W menu jeszcze sporo specjałów, mogą być takie odgrzewane, ale istotne, jak zmiany klimatyczne, wyspy plastików, topnienie lodowców, dziura ozonowa, brak wody – wszak o to miała być wojna światowa, nie o jakaś Ukrainę (spora część świata nawet nie wie, gdzie jest ona na mapie). A może coś z klasyki: wybuch wulkanu, może nawet paru? Trzęsienia ziemi z tsunami? Chyba że taka nowość, kiedyś już była w karcie, ale od jakiegoś czasu wycofana: asteroida, która pędząc w kosmosie zapragnęła, by ucałować Ziemię. Do wyboru, do koloru.
Nie zapomnijmy o uczniach religii walczących, wszak pokazali w Nowym Jorku, w sumie nie tak dawno, jak mogą dać popalić, nawet państwo sobie czasowe zorganizowali, nieudane wszak, ale drugie mają, o którym już chyba nikt nie pamięta. Szaleństw w nas, niespodzianek w naturze jest bez liku. Musimy z tym żyć i cieszyć się swoim życiem, te potrawy nie mogą nam tej radości odebrać.
Dlatego za Armagedon dziękuję, przejdę się po plaży, popatrzę w niebo, uśmiechnę się do świata, wszak on będzie trwał – w to mocno wierzę – i tą wiarą się dzielę.