Watykan

O konklawe raz jeszcze

Kontrowersje wokół wypowiedzi papieża Franciszka o „szczekaniu NATO pod rosyjskimi drzwiami”, a generalnie postawa Watykanu wobec napaści Rosji na Ukrainę oraz artykuł Justyny Olszewskiej na portaluskłoniły mnie do przejęcia podrzuconej piłeczki, a dokładnie w tym miejscu, w którym autorka smeczowała, czyli postawiła swoją puentę. A ta brzmi: „Może więc trzeba wziąć pod uwagę, że nowego papieża wybiera jedynie Duch Święty, a kolegium kardynalskie jest jedynie narzędziem realizacji Jego woli.”

Prof. Arkadiusz Stempin
Foto: G0r3cki | Dreamstime.com

No to przypatrzmy się bliżej owemu narzędziu Ducha Świętego. W najbardziej widoczny sposób staje się nim kardynalskie kolegium, kiedy u progu konklawe pod sklepieniem Kaplicy Sykstyńskiej wyśpiewuje starożytny hymn przywołujący przybycie Ducha Św. „Veni Creator Spiritus”. Czcigodne eminencje rzeczywiście, nim jeszcze przystąpią do głosowań, jakby się deklarowały, że pod boską komendą gotowe są wybrać najważniejszego w kościele katolickim pontifeksa.

Gwarancją wyboru wikariusza Chrystusa na Ziemi w oparciu o jedyny, niezakłócony kontakt kardynałów-elektorów z Duchem Świętym, który po śmierci, ewentualnie abdykacji ziemskiego namiestnika, zna oczywiście jego następcę, a kardynałowie muszą jedynie odgadnąć jego boski zamiar, jest poddanie się ich specyficznej izolacji. Także w XXI wieku. W odróżnieniu jednak od wielowiekowej tradycji kardynałowie nie muszą już między głosowaniami mieszkać, nocować i spożywać posiłków w odosobnieniu oraz myć się w miedniczkach z wodą, ustawiając się do nich w kolejce, tak jak to robili po 1870 r. w celach pałacu na Kwirynale, a potem w Kaplicy Sykstyńskiej. Od konklawe po śmierci Jana Pawła II w 2005 r. purpuraci mieszkają w Domu św. Marty, watykańskim hotelu o podwyższonym standardzie. Wybudowany w 1996 r. dysponuje 106 suitami, 22 pokojami i jednym apartamentem. W środku ciężkie komody z ciemnego drzewa, ale i łazienka, duże łóżko z ekologicznym materacem, klimatyzacja i minibarek. O tym, w którym z pokoi dany kardynał zamieszka, decyduje losowanie. Pokoje są bowiem różnej wielkości, a co istotniejsze, taka regulacja ma zapobiec tworzeniu się aliansów (o czym poniżej). Nie muszą też dziś elektorzy pozostawać na żebraczej diecie. Podczas dwóch ostatnich konklawe w 2005 i  2013 r. menu było całkiem znośne. Proste i uniwersalne, skoro elektorzy pochodzą z różnych kręgów kulturowych. Kardynał Lehmann zdradził publicznie, że w 2005 r. największe wzięcie miała klasyczna pasta z sosem pomidorowym i deski serów. Za absolutny hit uchodziła jednak zapiekana cebula.

Niedyskrecja niemieckiego kardynała nie naruszała najważniejszej tajemnicy, jaką jest przebieg głosowania. Za to grozi ekskomunika, najcięższa kara kościelna: natychmiastowe wyrzucenie z Kościoła w pakiecie z odmową zbawienia po śmierci. Dlatego kardynałowie są odcięci od mediów, zarówno na czas głosowań w Kaplicy Sykstyńskiej, jak i na czas pobytu w Domu św. Marty. W podłodze Kaplicy Sykstyńskiej instaluje się urządzenia elektroniczne zakłócające sygnały nadawcze, a pokoje hotelowe są skanowane na obecność ukrytych mikrofonów. Wszystko w celu niezakłóconego odgadnięcia rzeczonego kandydata wskazywanego przez Ducha Świętego

Nim jednak popłyną ku niebu nabożne śpiewy i Duch Św. podczas konklawe stanie pośrodku purpuratów, ci na własną rękę próbują go zastąpić. Temu służą znane w całym świeckim świecie polityki zabiegi polegające na tworzeniu frakcji, budowaniu większości czy organizowaniu promocji preferowanemu kandydatowi. Hierarchowie, którzy powołują się na słowa założyciela religii, „moje królestwo nie jest z tego świata”, sięgają więc po trywialne metody, jak najbardziej z tego łez padołu. 

Najlepszego wglądu w bezpardonową konfrontację stronnictw watykańskich w wyścigu o obsadzenie piotrowego tronu dostarczył schyłkowy okres pontyfikatu naszego rodaka, gdy dopadły go problemy zdrowotne. Grupa liberalnych kardynałów, mocno zaniepokojona konserwatywnym kierunkiem pontyfikatu Jana Pawła II, zdecydowała się przezornie zapobiec elekcji pobratymczego duchowo kontynuatora jego myśli i „uratować" Kościół przed wejściem w „ślepą uliczkę religijnego fundamentalizmu”. Konkretny cel: blokada elekcji kardynała Ratzingera. Założycielskie spotkanie zwolenników zorganizował liberalny biskup Stuttgartu Walter Kasper. Chętnych „spiskowców" zaprosił do średniowiecznego klasztoru cysterskiego w Heiligkreuztal. Wśród śmiałków znaleźli się m.in.: charyzmatyczny kardynał Carlo Maria Martini, holenderski biskup z Helsinek Paul Verschuren, biskup Jean Vilnet z Lille, biskup Johann Weber z Grazu i przewodniczący konferencji episkopatu Niemiec Karl Lehmann z Moguncji. Wprawdzie nie było abp. Buenos Aires Jorge Mario Bergoglio, ale tematy, jakie od rana do wieczora omawiano przy czerwonym winie, były bliskie sposobowi myślenia dzisiejszego papieża: zmniejszenie rzymskiego centralizmu, zwiększenie uprawnień biskupów w diecezjach i ich kolegialności, odejście od zafiksowania nauki Kościoła na moralności seksualnej. W oczach  liberalnych purpuratów rzymski centralizm najbardziej ucieleśniał kardynał Joseph Ratzinger. Podczas gdy Jan Paweł II pontyfikat wypełniał pielgrzymkami, za sznurki władzy w Watykanie pociągał właśnie niemiecki „pancerny kardynał", jak nazwał go rodak i prominentny teologiczny opozycjonista, zarazem inicjator tajnych narad liberałów w szkarłatnych sutannach, biskup Walter Kasper.

Po inauguracji w 1997 r. loża zakamuflowała się w podalpejskim, szwajcarskim mieście St. Gallen. Rolę gospodarza spotkań, z reguły odbywających się w pałacu arcybiskupim, pełnił jego właściciel i miejscowy ordynariusz Ivo Fürer, który, co istotne, pełnił godność sekretarza Konferencji Episkopatu Europy z siedzibą właśnie w St. Gallen. Spotkaniom przewodził oczywiście kardynał Martini, chętnie nazywający się, z dwóch powodów, antypapieżem. Po pierwsze dlatego, że jego zamierzenie celowało w wybór następcy po polskim papieżu, który miał zmodernizować Kościół i pogodzić go z duchem czasu. A po drugie celował w personalną obsadę papieskiego tronu, rzecz jasna, swoją własną osobą. Zgodnie z watykańską kulturą dyskrecji i milczenia członkowie loży spotykali się w największej tajemnicy. Przyjazd do St. Gallen kamuflowali koniecznością odbycia „duchowego urlopu" lub konsultacji w siedzibie sekretariatu europejskiego Episkopatu. W 1999 r. do tej grupki dołączył kardynał Brukseli i prymas Belgii Godfried Danneels. Arcybiskup Bergoglio na radach loży pojawił się dopiero w 2001 r., podobnie zresztą jak kilku innych purpuratów. Akurat w 2001 r. rola sprzysiężenia wzrosła, gdy arcybiskupi: Bergoglio, Kasper, Lehmann i Cormac Murphy-O'Connor z Westminsteru zostali podniesieni do godności kardynalskiej. Teraz sami mogli brać udział w wyborze następcy papieża Polaka - niezwykle ważna okoliczność dla przebiegu kolejnego konklawe.

Plany loży z St. Gallen, jak określano spiskującą tam grupę liberalnych  kardynałów, o tyle po śmierci Jana Pawła II wzięły w łeb, iż na konklawe w 2005 r. wybrano konserwatywnego kontynuatora linii Polaka – kardynała Ratzingera. Na klęskę loży wpływ  wywarł przedłużający się pontyfikat Karola Wojtyły. Ba, okazał się on śmiertelnym ciosem dla Martiniego. Fenomenalnego mówcę z analitycznym umysłem brylującego na salonach świata zaczęła drążyć choroba Parkinsona. Gdy Jan Paweł II zmarł, Martini – przy postępującym Parkinsonie – wiedział już, że dla niego papieski tron jest nieosiągalny. Loża zdecydowała, że będzie forsować kandydaturę kardynała Bergoglio. Siedmiu jej członków wzięło udział w konklawe: Martini, Danneels, Kasper, Lehmann, Murphy-O'Connor oraz patriarchowie Lizbony i Lwowa, José da Cruz Policarpo i Lubomyr Husar. Ósmy z tej grupy, sam kardynał Bergoglio, nie mógł głosować na siebie. Dwa dni przed konklawe, 17 kwietnia 2005 r., sprzysiężeni spotkali się w Rzymie w „Willi Nazareth". W roli gospodarza wystąpił nie biorący udziału w konklawe ze względu na przekroczony wiek 80 lat włoski kurialista, kardynał Achille Silvestrini. Celem spotkania było omówienie taktyki na zablokowanie elekcji Josepha Ratzingera. Posunięcie jak najbardziej niezgodne z wymodloną interwencją Ducha Św., a także konstytucją apostolską o wakacie na Stolicy Piotrowej „Universi Dominici Gregis" autorstwa Jana Pawła II. Pismo z papieskim podpisem zabraniało bowiem zawiązywania koalicji przed konklawe. Do biskupa St. Gallen Ivo Fürera sprzysiężeni z Wiecznego Miasta wysłali pocztówkę z napisanym tylko jednym zdaniem: „Wszyscy jesteśmy zjednoczeni duchem z St. Gallen".

Forsowany przez lożę kandydat Bergoglio nie wytrzymał na konklawe presji. W trzecim głosowaniu kardynał Ratzinger otrzymał 72 głosy. Na Bergoglio zagłosowało 40 kardynałów – za mało, by myśleć o zwycięstwie, ale dostatecznie dużo, by skutecznie zablokować Ratzingera. To był przełomowy moment w konklawe, zdarzający się dość często, gdy dwie frakcje blokują się wzajemnie. Taki pat wymusza rezygnację obydwu liderów i szukanie trzeciego kandydata kompromisowego. Na konklawe 2005 r. blokada Ratzingera wymagała spełnienia jednego warunku: wytrwania przez Bergoglio w twardej opozycji. Argentyńczyk jednak skapitulował. Podobno, niemal płacząc, oświadczył, że w razie zwycięstwa nie przyjmie wyboru. Już w kolejnym głosowaniu znaczna część jego stronników zagłosowała na Ratzingera. Niemiec wygrał z 84 głosami, zdobywając 73 procent głosów.

Po przegranej członkowie loży z St. Gallen zawiesili spotkania w Szwajcarii, choć na bieżąco utrudniali zwycięskiemu Ratzingerowi papieską posługę. Do finalnego starcia doszło 2 czerwca 2012 r. Śmiertelnie już chory kardynał Martini przyjął w swoim pałacu arcybiskupim Benedykta XVI. I wezwał go do abdykacji. Czym poddawał rewizji interwencję Ducha Św. na konklawe. Trzy tygodnie przed śmiercią udzielił Martini austriackiemu jezuicie Georgowi Sporschillowi ostatniego wywiadu. Opublikowany w „Corriere della Sera" 2 września 2012 r. nosił charakter duchowego testamentu: Kościół pozostaje w 200-letnim zapóźnieniu do dzisiejszego świata, grzmiał umierający kardynał. Znamienne, że osiem miesięcy po spotkaniu w cztery oczy z kardynałem Martinim papież Benedykt XVI abdykował. Wynik konfrontacji Martini – Duch Św. musiałby brzmieć więc przynajmniej 1:1, o ile nie należałoby jej uznać za zwycięstwo odniesione przez Martiniego w dogrywce.

Wątpliwości co do skutecznie wymodlonej przez kardynałów obecności podczas konklawe Ducha Św. potęguje splot historycznych wypadków, jakie spadły na Watykan po elekcji kardynała Albino Lucianiego (1978). Wybrany, jak wyżej, z inspiracji Ducha Św. zaledwie po 33 dniach pontyfikatu Jan Paweł I zmarł. Jego śmierć wywołała w kościelnej centrali panikę. Dopuszczała bowiem coś, co można uznać za pomyłkę Ducha Świętego. W ten czuły punkt trafił londyński Times: „Śmierć papieża stawia pytanie o boskie przewodzenie Kościołem”. Inne opiniotwórcze periodyki w Europie posunęły się jeszcze dalej. A to ironizując, że Duch Św. zadrwił sobie z kardynałów, a to, że sam nie wiedział, co czyni, skoro wybrał papieża na 33 dni. Kuria Rzymska, by nie stracić autorytetu, musiała przedstawić przedwczesną śmierć papieża jako wyrok Opatrzności i nadać sens nagle przerwanemu pontyfikatowi. „Jego śmierć przypomina nam, jak mały jest człowiek, a jego nieodgadnione życie i śmierć są w rękach Boga”, westchnął eschatologicznie za całe kolegium kardynalskie holenderski purpurat Johannes Willebrands. Ale nawet największe zaklinanie nie mogło zatrzeć wrażenia, że czcigodni kardynałowie wybierając Lucianiego – i to dwukrotnie, bo głosowanie powtórzono – przeoczyli wątły stan jego zdrowia, skoro jeszcze w Wenecji puchły mu nogi, co zdradzało chorobę serca.

Obecnie w Watykanie plotkuje się o zbliżającym się końcu pontyfikatu papieża Franciszka, co przybliża czas kolejnego konklawe. Z nieuchronną interwencją Ducha Św., by ułatwić kardynałom zadanie odgadnięcia woli i nazwiska kandydata Ducha Św., pojawiają się propozycje zmian odnośnie zasad regulujących wyborem rzymskiego pontifeksa. Wrócę do nich niebawem.


Przeczytaj też:

Papież peronista

Dziwna wypowiedź papieża Franciszka o „NATO szczekającym u drzwi Rosji” staje się zrozumiała, jeśli przypomnimy sobie, że obecny pontifex został ukształtowany przez specyficzną kulturę polityczną Ameryki Łacińskiej. Jego wizerunek medialny budowany przez zachodnich lewicowych liberałów jest fałsz...

Konklawe i Internet

Czego to ludzie nie wymyślą... Chcesz poznać nazwisko następcy papieża Franciszka na Tronie Piotrowym? Interesuje cię, czy przyszły pontyfikat będzie kontynuacją konserwatywnej wizji Jana Pawła II i Benedykta XVI, czy może Kościół czeka pogłębienie rewolucji obyczajowej Franciszka? Którego z obec...

Samotnik na szczycie Kościoła

Na Boże Narodzenie niemal instynktownie kierujemy swoje oczy na Watykan. Wszak Kościół katolicki jest depozytariuszem symbolicznej daty urodzenia pańskiego. Tymczasem krótko przed Bożym Narodzeniem A.D. 2021 roku głowa Kościoła świętowała swoje 85 urodziny.

Ślepa uliczka Kościoła

Ujawniony na dniach casus papieża Benedykta XVI unaocznia, że inicjator samooczyszczenia Kościoła katolickiego z deliktu molestowania seksualnego dzieci i podwładnych przez duchownych sam tkwił w procederze tuszowania. A dziś jego następca gryzie ścianę. Kościół katolicki  zabrnął w ślepą ul...


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę