Pół wieku nieustannej wojny rządu Stanów Zjednoczonych z kartelami narkotykowymi przyniosły tysiące ofiar, gigantyczne koszty finansowe i społeczne. Mimo coraz większych nakładów przeznaczanych na tę wojnę, Ameryka przegrywa ją na każdym kroku.
W ostatnich trzech dekadach XX wieku popyt na heroinę wzrósł 20-krotnie, a tańsza kokaina sprzedaje się 50 razy lepiej niż w latach siedemdziesiątych. Paradoksalnie czym wyższe są nakłady finansowe przeznaczane na zwalczanie narkotykowej pajęczyny oplatającej Stany Zjednoczone, tym silniejsze są jej struktury.
Oblicza się, że roczne wydatki na walkę z przemytem narkotyków na całym świecie wynoszą ponad 100 miliardów dolarów. Połowę tej gigantycznej kwoty wydają każdego roku same Stany Zjednoczone. Profesor Jeffrey Miron z podyplomowego studium badań nad narkomanią Uniwersytetu Harvarda wyliczył, że samo karanie za posiadanie przy sobie marihuany kosztuje podatników amerykańskich 13 mld dolarów rocznie.
Statystyki policyjne dowodzą wielkiej porażki amerykańskiej strategii w walce z przemytem, dystrybucją i konsumpcją narkotyków. Statystycznie co 42 sekundy policja lub DEA aresztuje kogoś w USA za posiadanie przy sobie marihuany lub innej zakazanej substancji psychoaktywnej. W samym tylko 2012 roku do aresztów trafiło 1,5 miliona ludzi. Wbrew powszechnie ukształtowanej opinii nie chodzi tu jedynie o ludzi z marginesu społecznego, ale o przedstawicieli wszystkich klas społecznych, grup etnicznych, wiekowych i intelektualnych społeczeństwa amerykańskiego. Archaiczne przepisy amerykańskiego prawa powodują, że Ameryka ma jedną z najwyższych statystyk więziennych na świecie: przy populacji stanowiącej 5% ludności świata Amerykanie stanowią 25% wszystkich więźniów świata (3 miliony ludzi). Statystycznie co setny Amerykanin siedzi w więzieniu za narkotyki.
Opracowany przez organizację Count and Costs raport z 2013 roku wskazuje, że mimo walki z przestępczością ceny wszystkich odmian narkotyków spadły na amerykańskich ulicach o 71%. Dowodzi to jedynie słuszności twierdzenia, że amerykańskie agencje ds. walki z przemytem narkotyków, z federalna Agencją Antynarkotykową (ang. Drug Enforcement Administration - DEA) na czele, poniosły jedną wielką porażkę, niezależnie od stosowania super-nowoczesnych metod namierzania przeciwnika.
Dyrektor wykonawczy Biura Narodów Zjednoczonych ds. narkotyków i przestępczości (UNODC) Antonio Maria Costa uważa, że ,,pierwszą niezamierzoną konsekwencją takiej polityki antynarkotykowej jest dynamiczny rozwój czarnego rynku, który napędza niebywałe zyski wszystkich jego uczestników od producentów po ulicznych dilerów. To rynek, na którym nie ma obaw o spadki podaży ani popytu. Jak długo narkotyki są objęte ścisłą prohibicją, możliwości zarobkowe ich wytwórców i sprzedawców są praktycznie nieograniczone. Mimo gigantycznej konkurencji, ścisłej terytorialności gangów narkotykowych oraz walki z policją i DEA, koszty przemytu oraz dystrybucji zwracają się wielokrotnie. Nowi przemytnicy i dilerzy, którzy pojawiają się jak grzyby po deszczu w miejsce aresztowanych przez policję i DEA, nie muszą obawiać się zastoju w ,,interesie”. UNODC oblicza, że pieniądze zainwestowane w czarny rynek narkotykowy w USA zwracają się stukrotnie już po pierwszym roku działalności przestępczej.
W przyszłym roku Amerykanie będą obchodzić stulecie wprowadzenia pierwszej ustawy antynarkotykowej. Ale czy ta rocznica jest powodem do radości? 100 lat temu dziadkowie i pradziadkowie dzisiejszych mieszkańców Ameryki mogli bez żadnych problemów kupić w każdej dowolnej aptece heroinę Bayera lub opium na astmę. Na rynku popularne były wina zawierające kokainę oraz zawierający niewielkie ilości czystej kokainy wydzielonej z południowo-amerykańskich liści koki wraz z dodatkiem afrykańskich orzeszków kola ,,cudowny napój” Johna Stitha Pembertona znany pod nazwą coca-cola.
Z kolei nowojorska Maltine Manufacturing Company produkowała napój alkoholowy będący czystą mieszanką alkoholu, kokainy i chininy. Naklejka na tylnej stronie butelki zachęcała do wypijania przynajmniej jednego kieliszka po każdym posiłku. Jak zapewniali lekarze, napitek koił nerwy i uwalniał od bólu głowy, a także był rekomendowany dla dzieci.
Mimo powszechnej dostępności psychotropów zawierających kokainę, marihuanę i opium, na początku XX wieku nie odnotowano epidemii narkomanii spowodowanej używaniem tych narkotyków. Nawet wolna sprzedaż substancji tak uzależniającej jak ,,cudowny lek” brytyjskiego chemika C.R. Aldera Wrighta, będący połączeniem morfiny z różnymi rodzajami kwasów, a nazywany popularnie heroiną, nie wywoływał negatywnych skutków społecznych, do jakich doprowadziło później wprowadzenie antynarkotykowej prohibicji.
Do 1916 roku na rynku amerykańskim istniały powszechnie dostępne i zalecane nawet dzieciom leki skonstruowane na bazie kodeiny, morfiny, heroiny, opium i kokainy.
Przełom w podejściu do tych substancji nastąpił dopiero w 1914 roku, kiedy kilku nadgorliwych kongresmenów wymusiło wprowadzenie zakazu stosowania i sprzedaży heroiny nieprzepisanej przez lekarza. Ustawodawcy na tym się nie zatrzymali, pięć lat później całkowicie zakazano lekarzom przepisywania tego ,,medykamentu”. Ceny zapasów heroiny znajdującej się w prywatnych magazynach i apteczkach domowych natychmiast poszybowały w górę.
Najgorsze skutki przyniosła jednak uchwalona w 1916 roku ustawa autorstwa demokratycznego kongresmena Francisa Burtona Harrisona, która czyniła z narkotyków ,,owoc zakazany” . 22 lata później, w 1937 roku Kongres USA ustanowił The Marihuana Tax Act of 1937 – ustawę zakazującą produkcji, sprzedaży i posiadania marihuany. Pierwotnie na ustawie najbardziej skorzystała FBI, która pod przykrywką walki z czarnym rynkiem narkotyków otrzymała swobodę łamania praw obywatelskich.
Wszystkie ustawy ,,przeciwdziałające narkomanii” poniosły z czasem klęskę.
Ich wartość prewencyjną bardzo trafnie podsumował kongresmen Ron Paul z Teksasu podczas debaty wyborczej w 2011 roku: ,,Jeżeli jutro zalegalizujemy narkotyki, to ilu z was na tej widowni uzależni się do heroiny? Oczywiście z nikim z was nie musi tak się stać".
W jednym z wywiadów dla telewizji NBC stwierdził także: ,,Czy jestem za heroiną bądź kokainą? Nie! Jestem za wolnym wyborem. Będąc zwolennikiem Pierwszej Poprawki do Konstytucji (dot. wolności słowa), nie muszę być przecież miłośnikiem pornografii... Wróćmy do czasów, kiedy wolny człowiek decydował o swoim losie".
Komu jednak zależy na wolnościach obywatelskich, kiedy prawo antynarkotykowe pozwala bezmyślnie trwonić 51 miliardów dolarów rocznie? Kogo stać na kampanię propagującą liberalizację przepisów, skoro agencje rządowe, w których interesie jest utrzymanie obecnego stanu rzeczy, dysponują pieniędzmi stanowiącymi równowartość budżetu dużego państwa afrykańskiego?
Nasuwa się pytanie: czy w ogóle DEA i podobnym organizacjom zależy na zwalczaniu przemytu i handlu narkotykami? To jest biznes jak każdy inny, z tą jedynie różnicą, że prowadzenie wojny narkotykowej opłaca się obu stronom konfliktu.
Dowodzą tego relacje Stanów Zjednoczonych z rządami krajów, z których płynie narkotykowa kontrabanda.
Kartele narkotykowe i gangi lokalne Ameryki Południowej współpracują ze skorumpowanymi przedstawicielami władzy. Śmieszyć może fakt, że przy obecnych metodach inwigilacji amerykańskie służby nie wiedzą, że pod granicą amerykańsko-meksykańską powstają specjalne tunele do przemytu ogromnych ilości kokainy i innych substancji narkotycznych. Od czasu do czasu DEA ogłasza wielki sukces w wykryciu przemytu, kiedy w międzyczasie na rynek amerykański trafiają setki ton zakazanych substancji. W kwietniu zeszłego roku amerykańska i meksykańska policja pochwaliły się odkryciem dwóch długich na kilkaset metrów podziemnych tuneli pod granicą obu państw. Nikt ze strony policji nie zająknął się jednak słowem, że oba tunele nie były używane od dłuższego czasu, ponieważ kartele znalazły już inny kanał przepływowy.
A przecież szmuglowane substancje z kokainą na czele pochodzą głównie z Peru, Kolumbii i Boliwii, a wiec muszą najpierw bezpiecznie dotrzeć do południowego sąsiada Stanów Zjednoczonych. Meksykańskie gangi zarabiają jedynie jako pośrednicy w procesie logistycznym. Każdy z uczestników łańcucha dystrybucyjnego zarabia swoją działkę. Producenci ze wspomnianych krajów Ameryki Południowej zarabiają 20% ceny finalnej narkotyku sprzedanego w USA. Jaka część dochodu trafia do skorumpowanych służb Meksyku i USA?
W 2013 roku na kanale YouTube pojawił się godzinny film dokumentalny pt „Breaking the Taboo”. Dokument z drugiego obiegu obnaża prawdę o przegranej wojnie Ameryki z gangami narkotykowymi oraz eksponuje naiwność większości polityków rządzących tym krajem od lat siedemdziesiątych.
Jednym z najważniejszych czynników składających się na tę porażkę jest korupcja służb i nadzorujących ich polityków. W marcu 2015 roku resort sprawiedliwości USA opublikował raport przedstawiający wyniki śledztwa wewnętrznego w federalnej Agencji Antynarkotykowej. Wynikało z niego, że wysoko postawieni agenci DEA brali udział w przyjęciach z udziałem prostytutek finansowanych przez kartele narkotykowe oraz rząd Kolumbii. Orgie odbywały się w olbrzymich hacjendach kolumbijskich narkobaronów. Agenci DEA byli obdarowywani przez narkobaronów gigantycznymi łapówkami, luksusowymi prezentami oraz usługami najdroższych prostytutek z Ameryki Południowej.
Wiele wskazuje, że w tego typu bankietach uczestniczyli także przedstawiciele kierownictwa DEA. Na polecenie Kongresu prokurator generalny USA Eric Holder postawił zarzuty o charakterze kryminalnym samej dyrektor federalnej Agencji Antynarkotykowej (DEA) Michele Leonhart. Jeden z funkcjonariuszy tej służby zeznał w czasie śledztwa, że "prostytucja jest częścią lokalnej kultury i jest dopuszczalna w niektórych rejonach nazywanych 'strefami tolerancji' ". Te ,,strefy tolerancji” to nic innego jak kolumbijskie prowincje podporządkowane niczym feudalne księstwa lokalnym narkobaronom. O ich istnieniu wiedzą wszyscy, od DEA po prezydenta Kolumbii. Zresztą większość imprez organizowanych dla agentów DEA była prawdopodobnie opłacana przez kolumbijskich ministrów, a spokoju w czasie orgii strzegli zarówno ochroniarze kartelu, jak i kolumbijscy żołnierze. Po ośmiu latach pracy dyrektor Michele Leonhart została zmuszona do rezygnacji ze stanowiska dyrektora DEA.
Jedna głowa hydry została ścięta, ale czy rozwiązało to w jakikolwiek sposób problem gigantycznej korupcji w amerykańskich służbach ,,walczących” z przemytem i dystrybucją narkotyków w USA?
W 2011 roku reporter Washington Post uzyskał dostęp do tajnych statystyk DEA. Wynikało z nich, że w latach 2006–2010 w wyniku akcji DEA śmierć poniosło 994 nastolatków w wieku poniżej 18 lat. W samym tylko 2009 roku w czasie porachunków gangów narkotykowych zginęło 1180 dzieci. W tym czasie średni roczny budżet agencji wzrósł o ponad 2 miliardy dolarów. Mimo że od początku tego stulecia DEA wydała ok. 30 miliardów dolarów, to na rynek amerykański dostaje się coraz więcej narkotyków. Świadczy o tym fakt, że od 10 lat liczba aresztowań za naruszenie praw antynarkotykowych utrzymuje się na tym samym poziomie. W 2014 roku policja i DEA dokonały 1 561 231 aresztowań, z czego tylko 16.9% (263 848) dotyczyło wytwórców substancji zakazanych. 1 297 384 (83,1% ) osób zostało aresztowanych jedynie za sam fakt posiadania przy sobie niewielkich ilości narkotyków, w tym głównie marihuany. Te statystyki Departamentu Sprawiedliwości obrazują, jak wielką lipą jest cała ta ,,wojna z narkotykami”.
W 1925 roku znany amerykański dziennikarz Henry Louis Mencken napisał słowa, które choć dotyczyły prohibicji alkoholowej, najlepiej opisują także skutki stu lat walki z narkotykami w USA: ,,Prohibicja zawiodła wszystkich tych, którzy oczekiwali, że przyniesie pomyślne zmiany społeczne. Tymczasem stworzyła ogromną ilość dodatkowych problemów, które dotąd nie dotykały tego społeczeństwa. Pijaństwo w tym kraju zwiększyło się, zamiast zmaleć. Prohibicja nie zmniejszyła przestępczości, a jedynie bardzo ja wzmocniła …Koszt, jaki teraz ponosi państwo, jest znacznie większy niż przed jej wprowadzeniem. Szacunek dla prawa nie wzrósł, ale zmalał niepomiernie”.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.