Książki

Krytykowali mięso, alkohol, seks i masturbację

Szukając chwytliwego tytułu dla tekstu o tak dziś zbanalizowanym temacie jak wegetarianizm, wybrałem coś z ideologicznego archiwum „trawożerców”. Alternatywny brzmiał: „Frankenstein był wegetarianinem”.

Jacek Cieślak
Fragment obrazu "Lato", Giuseppe Arcimboldo. Foto: Dguendel, CC BY 4.0, via Wikimedia Commons

Starałem się jak mogłem, by przyciągnąć uwagę Czytelniczek i Czytelników do książki Natalii Mętrak-Rudej „Warzywo zjedz, mięso zostaw” (Wydawnictwo Poznańskie), ponieważ niektórzy „mięsożercy” reagują na wegetarianizm alergicznie, zaś wegetarianie też mogą czuć przesyt swoimi ideałami, jakby to było co najmniej mięso, ponieważ kiedy moda rozpoczyna się na dobre, wszędzie jest jej pełno i łatwo może się zbanalizować.

A już całkiem serio: wspomniana książka jest intrygująca, ponieważ zajmująco opisuje ewolucję wegetarianizmu, poczynając od antyku, nie ukrywa różnych wpadek i dziwactw heroldów zdrowego odżywiania. Przede wszystkim zaś mocno wypełnia luki w wiedzy związane z kulturotwórczą funkcją wegetarianizmu, wiążąc jarskość z ważnymi postaciami kultury i polityki również w naszej historii.

W Polsce przełomowe znaczenie miał Konstanty Moes-Oskragiełło (1850–1910), ale od razu trzeba dodać, że drugi człon nazwiska był wymyślony, by podkreślić duchowe związki z polskością. Moes był bowiem potomkiem rodziny niemieckiej, która przybyła na Białostoczczyznę, by założyć fabrykę wełny. Jeśli pamiętacie Państwo Tadzia ze „Śmierci w Wenecji” Tadeusza Manna – pierwowzorem był brat Konstantego Władysław, zaś sam Oskragiełło odkrył dla siebie pozytywne skutki wegetariańskiej diety, kiedy nie radził sobie z problemami zdrowotnymi.

W Warszawie zorganizował „obiady jarskie” przy ulicy Złotej 3 – gotowała Pani Wilczkowa, zaś w 1883 r. ogłosił na łamach „Kuriera Warszawskiego” powstanie „odrodziska jarskiego” w Bojarowie pod Warszawą. Tak jak jego zachodni i amerykańscy idole zalecał powrót do natury, kąpiele słoneczne, wełniane stroje, drewniane sztućce oraz „zbożowocożerstwo”. W „odrodzisku” nie było zakazu spożywania mięsa, jednak sugerowano jego ograniczenie.

To Moes-Oskragiełło lansował staropolskie określenie „jarosz” w kontrze do używanego w Niemczech i Anglii „wegetaryjanizmu”. „Odrodzisko” Oskragiełły położone nad Świdrem działało niedługo, ponieważ promotor jarskości chciał działać „po kosztach”, pojawili się jednak inni promotorzy zdrowego życia, a wśród nich Apolinary Tarnowski. W jego zaś sanatorium w Kosowie Huculskim, położonym niedaleko Stanisławowa (dziś Iwano-Frankiwsk w Ukrainie), bywali: Gabriela Zapolska, Maria Dąbrowska, Władysław Grabski i Roman Dmowski.

Szczerze powiem, że trudno mi sobie teraz wyobrazić przedstawiciela prawicy bądź skrajnej prawicy, a już w szczególności nacjonalistę, który lansuje wegetarianizm, dziś raczej kojarzony z New Age i lewicą. Tymczasem Dmowski przyjechał do Kosowa Huculskiego, ponieważ sanatorium zyskało renomę Lecznicy Narodowej, ośrodka walczącego o odrodzenie polskości – również poprzez jarską dietę, ponieważ była zdrowa i nie zatruwała, jak mięso czy alkohol.

W Lecznicy bywali również: Zygmunt Balicki, jeden z ideologów Narodowej Demokracji oraz Tadeusz Bielecki, przedstawiciel Obozu Wielkiej Polski. Z kolei w Krakowie powstało stowarzyszenie Eleusis, którego członkowie uroczyście przysięgali, że do końca życia wyrzekają się alkoholu, tytoniu, seksu, gier hazardowych i mięsa. Byli pobożni, a jak wielu ówczesnych katolików nie przyjmowali do swego grona Żydów i socjalistów, jednocześnie uprawiali jogę.

W tym miejscu nie można pominąć często podnoszonej kwestii wegetarianizmu Adolfa Hitlera, ponieważ jedzenie mięsa utożsamiane jest z agresywnością i okrucieństwem. Autorka książki wskazuje źródła, które podają, że przywódca III Rzeszy, co prawda, deklarował wegetarianizm, ale lubił bawarskie kiełbaski, kawałek szynki, zaś jego przysmakiem był wątrobiane knedle. Był więc takim wegetarianinem jak orędownikiem pokoju z Polską.

Nie da się w krótkim tekście opisać zaskakującego bogactwa książki Natalii Mętrak-Rudej, warto jednak wspomnieć, że za jednego z pierwszych orędowników wegaterian uważa się Pitagorasa i przez wiele wieków zwolenników jarskiej diety nazywano pitagorejczykami. Jedzenie mięsa potępiał Plutarch.

Wegetarianie w starożytności nie mieli szansy przetrwać, również dlatego, że jako manichejczycy nie popierali prokreacji. Jednak za wegetarianina uważano Jezusa, a także domniemanego jego brata Jakuba Sprawiedliwego, pierwszego biskupa Jerozolimy.

Największe znaczenie zaś w propagowaniu wegetarianizmu miały protestanckie grupy i sekty w Anglii oraz Ameryce, gdzie „roślinożerstwo” uważano za część skromnego i pobożnego życia.

Pewnie każdy z nas słyszał o bułkach grahamkach. Swoją nazwę zawdzięczają Sylvestrowi Grahamowi, który w połowie XIX w. postulował wyroby piekarskie z pełnego przemiału. Jako półsierota, przebywając u jednego z krewnych prowadzącego karczmę, widział zgubny wpływ alkoholu. Postulował więc abstynencję, a będąc prezbiteriańskim pastorem, przestrzegał też, że masturbacja prowadzi do ślepoty.

Graham trafił potem do kręgu wegeterian opisywanych w „Małych kobietkach” Louisy May Alcott. Innego amerykańskiego piewcę jarskości Johna Harveya Kelloga sportretował Anthony Hopkins w filmie „Droga do Wellville” Alana Parkera. Kellog, Adwentysta Dnia Siódmego, ożenił się, ale że seks uważał za groźny moralnie, małżeństwa nie skonsumował, zaś wszystkie jego dzieci były adoptowane. Wypromował płatki kukurydziane i założył wegetariańskie sanatorium w Battle Creek, które było de facto wielkim spa.

To prawda, że ówcześni wegetarianie byli nawiedzeni. Występowali przeciwko szczepionkom Pasteura, proponowali ciągłe kąpiele, które mogły trwać nawet kilka tygodni, a poddani im pacjenci mogli wyjść z wanny tylko do toalety. Specjalnością spa były też maszyny pompujące do jelita grubego 15 litrów wody na minutę, ponieważ Kellog miał obsesję walki z pomięsnymi złogami.

Wegetarianie mieli od zawsze na sumieniu różne szaleństwa. XVIII-wieczny poeta Percy Shelley propagował wegetarianizm tak bardzo, że jego żona Mary, pisząc „Frankensteina”, uczyniła go istotą bezmięsną.

Przykłady szaleństwa wegetarian można mnożyć, a jednak, jak obecnie się okazuje, "w tym szaleństwie jest metoda” i coraz więcej osób ze względów zdrowotnych, ze współczucia dla zwierząt staje się jaroszami lub przynajmniej częściowo korzysta z jarskiej diety.


Przeczytaj też:

Jesteś tym, co DAJESZ jeść

Czy wprawiające w zażenowanie i bezsilną złość zdjęcia mizernych szpitalnych posiłków, masowo obiegające internet, odejdą w końcu do historii? Czy polscy pacjenci wreszcie doczekają się nie tylko godnego, ale nawet zdrowego i smacznego (WOW! Nie do wiary!) menu? Nadzieją – projekt rozporządzenia ...

Homo destruktor

Nawet osoby mające dewocyjny stosunek do wegetarianizmu muszą przyjąć do wiadomości fakt stwierdzony naukowo: wszyscy, również zatwardziali jarosze, wywodzimy się od pokoleń bezwzględnych mięsożerców.

Polacy, stało się: sukces!

Film „IO” Jerzego Skolimowskiego mógł liczyć na Nagrodę Jury w Cannes, zaś 24 stycznia otrzymał nominację Akademii Filmowej do Oscara. Cieszmy się, choć powraca pytanie, dlaczego film nie otrzymał żadnej nagrody od jury na festiwalu w Gdyni. Polskie piekło?


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę