Film „IO” Jerzego Skolimowskiego mógł liczyć na Nagrodę Jury w Cannes, zaś 24 stycznia otrzymał nominację Akademii Filmowej do Oscara. Cieszmy się, choć powraca pytanie, dlaczego film nie otrzymał żadnej nagrody od jury na festiwalu w Gdyni. Polskie piekło?
Pomimo bardzo skomplikowanej sytuacji politycznej w polskiej kulturze, związanej z upartyjnieniem systemu dotacyjnego przez obecnie rządzących – polscy artyści odnoszą wielkie sukcesy. Olga Tokarczuk otrzymała Nobla za “Księgi Jakubowe”, chociaż minister kultury Piotr Gliński przed nagrodą książki nie przeczytał. Uff, na szczęście nie miało to żadnego wpływu na decyzję szwedzkich jurorów.
Podobnie jak nie miało na świecie żadnego znaczenia to, że gdy “Ida” Pawła Pawlikowskiego również dostała nominację do Oscara, a także Oscara, TVP nadawała film o skomplikowanych polsko-żydowskich relacjach po II wojnie światowej z bardzo dziwnymi komentarzami.
Tak: na szczęście polscy decydenci mają ograniczone możliwości psucia wszystkiego poza krajem i może dlatego możemy się pochwalić tym, że w ciągu ostatnich 15 lat polskie filmy aż sześciokrotnie otrzymywały nominację do Oscara, znajdując się w ścisłej światowej czołówce. Dla porządku przypomnijmy te, o których jeszcze nie napisałem. To „Katyń” Andrzeja Wajdy, „W ciemności” Agnieszki Holland, „Boże Ciało” Jana Komasy i „Zimna wojna” Pawła Pawlikowskiego.
Ale przecież nie tylko polscy politycy mają swoje za uszami w sprawie “IO”. Mam na myśli jurorów festiwalu polskich filmów fabularnych w Gdyni, którzy nie przyznali filmowi Jerzego Skolimowskiego żadnej nagrody. Żadnej! Czy dało o sobie znać polskie piekło? Zazdrość środowiskowa? A może to, że ostatnio coraz bardziej wpływ na obsadę ministerialnych konkursów mają politycy, zaś jurorzy dobierani są tak, by ich koledzy wypowiadający się krytycznie o władzy nie mieli szans dostać najważniejszych nagród. Tak jest coraz częściej w teatrze, tak dzieje się w filmie. Dlatego warto zapytać, jak dziś czuje się gdyńskie jury w składzie: Jerzy Domaradzki (przewodniczący), Ewa Dałkowska, Milenia Fiedler, Cezary Harasimowicz, Grzegorz Kędzierski, Dorota Kędzierzawska, Teoniki Rożynek, Agata Szymańska. Może to złośliwość, ale pracowali w jury więksi giganci. Może dlatego się nie mylili?
A teraz najważniejsze: o czym jest film naszego 84-letniego mistrza? Nawiązuje do francuskiego klasyka z 1966 r. “Na los szczęścia, Baltazarze" Roberta Bressona. Jak powiedział Skolimowski, jest to jedyny film, który go wzruszał. Jego bohaterem był również osiołek, zaś jego losy zostały sprzęgnięte z dramatyczną historią dziewczyny – Marii. Razem doświadczali zwątpień, okrucieństwa świata, a jednak film nie pozbawiony był nadziei.
Skolimowski w swoim filmie poszedł dalej i poprzestawiał akcenty. W kameralnej produkcji głównym bohaterem jest osiołek, któremu nadano imię od tytułowego “IO”, czyli odgłosu, jaki wydaje. Polski reżyser w odróżnieniu od francuskiego nie pokazuje jednak przygód zwierzęcia w powiązaniu z ludźmi, tylko na ich tle.
Kassandra (Sandra Drzymalska) jest opiekunką IO w cyrku. Po akcjach aktywistów dążących do jego zamknięcia zwierzę trafia do stadniny koni. Następnie wędruje do ośrodka dla dzieci, ale tęsknota jest tak wielka, że IO ucieka, by wrócić do swojej cyrkowej opiekunki. Los płata figle i osiołek staje się maskotką klubu piłki nożnej, następnie własnością hodowcy lisów. W paradzie ludzkich postaci oglądamy też kierowcę tira (Mateusz Kościukiewicz), włoskiego włóczęgę-księdza (Lorenzo Zurzolo), który jest związany z bogatą kobietą (Isabelle Huppert). Na końcu jest… rzeźnia. Bardzo po wegetariańsku!
Mamy więc nienajmądrzejszych ludzi i okrutny finał bez nadziei, który pokazuje oblicze antropocenu, w którym inne gatunki poza ludźmi skazane są na zły los. Skolimowski w intymnej, moralitetowej formie zrównuje głównego bohatera z ludźmi, traktując zwierzę po franciszkańsku – jak młodszego brata, który jest bardziej bezbronny niż my i dlatego wymaga opieki, zrozumienia.
To coraz częstsza perspektywa spojrzenia na świat. Internet, Instagram zalewają filmy ujawniające emocjonalność czworonogów, którym ewolucja nie dała takich szans na ekspresję uczuć jak nam, widzimy jednak, że jak tylko mogą, przejawiają dobre emocje wobec innych zwierząt i ludzi, jeśli są dobrze traktowane.
Oczywiście w filmie Skolimowskiego liczy się także forma. Piękne zdjęcia Michała Dymka oraz przejmująca muzyka Pawła Mykietyna, naszego czołowego kompozytora muzyki współczesnej, znanego m. in. z kompozycji do spektakli Krzysztofa Warlikowskiego.
Piękna była reakcja Jerzego Skolimowskiego na wieść o nominacji. Powiedział, że nie czuje szczęścia, tylko ulgę, ponieważ, gdyby jego pracy nie spointowała nominacja, byłby “wku…wiony”.
Tym się różnią polscy filmowcy od naszych piłkarzy, którzy po kolejnych porażkach wolą okropne pocieszenia w stylu “Polacy, nic się nie stało”.
Dla mnie porażką był werdykt gdyńskich jurorów. Syndrom drugiej ligi, a może nawet okręgówki.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.