów.

Książę, który trzyma Zachód w garści

Europa deliberuje nad embargiem na rosyjską ropę, ale to turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan pierwszy ruszył z polityczną pielgrzymką do Arabii Saudyjskiej. Jego wizyta zwiastuje powolny powrót Domu Saudów na zachodnie salony. Ale łatwo nie będzie.

Monarcha w półcieniu

Charakterystyczną cechą najskuteczniejszych negocjatorów jest przezroczystość. I taki właśnie wydaje się być władca Omanu, sułtan Haitham ibn Tarik al-Said. Choć rządzi zaledwie dwa lata, zaczyna już odciskać swój dyskretny ślad na najważniejszych wydarzeniach w regionie.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę