Nie na co dzień mam możliwość latania samolotem tak długo, bo aż przez 11,5 godziny. Tyle czasu zajmuje lot Buenos Aires–Madryt. Do Lizbony, gdzie mieszkam, bezpośrednich połączeń niestety nie ma. Lot długi, transatlantycki, pomiędzy dwoma półkulami (południową i północną) i pomiędzy dwiema odmiennymi częściami świata. Lot z zachodu na wschód, z nowego świata do starego, lot długi, mam więc dużo czasu na przemyślenia. W zeszłym roku pisząc felieton też mniej więcej w połowie stycznia do lutowego wydania miesięcznika „Uważam Rze Historia”, postawiłem tezę, że 25–27 lutego Rosja najedzie Ukrainę. Jak już wiemy, najazd nastąpił 24 lutego. Pomyłka o jeden dzień nie przekreśla trafności tamtej analizy. W felietonie tym poszedłem o krok dalej. Napisałem, że wielce prawdopodobna jest opcja „Ukraina+”: drugi po Rosji (a może teraz już pierwszy) najbardziej autorytarny kraj na świecie, czyli Chiny, najedzie Tajwan.
Wojna trwa już prawie rok. „Niedźwiedź” pozostaje bez spektakularnych sukcesów. A „Smok”? W Chinach wali się system inwigilacji covidowej, a przy okazji – także gospodarka. Rodzi się pytanie: kiedy zdesperowani chińscy komuniści „zrealizują” moją przepowiednię i dla odwrócenia uwagi własnych niewolników (których mają dużo ponad miliard) uderzą w Tajwan? Obstawiałbym koniec tego roku (grudzień).
A co z Ruskimi? Odpuszczą? Wygrają? Jedni i drudzy będą chcieli realizować swoje imperialne cele, wszak to ostatni moment – skoro powiedziało się „A”, trzeba iść dalej. Jeżeli obecna zima im nie pomoże (nie widać, aby tak się miało wydarzyć), a lato nie będzie im sprzyjać, to zaryzykuję kolejną tezę (mam znowu nadzieję, że się nie spełni!), że raczej na pewno w czwartym kwartale 2023 r. przypuszczą atak na centrum logistyczne wojskowego zaopatrzenia dla Ukrainy, czyli celem będzie nasz Rzeszów. Czy będzie to zmasowany atak konwencjonalny, chemiczny czy nieduży (co to znaczy nieduży?) nuklearny? – dzisiaj trudno powiedzieć. Kiedy? 11 listopada (to będzie sobota), żeby bardziej nas bolało? Po takim jednorazowym ataku Rosja natychmiast zaproponuje przerwanie ognia i negocjacje pokojowe z propozycją częściowego wycofania się z ukraińskich okupowanych terenów. Zaproponuje negocjacje oczywiście z pozycji imperialnej. Będzie nadchodzić kolejna zima 2023/2024, Stany Zjednoczone będą przed wyborami, Europa wystraszona recesją, Ukraińcy drugi rok w okopach. A Polska? Kraj frontowy (i wyżej wymienionej operacji) w rękach mitomanów i oszustów (może też niektórzy dobrze opłacani srebrnikami, kto wie…) – oj, skorzystają oni politycznie na tym ataku, skorzystają, o ludzi specjalnie troszczyć się nie będą, zresztą straty cywilne nie będą przerażające, a nawet niespodziewanie małe, przywykliśmy w mediach do większych liczb ofiar, a opozycja klasycznie rozdziawi gębę. To będzie węzeł gordyjski dla świata: co robić dalej?
Taka mała apokalipsa XXI wieku. Oczywiście mądrzejsi zakrzykną, że to byłby atak na NATO, że odpowiemy pięścią. Na pewno? Skąd taka pewność? Bo ktoś kiedyś jakieś traktaty/kwity podpisał? Ukrainie też gwarantowano coś w 1994 r. I co? Sami walczą, fakt, że ze wsparciem w dostawach broni, ale jakoś nie słychać, aby armie gwarantów czynnie wsparły tych, co w okopach. A nie powinny? Zgodnie z kwitami to raczej powinni. Co mądrzejsi rok temu także kwestionowali możliwość ataku. Ci mądrzejsi nagminnie zapominają, że wojna zaczęła się tak naprawdę już w 2014 r., tylko świat nie chciał słyszeć. Było za wygodnie!