Lewym okiem

Drogi powrotnej nie ma

15 listopada 2021, ciało pierwszego uchodźcy, który zmarł na polsko-białoruskiej granicy zostało złożone do grobu na muzułmańskim cmentarzu w Bohonikach. Ceremonię prowadziła lokalna Muzułmańska Gmina Wyznaniowa, którą tworzy kilkudziesięciu zamieszkujących tu Tatarów.

Tomasz Nowak
Cmentarz muzułmański Bohoniki, foto: Radosław Drożdżewski (Zwiadowca21), CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons

W pogrzebie, za pośrednictwem kamerki internetowej, brała udział rodzina zmarłego i jego matka. Zgodnie z muzułmańską tradycją ciało powinno zostać obmyte i zawinięte w całun. Musiało jednak być złożone do ziemi w trumnie, ponieważ już miesiąc upłynął od dnia, w którym polscy płetwonurkowie wyłowili je z Bugu. Utonął, ponieważ został zmuszony do zanurzenia się w lodowatej rzece przez białoruskie służby.

Ten uchodźca miał na imię Ahmad. Miał 19 lat. Był Syryjczykiem. Gdy skończył 12 lat, jego rodzina uciekła z Syrii przed wojną domową. Trafił wówczas do obozu dla uchodźców w Jordanii. Tam zmarł jego ojciec. W obozie spędził 7 lat. Chciał dotrzeć do Dortmundu, gdzie mieszkał jego przyjaciel. Ahmad marzył tylko o tym, aby móc studiować w Europie. Ciała sześciu osób, które ostatnio zmarły, nadal leżą w kostnicach. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że to dopiero początek serii pogrzebów.

Tymczasem my, zanurzeni w szumie informacyjnym, słyszymy o tysiącach uchodźców szturmujących naszą granicę. Jeszcze do niedawna oficjalna narracja mówiła o nielegalnych imigrantach, którzy, wyposażeni przez służby białoruskie w „sekatory”, przecinają druty kolczaste, aby dostać się do Polski. Mówiła, że gdyby ci imigranci chcieli znaleźć się pod opieką międzynarodową, to przyszliby na przejścia graniczne, zamiast włamywać się do naszego kraju nielegalnie. No i ci ludzie posłuchali i przyszli na przejście graniczne w Kuźnicy. Wówczas polskie wojsko i Straż Graniczna to przejście zamknęły.

Wszystko wskazuje na to, że ci ludzie wcale nie chcą szturmować „zielonej granicy”. Do Polski nie są wpuszczani, sprzeciwiają się służbom białoruskim, ale wówczas są bici i zmuszani do forsowania zasieków. Rozbili więc obóz, najpierw w lesie, a wczoraj przy przejściu granicznym, i czekają co się stanie. Kilka dni temu w tym obozie zmarł z zimna 14-letni chłopiec.

„Jest bardzo zimno” − opowiada w Krytyce Politycznej dziennikarka Paulina Olszanka. „Brakuje jedzenia, buty stają się towarem bardzo pożądanym, białoruskie służby celowo rozdzielają grupy i rodziny, by trudniej było sobie pomagać, to wszystko sprawia, że zdesperowani ludzie zaczynają walczyć o pożywienie, wodę, o przeżycie. Do tego szerzy się dezinformacja. Białoruskie służby przekonują, że za chwilę przyjdzie pomoc ze strony Niemiec, a jednocześnie, że azylu udzieli jednak Białoruś. Nic nie jest pewne. Rosną głód, frustracja, w obozie jest sporo dzieci, niektóre bez opieki”.
Tymczasem po stronie polskiej zgromadzono podobno 13 tys. żołnierzy plus policja i straż graniczna. Buduje się baraki dla tych, którzy mają bronić polskiej ziemi przed 2000 (oficjalne dane SG) przemarzniętych, zmęczonych i głodnych uchodźców. „Oni nie jedli od co najmniej czterech dni, marzną, zostali potwornie oszukani. Umierają.”− mówi Olszanka. Gdy komuś nawet uda się przedostać przez granicę, wkrótce jest łapany. „Niezależnie od tego, jak wygląda forsowanie granicy, czy to są indywidualne, czy grupowe przekroczenia granicy, wszystkim osobom, które potrzebują pomocy lekarskiej, my takiej pomocy udzielamy i wzywamy karetki pogotowia i nie ma w ogóle mowy, że postępujemy inaczej.” - powiedziała na konferencji prasowej Anna Michalska, rzeczniczka straży granicznej. Jednak, jak informują wolontariusze pracujący w ramach Grupy Granica, w praktyce wygląda to inaczej. Jeśli ktoś może chodzić, natychmiast jest przerzucany przez zasieki z drutu żyletkowego. W nocy temperatura spada poniżej zera stopni, żywności nie ma, dzieci jedzą liście, trawę i korę z drzew, piją wodę z bagien. Jeśli ktoś chce uciec z obozowiska katują go Białorusini, jeśli chce dostać się do Europy drogę blokują Polacy wyposażeni w gaz i armatki wodne.

Frustracja narasta i dziś zaczęła dawać o sobie znać. W stronę Polskich dzielnych obrońców granic poleciało kilka granatów hukowych i kamienie. Nasi odpowiedzieli wodą i gazem. Przecież to bez znaczenia, że mokre ubranie nie chroni przed zimnem i jest do wyrzucenia, bo nie wyschnie przy takiej pogodzie. Może się odczepią ci natarczywi intruzi. Nikt ich tu nie zapraszał, nie chcemy ich. Tylko jaką oni ponoszą winę, ci natarczywi migranci? Oni chcą tylko odrobiny bezpieczeństwa. Winni są temu, że uwierzyli. Uwierzyli naganiaczom opłaconym przez satrapę, że polsko-białoruska granica stanie się bramą do lepszego życia. Teraz znaleźli się w takiej sytuacji, że albo dostaną się do Polski i uzyskają pomoc, jakąkolwiek, w tej chwili wystarczy im ciepło, jedzenie i pomoc medyczna dla chorych i pobitych, albo umrą na progu Europy. „Czekamy na śmierć” − napisali Olszance w wiadomości 19-letni chłopcy zamknięci w potrzasku między białoruskimi służbami, a polskim drutem żyletkowym. Taka jest nasza gościnność.


Przeczytaj też:

Jak świat ratował polskich uchodźców

30 lipca 1941 r. premier rządu polskiego na uchodźstwie generał Władysław Sikorski i ambasador ZSRR Iwan Michajłowicz Majski podpisali w Londynie układ o wznowieniu polsko-sowieckich stosunków dyplomatycznych.

Martwi uchodźcy

Czy polscy pogranicznicy przerzucili zwłoki kobiety przez granicę na stronę białoruską? Nie wiemy. Wyjaśnienia rządu są mętne, a Białorusini pokazują zupełnie inna wersję wydarzeń. Gdyby byli tam dziennikarze zapewne mielibyśmy szansę na prawdę.

Inżynierowie od przecinania zasieków

Zgodnie z międzynarodowymi konwencjami dotyczącymi zwyczajów prowadzenia wojen, uzbrojony cywil nie jest cywilem. Logika wskazuje natomiast, że „biedny uchodźca” wyposażony przez białoruski specnaz w granaty hukowe i gaz nie jest żadnym uchodźcą. Jest najeźdźcą i dywersantem.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę