Kraj posiadający ogromne złoża ropy, z których nie potrafi w pełni skorzystać, anektował roponośne ziemie sąsiada. Ten absurdalny konflikt to kwintesencja wenezuelskiego socjalizmu.
Socjalistyczne władze Wenezueli przeprowadziły niedawno referendum na temat aneksji Essequibo, czyli regionu należącego do sąsiedniej Gujany. Według oficjalnych danych aż 95 proc. spośród 10,5 mln głosujących w referendum opowiedziało się za anulowaniem wyroku międzynarodowego arbitrażu z końca XIX w. przyznającego Essequibo Gujanie (według tajnych służb Gujany frekwencja w tym referendum wynosiła jednak tylko 2 mln ludzi, czyli około 10 proc. uprawnionych). Władze Wenezueli już wydrukowały nowe mapy kraju obejmujące Essequibo jako jego nowy stan oraz rozpoczęły procedurę przetargu na koncesje naftowe na formalnie przyłączonym terytorium.
Przez ponad 100 lat Wenezuela specjalnie nie interesowała się Essequibo. Było ono bowiem tylko słabo zaludnionym kawałkiem dżungli. Zmieniło się to jednak po tym, jak odkryto tam duże złoża ropy. Rząd Gujany udzielił już tam koncesji wydobywczych amerykańskim firmom. Wenezuelski socjalistyczny reżim uznał jednak, że zagarniając te złoża, może uratować krajową produkcję, która w ciągu ostatnich lat załamała się z powodu nieudolnej polityki administracji prezydenta Nicholasa Maduro. Czy jednak ujdzie to Wenezueli bezkarnie?
W Essequibo dochodziło w ostatnich dniach do starć zbrojnych o niskiej intensywności. Nic jednak nie wskazuje, by armia wenezuelska rzeczywiście zdołała przejąć całkowitą kontrolę nad tym terytorium. Ryzyko większego konfliktu zbrojnego jest realne. Będzie miał on znaczenie ponadregionalne. USA jak dotąd zadeklarowały swoje poparcie dla Gujany. Być może wesprą ją dostawami broni. Zaniepokojona jest również Brazylia, która wysłała wojska nad granice z Gujaną. Konflikt może też doprowadzić do załamania porozumienia Wenezueli z USA o częściowym poluzowaniu sankcji naftowych w zamian za przeprowadzenie w Wenezueli wolnych i uczciwych wyborów.
Czemu więc wenezuelski reżim zdecydował się na akt rażącego imperializmu? Być może stracił nadzieję na to, że zdoła znacząco zwiększyć wydobycie z własnych złóż ropy, więc sięgnął po cudze złoża. Wydobycie ropy w Wenezueli co prawda odbiło się już od dołka z sierpnia 2020 r. (gdy wynosiło zaledwie 310 tys. baryłek dziennie), ale wciąż daleko mu do poziomów sprzed pandemii. Pięć lat temu przekraczało ono 1,2 mln baryłek dziennie, a w grudniu 2021 r. dochodziło do 2,41 mln baryłek dziennie. Gdyby Wenezueli udało się utrzymać poziom produkcji sprzed ponad dekady, to obecnie byłaby producentem niewiele mniejszym od Kataru. To jednak nie było możliwe w warunkach pełnego absurdów systemu gospodarczego utrzymywanego przez rządzącego od 2013 r. prezydenta Maduro i jego socjalistyczną ekipę. Pod ich rządami wenezuelski sektor naftowy odczuwał skutki kryzysu trawiącego całe państwo. Brakowało pieniędzy na jego modernizację oraz uruchamianie wydobycia z nowych złóż. Na to nałożyły się skutki sankcji wprowadzonych przez USA po sfałszowanych przez Maduro wyborach prezydenckich z 2018 r. Uniemożliwiają one państwowemu koncernowi naftowemu PDVSA zaciąganie długów na rynkach międzynarodowych.
Swoje zrobiła też fatalna polityka kadrowa w tym koncernie. Administracja Maduro już na samym początku rządów przeprowadziła w nim czystki, choć przecież i tak zarządzali nim wcześniej ludzie z socjalistycznej ekipy poprzedniego prezydenta Hugo Chaveza, będącego politycznym mentorem Maduro. O ile jednak Chavez postawił na dosyć kompetentnych menedżerów, to Maduro sięgnął po nominatów politycznych bez odpowiedniego przygotowania. Pieniądze przeznaczone na rozwój spółki były przeznaczane na spłatę długów kraju, szczególnie tych wobec Chin.
„Na początku 2014 r. nowy rząd Maduro, zwiększając swoją władzę, nadzorował brutalną kampanię wewnętrznych prześladowań politycznych wymierzoną w Ministerstwo Ropy i w PDVSA, czyli w serce wenezuelskiej siły gospodarczej. Celem była wymiana kierownictwa odziedziczonego po rządach Hugo Chaveza i przejęcie totalnej kontroli nad spółką oraz jej przychodami. Te prześladowania zmusiły setki dyrektorów, menedżerów i pracowników – w tym mnie – do emigracji lub wtrąciły ich do więzień. W ich miejsce rząd mianował działaczy politycznych, niemających wiedzy i doświadczenia z pracy w sektorze naftowym, którzy zapewnili bezwarunkowe wsparcie polityce Maduro, ale zniszczyli zdolności operacyjne spółki oraz ominęli wszelkie mechanizmy kontroli. Od 2016 r. rząd już nie publikuje wyników audytów finansowych PDVSA ani nie prezentuje jego wyników Zgromadzeniu Narodowemu” – napisał Rafael Ramirez, były prezes PDVSA, a zarazem były wenezuelski minister ds. ropy i były minister spraw zagranicznych. Zwrócił on uwagę, że rządy Maduro spowodowały tak duży spadek wydobycia ropy w Wenezueli, jaki zdarzał się dotychczas tylko krajom dotkniętym wojną. Widocznie teraz wojna ma rekompensować te straty.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.