Postawa Jerozolimy wobec napaści Putina na Ukrainę może dziwić. Naród, który padł ofiarą Holokaustu ma wyraźne kłopoty z empatią dla ofiary rosyjskiego ludobójstwa. Dlaczego Izrael uprawia chocholi taniec w myśl przysłowia „Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek”?
Coś jest nie tak z izraelskim stosunkiem do wojny w Ukrainie. Ambiwalencja polityki zagranicznej Jerozolimy jest chyba właściwym określeniem. Minister spraw zagranicznych Ja’ir Lapid potępił rosyjską agresję, ale premier Naftali Bennett już nie.
Jerozolima wysłała Ukrainie szpital polowy wraz z personelem, lecz odmówiła dostaw nowoczesnych systemów broni. Z kolei Kneset miał ogromne problemy, żeby na plenarnym posiedzeniu wysłuchać, co też ciekawego ma do powiedzenia Wołodymyr Zełenski.
Na prośbę ukraińskiego ambasadora o wysłuchanie, sekretariat parlamentu stwierdził, że zebranie kompletu deputowanych jest niemożliwe z powodu wiosennej przerwy. Ponadto gmach Knesetu, a to pech, idzie do remontu. Może wiec Zełenski prywatnie porozmawia z reprezentantami klubów?
Gdy jednak ukraińska dyplomacja narobiła szumu, Kneset wysłuchał ukraińskiego prezydenta, po czym się na niego obraził. Chodzi o to, że Wołodymyr Zełenski porównał rosyjskie ludobójstwo do zbrodni Holokaustu dokonanego przez niemieckich nazistów. W efekcie izraelski parlament i zdecydowana większość klasy politycznej nie potępiły rosyjskich mordów, tylko wzięły się za obronę żydowskiego cierpienia.
Historyczna pamięć narodu żydowskiego wymordowanego w szczególnie okrutny sposób podczas Holokaustu nie podlega dyskusji. Jednak skąd brak wrażliwości na cudze nieszczęście? Może to dziejowy instynkt samozachowawczy dwóch tysięcy lat wygnania, pogromów i mordów nakazuje Izraelowi szczególną ostrożność.
Z drugiej strony wątpliwe, aby z takim podejściem zgodził się twórca pojęcia ludobójstwa. Polsko-żydowski prawnik Rafał Lemkin, nota bene wychowanek Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, wymyślił taką kategorię najcięższej zbrodni przeciwko ludzkości jako uniwersalną normę międzynarodowego prawa karnego. Ludobójstwa doświadczyli także Ormianie, Polacy, Ukraińcy, Białorusini, sami Rosjanie oraz dziesiątki grup etnicznych na całym świecie, aby przypomnieć tylko Rwandę i Birmę.
Z pewnością przyczyną izraelskiej ambiwalencji jest pragnienie ochrony społeczności żydowskiej mieszkającej zarówno w Rosji, jak i na Ukrainie. Szczególnie tej pierwszej, bowiem Putin to nazista XXI w. Od czasu paszkwilu carskiej ochrany, znanego jako „Protokoły Mędrców Syjonu”, społeczność żydowska w Rosji była obiektem zabójczych pogromów, represji, terroru, który nadal trwał w ZSRS (piąty paragraf sowieckiego paszportu) i nie ma końca do dziś.
Historyczna prawidłowość wskazuje, że brutalny rosyjski antysemityzm eskaluje, gdy imperialne mrzonki Kremla doznają niepowodzeń. Pogromy początków XX w. były pokłosiem klęski carskiej armii w wojnie z Japonią. Dziś jednym wystąpieniem w łże-telewizji Putin może sprowokować taki sam wybuch nienawiści. Jak przed stuleciem, wskaże Rosjanom winnych klęski, zdejmując z siebie odpowiedzialność za śmierć tysięcy własnych żołnierzy. W tym sensie rosyjska diaspora jest podatną i słabą ofiarą.
Ogromne znaczenie w relacjach z Ukrainą mają jednak polityczne kalkulacje. Na początku lat 90-tych XX w. do Izraela napłynęła milionowa alija rosyjskojęzycznych Żydów z byłego imperium sowieckiego. Oprócz wielu pozytywów, nowi Izraelczycy, wnieśli w wianie sentymenty do byłych państw pobytu. Kilkaset tysięcy wyborców, którym bliższa sercu Rosja to więcej niż głosy Izraelczyków współczujących Ukrainie.
Z tego powodu były premier Benjamin Netanjahu wpisał nawet sowiecki udział w II wojnie światowej do kanonu izraelskiej historii. Wspólnie z Putinem odsłaniał pomniki ku chwale żydowskich żołnierzy armii czerwonej.
Za sympatiami podążają biznesowe powiązania, a więc interesy państwa. Izrael jest tak samo zależny od ukraińskiej żywności, w tym zbóż i oleju, co od rosyjskich surowców wykorzystywanych w innowacyjnej gospodarce. A tak się składa, że izraelskie firmy należą do globalnej czołówki przemysłu nowych technologii. Zarówno Kijów, jak i Moskwa są ważnymi odbiorcami izraelskiej produkcji.
Wreszcie o postawie Izraela decyduje polityka regionalna. Rosyjska armia nie stacjonuje tysiące, tylko dziesiątki kilometrów od granic Izraela, czyli w Syrii. W tym aspekcie bliskowschodnie relacje Jerozolimy z Moskwą można nazwać taktycznym sojuszem.
Baszar Asad zawdzięcza przetrwanie interwencji wojskowej Putina. Rosja w Syrii osłabia wpływy irańskie w Damaszku, chroniąc pośrednio Izrael przed atakami zbrojnymi szyickich milicji.
Co więcej, dzięki milczącemu przyzwoleniu Moskwy, izraelskie lotnictwo bombarduje irańskie bazy i arsenały w Syrii. W zamian za to Cahal nie atakuje baz rosyjskich.
Izrael jest krytykowany za bierność wobec rosyjskiej agresji i ofiar zbrodni Putina. Z drugiej strony, izraelskie pośrednictwo w negocjacjach na temat przerwania ognia jest z pewnością efektywniejsze od żałosnych wyczynów Emanuela Macrona czy Olafa Scholza.
Pamiętajmy również, że to europejska lewica, która stale potępia Jerozolimę za prześladowania arabskich Palestyńczyków, wyhodowała rosyjskiego zbrodniarza Putina. Moskwa cały czas finansuje wojnę dzięki eksportowi ropy naftowej i gazu do Europy. Izrael ma zaś ogromne złoża gazu, które pomogą Unii Europejskiej przełamać uzależnienie od rosyjskich surowców energetycznych.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.