Białoruś i Rosja

Zapad-2021. Ostatnie manewry Aleksandra Łukaszenki?

Łukaszenko przekształcił Białoruś w geopolityczny punkt zapalny o konfliktowym potencjale większym niż Ukraina. Jedyną legitymizacją władzy dyktatora jest eskalacja napięcia międzynarodowego, która wpisuje się w hybrydową strategię Moskwy. Do chwili, aż murzyn zrobi swoje, a taki czas zbliża się nieuchronnie.

Robert Cheda
Foto: Palinchak/Dreamstime.com

Gastryczny Łukaszenko.

Po wielu latach gry z Rosją i Zachodem dyktator zapędził się jak szczur w pułapkę. Stał się niestrawny dla swojego narodu, Zachodu i Rosji.

Ubiegłoroczne fałszerstwo wyborcze przelało czarę goryczy Białorusinów, którzy wyszli na ulice domagając się demokratycznych reform, a więc odejścia Łukaszenki.

Oprócz zmęczenia 25-letnią władzą „niezmiennego prezydenta” ciosy w jego reżim zadały ponadto: krach cen surowców energetycznych, pandemia i kroki Moskwy zmierzające do wchłonięcia Białorusi.

Zarówno z powodów ekonomicznych, jak i politycznych narracja Łukaszenki o stabilnym życiu Białorusinów prysła jak bańka mydlana. Sowiecki model państwa opiekuńczego rozsypał się jak domek z kart, a dyktator pokazał represjami swoje prawdziwe oblicze. Zatem w oczach zdecydowanej większości Białorusinów krwawa pacyfikacja społecznego buntu odebrała Łukaszence prawo do dalszej władzy.

Konsekwencją prześladowań jest utrata międzynarodowego uznania dla reżimu. Mińsk został poddany sankcjom i ostracyzmowi zachodniej opinii publicznej. Bodaj po raz pierwszy w historii UE, USA i Wielka Brytania wprowadziły przeciwko europejskiemu krajowi sektorowe retorsje, które prowadzą wprost do załamania gospodarczego.

Uderzają w eksportowe fundamenty kluczowe z punktu widzenia stabilizacji finansowej. Zachód zablokował linie kredytowe i wszelkie formy pomocy. Co równie ważne, także eksport paliw z białoruskich rafinerii oraz związków mineralnych, które są jedynymi dochodowymi pozycjami.

Można więc powiedzieć, że Łukaszenko podciął gałąź na której siedzi. Przez lata grając z Zachodem skutecznie opierał się próbom wchłonięcia Białorusi przez Rosję. Teraz stracił pole manewru stając się marionetką zdaną wyłącznie na Putina.

Jeśli chodzi o sytuację wewnętrzną, pakt społeczny zastąpiła polityka twierdzy oblężonej przez wrogi Zachód, na czele z Polską i Litwą. Mówiąc wprost, eskalowanie napięcia międzynarodowego stało się jedynym instrumentem władzy w rękach dyktatora.

Prowokacje wobec opozycji stwarzające niebezpieczeństwo dla obywateli UE (porwanie samolotu pasażerskiego), konfliktów granicznych (kryzys imigracyjny), w sytuacji koncentracji wojskowej Zapad-2021 mają zastraszyć białoruskie społeczeństwo oraz państwa sąsiednie. Przekształcają Białoruś w rosyjskie przedmurze, a zatem w cennego partnera hybrydowej wojny wypowiedzianej wspólnocie demokratycznej. To znaczy, tak wydaje się Łukaszence, który naprawdę stał się potrójnym zakładnikiem.

Kto rządzi Białorusią?

Właściwym jest pytanie, kto naprawdę rządzi Białorusią, a więc kto stoi za aktami państwowego terroru? Wojna z narodem przesunęła środek ciężkości reżimowych elit od cywilnej nomenklatury biurokratycznej do struktur siłowych.

Świadczą o tym następujące fakty. Reżim Łukaszenki od lat przeznacza więcej środków finansowych na bezpieczeństwo wewnętrzne niż armię. Proporcje budżetowe do 2020 r.  wyglądały następująco: służby specjalne, milicja i wojska MSW – 1,1 mld dol.; siły zbrojne – 550 mln dol.

Mimo dramatycznej sytuacji finansowej założenia tegorocznego budżetu zwiększają o 100 mln dol. nakłady na struktury represyjne. Na nich bowiem trzyma się obecnie cały reżim.

Ponadto białoruscy siłowicy przejęli oficjalny nadzór nad wszystkim dziedzinami życia publicznego oraz cywilnym aparatem władzy. Ich prerogatywy zinstytucjonalizowała Rada Bezpieczeństwa prezydenta, która przekształciła się w kolegialny organ doradczy, konsultacyjny, a w praktyce wykonawczy dyktatora. To druga i właściwa rada ministrów, a więc rząd. Tyle, że złożony z szefa KGB i ministrów spraw wewnętrznych oraz obrony.

Wreszcie, jak celnie wskazał Andrzej Wilk z Ośrodka Studiów Wschodnich siły zbrojne Mińska to „Rosyjska armia białoruska”. Dyktator tnąc wydatki z premedytacją oddał sektor militarny i przemysł obronny w ręce Kremla.

Według eksperta OSW, białoruska armia kadrowo i strukturalnie została wchłonięta przez rosyjskie siły zbrojne. Moskwa rozwija tylko niektóre sektory, takie jak obrona powietrzna i rakietowa, wybrane jednostki specjalne, a przede wszystkim logistyczne. Zatem białoruska z nazwy armia, to w istocie skromna i nie najważniejsza część zachodniego okręgu wojskowego Kremla, tożsamego z antynatowskim kierunkiem strategicznym.

Z tego powodu siły zbrojne nie mogą być filarem władzy dyktatora. Na armię może natomiast liczyć Moskwa. Natomiast od czasu buntu społecznego Łukaszenko ma coraz większy problem ze służbami specjalnymi.

Jeśli struktury siłowe rządzą Białorusią, uzależniają dyktatora wychodząc spod jego kontroli. Decydują o metodach sprawowania władzy, czyniąc z Łukaszenki listek figowy swoich korporacyjnych interesów. To prawda, że konstrukcja reżimu trzyma się na jego osobie, jednak zamiana figuranta jest kwestią czasu. Siłowikom stosującym represje grozi zbyt wielka odpowiedzialność, aby postawili wszystko na kartę dyktatora.

Przy tym białoruskie struktury specjalne są ściśle związane z rosyjskimi odpowiednikami. Białoruskie KGB jest związane z FSB oraz wywiadem cywilnym SWZ licznymi instytucjonalnymi i nieformalnymi nićmi. Wywiad wojskowy znajduje się całkowicie w gestii GRU.

W trakcie pacyfikacji społecznego oporu przedstawiciele resortów siłowych Kremla, na zaproszenie dyktatora przejęli stery nie tylko operacji represyjnych ale także ochronę zewnętrznych granic Białorusi, a ponadto aparat propagandy i media. To oni kierują i koordynują działalność KGB oraz innych służb, jak na przykład granicznych. Oczywiście na szczeblu decyzyjnym ale czy wykonawczym?

Z pewnością prowokacje graniczne i wcześniejsze porwanie Romana Protasewicza musiały mieć, co najmniej akceptację Kremla, jeśli po prostu nie były częścią strategii hybrydowej Putina. Jednak odpowiedź na pytanie jest kluczowa ze względu na okoliczności czyli manewry Zapad-2021.

Rosja potrzebuje Białorusi, a nie Łukaszenki.

Znany rosyjski politolog Dimitrij Trenin ujmuje hybrydową konfrontację w wymiarze globalnym, jako przejaw rosyjskiej niezgody na globalną hegemonię USA, a więc fundamentalny konflikt interesów.

Zdaniem dyrektora programowego Moskiewskiego Centrum Carnegie, Rosja albo zwycięży utrwalając pozycję samodzielnego ośrodka siły albo zostanie inkorporowana na warunkach zachodnich. Niesie to za sobą ryzyko pozbawienia arsenału jądrowego, rozpadu terytorialnego i przechwycenia bogactw naturalnych.

Z tego punktu widzenia eskalacja wojny hybrydowej jest nieuchronna, a Białoruś ze względu na położenie geopolityczne ma dla Moskwy kluczowe znaczenie. To głębia strategiczna, która dzięki uległości Mińska może zostać opanowana militarnie w 24 godziny. Nie ma więc zasadniczej potrzeby, aby jednostki rosyjskie biorące udział w manewrach nie wychodziły z Białorusi.

Wszystko bowiem jest gotowe do wkroczenia. To rozbudowane węzły lotnisk, bazy wojskowe, ogromne składy paliw i uzbrojenia oraz wsparcie jednostek transportowych, kolejowych i mostowych białoruskiej armii rosyjskiej. Całość znalazła się pod osłoną gigantycznego zgrupowania obrony powietrznej. Białoruś jest krajem o największym nasyceniu bateriami rakiet S-300 w Europie, o charakterze antydostępowym skierowanym przeciwko wschodniej flance NATO.

Ewentualna prowokacja graniczna podczas manewrów Zapad, w postaci wtargnięcia białoruskich sił specjalnych lub choćby straży granicznej na terytorium Polski, Litwy i Estonii, ma dla Rosji sens tylko wówczas, gdy zachowa wymiar polityczny, nie przekształcając się w niekontrolowany incydent militarny.

Moskwa może wystąpić wówczas jako pośrednik, nakładając na Łukaszenkę mocniejszy kaganiec lub wykorzystując problem do jego usunięcia. Zakładałoby to rosyjskie sprawstwo i wykonanie.

Co innego, jeśli prowokacji zbrojnej dokona na własną rękę dyktator widzący ratunek w skonfliktowaniu Rosji i Zachodu. Ma osobistą, prezydencką Służbę Bezpieczeństwa z ogromnymi kompetencjami.

Wówczas jego rola wzrośnie. Wystarczy, że ogłosi Białoruś ofiarą „agresji NATO” zmuszając Moskwę do dyplomatycznej lub siłowej reakcji.

Czy państwowy terrorysta może zdecydować się na taki krok? Dziś jest zakładnikiem własnych służb specjalnych, Putina oraz Zachodu, który wyeliminował Łukaszenkę z grona partnerów. O własnym społeczeństwie nie wspominając, dlatego dyktatora można śmiało nazwać białoruskim Muamarem Kadafi lub Sadamem Husajnem.

Jednak prowokacja eskalująca napięcie na wschodniej flance NATO, a więc formalnie wymierzona w Zachód, byłaby tak naprawdę obliczona na Moskwę.

To jedyny instrument przedłużenia władzy. Putin spisał Łukaszenkę na straty, ale w skrajnej sytuacji nie może, ze względów prestiżowych, wyeliminować ofiary „zachodniej agresji”. Efekt propagandowy wśród „Łukaszenków” WNP, Afryki i Ameryki Południowej wspieranych przez Rosję okazałby się piorunujący. Damaszek, Caracas i klienci z innych regionów zostaliby zmuszeni do poważnej refleksji.

Szczurzy los terrorysty.

Ze względu na strategiczne znaczenie Białorusi, Moskwa nie chce gwałtownej destabilizacji aparatu władzy i struktur siłowych. Takie niebezpieczeństwo rodzi szybkie usunięcie dyktatora. Co nie znaczy, że Kreml nie pracuje nad kwestią następstwa, tyle, że w miękkim wariancie.

Całkowita zależność Mińska od rosyjskich kredytów i dostaw surowców oraz sferze międzynarodowej, sprawia, że Łukaszenko przestał mówić – nie - planom integracyjnym w ramach, tzw. Państwa Związkowego Białorusi i Rosji, o wymownym skrócie ZBiR.

Zapewne już jesienią Putin doprowadzi do podpisania ramowego porozumienia, nazywanego mapą drogową. To szczegółowy plan integracji w 32 kluczowych dziedzinach funkcjonowania obu państw.

Rosyjska strategia polega zatem na łaskawym traktowaniu dyktatora, do czasu gdy odda Kremlowi wszystkie aktywy, zamieniając Białoruś w protektorat. Formalnie Mińsk zachowa atrybuty niepodległości, jednak w praktyce o wszystkich aspektach polityki, gospodarki i ustroju będzie decydowała Moskwa.

To ona wymusiła na Łukaszence „polityczny testament”. Chodzi o dekret sukcesyjny w przypadku jego śmierci lub niezdolności do prezydentury. Władzę przejmie wówczas Rada Bezpieczeństwa, zdominowana przez siłowików.

Rosja „hoduje także potencjalnych następców”. Poza armią i aparatem represji ma silne przyczółki w cywilnej nomenklaturze Białorusi. Obecnie przystąpiła do organizacji otwarcie prorosyjskiej partii politycznej.

Sam dyktator wije się jak piskorz, aby opóźnić wprowadzenie tzw. reformy konstytucyjnej. Ma ona ograniczyć na rzecz parlamentu i rady ministrów prerogatywy prezydenckie oraz wymusić na Łukaszence oficjalny termin abdykacji. Jej wejście w życie będzie sygnałem łagodnego końca dyktatora.

Tyle, że Putin jest nieprzewidywalny. Aneksja Krymu, wojna w Donbasie, interwencja syryjska, to przykłady gwałtownych eskalacji fundowanych Europie przez Kreml.

To także zamachy terrorystyczne wymierzone w opozycję, zdrajców, słowem środowisko mętnej wody, w którym możliwe są wszystkie scenariusze. Gdy kryzys cen ropy naftowej zawalił rubla i podważył rosyjski wariant paktu stabilizacyjnego, notowania Putina poleciały na łeb na szyję.

Wówczas, czyli w 2015 r., pojawiała się agresja ukryta pod hasłem powrotu Krymu do Macierzy. Po aneksji półwyspu rankingi społecznej akceptacji Putina poszybowały do 90 proc.

Dziś po efekcie krymskiej euforii nie ma śladu. Akceptacja prezydenta wśród Rosjan obniżyła się ponownie do 60 proc. a według jedynego niezależnego jeszcze ośrodka socjologicznego „Lewada” do 35 proc. Jeszcze mniejszym zaufaniem cieszy się kremlowska partia władzy „Jedna Rosja”.

Tymczasem we wrześniu odbędą się wybory do Dumy. To wprawdzie fasadowy parlament ale Rosjanie albo zbojkotują głosowanie albo wrzucą do urn głosy przeciwko ugrupowaniu władzy.

Społeczeństwo jest zmęczone pandemią, rozczarowane permanentnym kryzysem gospodarczym i spadkiem dochodów, a przede wszystkim korupcją i zablokowaniem drabiny biznesowej i każdej innej kariery.

Czy zareagują na kolejne fałszerstwo wyborcze, tak samo jak Białorusini rok wcześniej? Nawet kremlowskie ośrodki badania opinii publicznej wykazują rosnącą skłonność Rosjan do buntu.

Możemy zatem spotkać się z próbami powtórki efektu aneksji Krymu, tyle, że na Białorusi. Nieważne, czy prowokacji granicznej lub incydentu zbrojnego z NATO dokonają rosyjskie służby specjalne przebrane w białoruskie mundury, czy też Łukaszenko, kierujący się własnymi kalkulacjami.

Wówczas z nim lub bez niego Białoruś zostanie włączona do Rosji kremlowskim zamachem stanu. Tylko po to aby podnieść notowania Putina. Manewry Zapad-2021 to idealny moment dla takiej operacji.


Przeczytaj też:

Tragedia rosyjskiego „kapitalizmu”

Społeczne oraz ekonomiczne skutki pandemii zmieniły optykę spojrzenia na wolny rynek, a nawet liberalną demokrację, które przestały pełnić rolę cywilizacyjnego uniwersum. Zwolennicy systemowej korekty wskazują na autorytarne Chiny, które poradziły sobie z koronawirusem, błyskawicznie przywracając...

Jak zrozumieć rosyjskie elity?

Co łączy agresywną politykę zagraniczną Kremla, gigantyczny wypływ bogactwa do rajów podatkowych, korupcję i represje wobec opozycji? To kodeks etyczny hermetycznego kręgu elit władzy i biznesu.

Wybory do Dumy. Zwycięstwo Putina czy sukces opozycji?

W wyreżyserowanym spektaklu wyborczym bezapelacyjne zwycięstwo odniosła partia władzy - Jedna Rosja. Zgodnie z kremlowskim scenariuszem w parodii głosowania nie wzięła udziału opozycja. Czyżby? Jeśli bliżej przyjrzeć się wynikom i zestawić rezultat z politycznymi realiami, głównym wygranym jest s...


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę