Na Międzynarodowym Biennale Plakatu w Lublinie wybuchł skandal. Artyści zaczęli wycofywać swoje prace po tym, jak jury zakwalifikowało pracę związanego z „myślą prawicową” Wojciecha Korkucia. Plakat przedstawia białą czaszkę na czarnym tle. Gdy podejdziemy bliżej, dostrzegamy szczegóły negatywu czarno-białego zdjęcia, na którym Donald Tusk spotyka się z Putinem. Całość uzupełnia tytuł „10.04.2010”. Przekaz jest płytko ukryty: Tusk z Putinem zamordowali polskie elity, a plakat w swej estetyce bardziej przypomina ulotkę propagandową niż cokolwiek innego.
„W preselekcji jury, składające się z artystów z Polski, Chorwacji, Chin, Japonii, Hiszpanii, Tajwanu, Ukrainy i USA, przyznało punkty nadesłanym pracom przy pomocy aplikacji internetowej. Do następnego etapu zostały dopuszczone prace o najwyższej średniej liczbie uzyskanych punktów” – tłumaczą się organizatorzy konkursu. Niestety, internetowa ankieta dopuściła pracę Korkucia. Dopiero protesty polskich artystów, którzy znają fakty o Katastrofie Smoleńskiej, wywołały reakcję: „W odpowiedzi na zarzuty części uczestników Biennale zorganizowaliśmy spotkanie w trybie nadzwyczajnym, podczas którego jury ustaliło, że plakaty mogące godzić w czyjekolwiek uczucia, szerzyć mowę nienawiści lub bezpodstawne pomówienia (w tym plakat Wojciecha Korkucia «10.04.2010») nie zostaną pokazane na wystawie”. Organizatorzy wcześniej nie dostrzegli mowy nienawiści i analizując treść oświadczenia, nadal nie dostrzegają.
„Niektórzy polscy artyści tkwią nadal mentalnie w PRL-u. Pokazałem tylko prawdę” – mówi Korkuć w wywiadzie udzielonym portalowi wPolityce. „Nie zdawałem sobie sprawy, że są w Polsce artyści, którzy mogą krytykować i podważać zasadność funkcjonowania prac innych artystów, i bojkotować przez to właściwie całą imprezę, ponieważ nie umieją pohamować cenzorskich zapędów” – krytykuje autorów, którzy wycofali swoje prace. Choć to nie zapędy cenzorskie, a raczej niechęć do oglądania własnych prac wystawionych w towarzystwie „sztuki propagandowej”.
„Nie wiem, gdzie leżą te granice. Nie znam definicji poprawności i niepoprawności sztuki.
Dla mnie ważne jest, by sztuka wywoływała emocje, a gdy chodzi o plakat – by sztuka miała konkretny przekaz” – mówi Korkuć. Wprawdzie użyte w plakacie zdjęcie jest prawdziwe, ale przekaz, choć konkretny i zgodny z konfabulacjami Antoniego Macierewicza, już nie. W wywiadzie Korkuć krzyczy o cenzurze, o budowaniu PRL, o latach 30. XX w. w Monachium, o tworzeniu potęgi NSDAP, a plakatem, wbrew wszelkim faktom, mówi o zamachu smoleńskim. Ciekawe, jakie „dzieła” tworzyłby w latach 50. albo 30.? Zapewne wówczas umieściłby w różowym serduszku uśmiechniętego Hitlera rozdającego dzieciom cukierki albo Stalina odwracającego bieg rzek.