Wszelkie działania mające powstrzymać bądź odpowiedzieć na rosyjską agresję mają głęboki sens. Ścisłe współdziałanie z krajami Zachodu, UE czy NATO od płaszczyzny dyplomatycznej po militarną – również. Ale naiwnością byłoby sądzić, że Zachód zapomni czy „odpuści” Polsce procesy, które zaczęły się po 2015 roku – kwestionowanie procedur demokratycznych, problemy z praworządnością, podważanie wartości europejskich, w zasadzie sankcjonowany przez państwo skrajny nacjonalizm i ksenofobia, czy wreszcie coraz bardziej nieodpowiedzialna polityka gospodarcza. Teraz, w obliczu kryzysu na Wschodzie wszystko wygląda pięknie, Polska zachowuje się jak poważny i lojalny sojusznik, można tym mydlić oczy naszej opinii publicznej, bo już Zachodowi, jak wspomniałem, raczej nie.
Naiwnością byłoby sądzić, że po oby jak najszybszym uspokojeniu się sytuacji na Wschodzie Polska będzie dysponowała innym, lepszym bilansem niż przed zaostrzeniem kryzysu. Zostanie do odświeżenia ta sama wojenka z Brukselą, ten sam brak pieniędzy na KPO, ten sam Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej, ta sama (oby nie wyższa) inflacja oraz te same szczątki Polskiego Ładu. I ta sama głęboka nieufność Zachodu wobec tego, co się w Polsce dzieje. Naprawdę, przysłanie przez Amerykanów dodatkowych żołnierzy i sprzętu nie jest wyrazem tego, że Joe Biden zapałał w końcu sympatią do prezydenta Dudy. Lecz elementem wielkiej geopolitycznej gry USA pod hasłem powstrzymać Putina.
Wydarzenia związane z kryzysem ukraińskim powinny naszym rządzącym uświadomić nie to, że już wszystko jest ok w stosunkach z Zachodem. Z całą mocą pokazały coś innego: nie ma dla Polski innej drogi niż ścisły sojusz i integracja z państwami zachodnimi, z zachodnimi strukturami i instytucjami. Tylko w takiej sytuacji możemy być względnie spokojni wobec posunięć kremlowskiego satrapy. Niekoniecznie obroni nas miazmat Trójmorza czy machanie szabelką w ramach wstawania z kolan w polityce zagranicznej. Za to prawdziwą szablą jest NATO. Członkostwo w Unii Europejskiej również ma decydujące znaczenie dla naszego bezpieczeństwa. A także – wbrew sceptykom – przyjęcie euro i pełne wejście w jeden z największych krwioobiegów finansowo-gospodarczych świata.
Ostatnie lata przyzwyczaiły nas jednak do tego, że normalna polityka obozu rządzącego w Polsce polega na otwieraniu kolejnych frontów. Nie przeciw Putinowi, lecz przeciw Zachodowi. Dopiero teraz, w tak dramatycznych okolicznościach widać, jak wielkie ryzyko się z tym wiąże. Tu już nie chodzi o tak czy inaczej bolesną utratę jakiejś kwoty w euro, lecz o bezbronność w obliczu agresji.