Historia polskiej demokracji

Trzeciomajowe rozdwojenie jaźni

Skrzecząca sprzeczność nie przeszkadza Polakom w świętowaniu 3 Maja. Chełpiąc się konstytucją, w czambuł potępiają jej twórcę.

Prof. Arkadiusz Stempin
Grobowiec Stanisława Augusta Poniatowskiego w bazylice archikatedralnej św. Jana Chrzciciela w Warszawie. Fot. Adrian Grycuk, CC BY-SA 3.0 PL, via Wikimedia Commons

Najdosadniej ujął to Stanisław Cat Mackiewicz, jednoosobowy think tank sprzed II wojny światowej i z okresu zaraz po niej. „Kult poczciwego durnia jest jedynym powszechnie uznanym kultem w Polsce. My, Polacy, nie lubimy właściwych ludzi na właściwych miejscach, a gdy już taki człowiek się pojawi, to zaraz staramy się mu życie całkowicie zatruć albo go wysiudać". Co odniósł do osoby króla Poniatowskiego. I porównał go z poprzednikiem Augustem III, „głupim jak stołowe nogi”, ale z dobrym sercem”, który „swoje tłuste ręce podawał Polakom do pocałowania. Polska go więc ubóstwiała”. A i dziś w bezkrytycznej ocenie trzeciomajowego czynu znika z pola widzenia fakt, że Konstytucję uchwaliła sejmowa mniejszość w drodze zamachu stanu.

Rzeczona reformatorska mniejszość dała się ponieść euforii i dwa dni po uchwaleniu Konstytucji 3 Maja postanowiła wznieść jej łuk triumfalny. Świątynia Opatrzności Bożej miała być wyrazem wdzięczności narodu za przeforsowanie antyrosyjskiego programu politycznego. Trzeciomajowa Ustawa Rządowa podkopywała bowiem dominację rosyjską, gdyż starzejąca się caryca Katarzyna jak źrenicy oka pilnowała anarchii nad Wisłą.

Kamień węgielny pod świątynię wmurował prymas Michał Poniatowski w pierwszą rocznicę uchwalenia Konstytucji, 3 maja 1792 r. Tego dnia główne uroczystości z nabożeństwem dziękczynnym w warszawskim kościele św. Krzyża obchodzono ku czci Opatrzności „za wydobycie Polski spod przemocy obcej i nieładu domowego”. Tak to ujął marszałek sejmu Stanisław Małachowski. Pierwszą rocznicę fetowano już jako święto narodowe, po tym jak uzyskano od papieża Piusa VI zgodę na przeniesienie dnia patrona Polski św. Stanisława z 8 na 3 maja. Co zbiegało się z imieninami króla i marszałka Małachowskiego.

Jak jednak ryzykowne jest wplatanie Stwórcy w ludzkie plany, doświadczyła sama generacja twórców Konstytucji. Miesiąc po pierwszej rocznicy do Rzeczpospolitej wlała się interwencyjna armia rosyjska, przekreślając zaklęcia o „wydobyciu się Polski spod przemocy obcej. Na jej pasku szli targowiczanie, czyli lwia część rodzimej szlachty z programem utopienia w niebycie Konstytucji i całego programu reform państwa. Prymas Poniatowski przystąpił do Targowicy. Trudno powiedzieć, czy to Stwórca poczuł się obrażony, czy   zawiedziony i wkrótce wykreślony z mapy świata, a być może i wyłączony spod boskiej opieki naród uznał się niegodny wzniesienia świątyni. Miała stanąć na naszych oczach po 200 z okładem latach.

A nawet owe pierwsze rocznicowe obchody toczyły się w atmosferze wrzenia i niepewności. Obawiano się zamachu na życie króla z rosyjskiej ręki. Kiedy w warszawskim kościele Św. Krzyża pod przewodnictwem poznańskiego biskupa Antoniego Okęckiego trwało nabożeństwo, kościół szczelnie ochraniało wojsko. Przed ołtarz gości wpuszczano tylko z imiennymi wejściówkami. Trzy lata później, kiedy w Warszawie ze Świątyni Opatrzności sterczały jedynie fundamenty, trzej zaborcy finalnie podzielili się polskim łupem (1795) i zakazali pamięci o Konstytucji. W kolejne jej rocznice kwiaty przy fundamentach świątyni z narażeniem życia składali warszawscy studenci. Pamięć w dobie popowstańczej przetrwała. A wraz z przegrywanymi powstaniami, listopadowym (1831) i styczniowym (1863), paradoksalnie rosła. Jan Matejko uwiecznił ten moment, marząc, by trafił kiedyś do sali sejmowej wolnej Polski.

Dopiero jednak 125 lat po  uchwaleniu  majowej ustawy – w latach I wojny światowej, kiedy niemiecki zaborca przegnał z Polski rosyjskiego i kokietował Polaków, szukając w nich sojuszników przeciwko caratowi – przez polskie miasta przetoczyły się antyrosyjskie pochody rocznicowe (1916).

Nic dziwnego, że po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. antyrosyjski kontekst zadecydował, że 3 maja od razu, decyzją Sejmu Ustawodawczego, "stał się świętem narodowym „po wsze czasy” (1919). Nowa generacja Polaków wzorem pokolenia twórców Konstytucji znów połączyła porządek polityczny z boskim. Święto narodowe obleczono w religijny polor. W obliczu toczonej wojny z bolszewicka Rosją biskupi polscy ponownie wybrali Maryję na królową Polski, choć papież Pius XI tytuł zatwierdził po zakończeniu wojennych zapasów (1925). Po raz trzeci podczas potężnej zawieruchy kraj sprzężono z osobą Maryi.

Najpierw podczas potopu szwedzkiego (1656) we Lwowie król Jan Kazimierz złożył ślubowanie, w którym w zamian za pomoc Maryi zobowiązał się szerzyć jej kult i uczynić królową Polski. Podczas kolejnej wojny ze Szwecją w 1717 r. dopełniono tej formalności, koronując obraz na Jasnej Górze w Częstochowie. Obydwie wojny de facto rozłożyły na łopatki kraj.

Pierwszą rocznicę w niepodległej Polsce celebrowano na stokach warszawskiej Cytadeli, obok krzyża Traugutta odbyła się msza święta pod przewodnictwem biskupa polowego Stanisława Galla. W pierwszym szeregu przed ołtarzem zasiadł Naczelnik Państwa Józef Piłsudski. Spod Cytadeli ruszył pochód aż na Krakowskie Przedmieście, gdzie Piłsudski odebrał defiladę wojskową. W międzywojennej Polsce podwójne święto, państwowe i religijne,  obchodzono do września 1939 r. W latach II wojny światowej okupanci, niemiecki i rosyjski, zabraniali jego obchodów. Tak jak rządzący po wojnie komuniści. Tych w oczy kłuła nie tylko bliskość do konkurencyjnej daty robotniczego święta 1 Maja czy katolicka proweniencja święta kościelnego, ale jego antyrosyjskie żądło.

W efekcie święto maryjne obchodzono tylko w murach świątyń. A pamięć o państwowym dopiero w latach 80. zamieniła się w zmagania sportowe między studentami Krakowa, Warszawy, Gdańska i Wrocławia a oddziałami milicji. Ci pierwsi w symbolicznych miejscach składali kwiaty, ci drudzy je stamtąd zabierali, polując na akademików. W sposób więc najbardziej oczywisty po przełomie 1989/90 przywrócono 3 Maja jako podwójne święto tronu i ołtarza.

W tym czasie szczątki króla wchłaniały wyziewy farby i zaprawy murarskiej, stojąc wstydliwie pod jedną z remontowanych klatek schodowych warszawskiego zamku. Naród, który do diabła wysłał PRL, wzbraniał królowi splendoru wawelskiej nekropolii. Choć spoczywały tam szczątki nieudolnych monarchów, w tym absolutnego lenia i nieudacznika Augusta III. Twórca Konstytucji 3 Maja zmarł w wieku 66 lat, trzy lata po trzecim  rozbiorze, w petersburskiej rezydencji carów. Przez ten okres był więźniem rosyjskim. Nim rok po abdykacji zmarła caryca Katarzyna, którą  udar dorwał na desce klozetowej, Stanisław August przebywał w Grodnie. Po śmierci carycy niecierpiący jej syn car Paweł zaprosił Stanisława Augusta do Petersburga.

Tam „poczciwy nasz pan umarł na apopleksyję nerwową”, donosił świadek wydarzenia. Na złość matce imperator Rosji zarządził pozbawionemu królestwa monarsze obrzędy pogrzebowe w polskiej ornamentyce. Na katafalku wystawionym w kaplicy Marmurowego Pałacu zabalsamowane szczątki ubrano w mundur polskiego kawalerzysty z przepasaną niebieską wstęgą Orderu Orła Białego i narzuconym purpurowym płaszczem. Na skronie car osobiście nałożył koronę. W dniu pogrzebu długi kondukt dworzan i 18 tysięcy żołnierzy kroczyło ulicami rosyjskiej stolicy. Orszakowi, tuż obok trumny, przewodził imperator Paweł na koniu z obnażoną szpadą. Przy huku honorowych salw armatnich srebrną trumnę złożono w katolickim kościele św. Katarzyny. Niestety wody Newy podmywały później kościół. Kiedy w 1857 r. otwarto trumnę, wilgoć dokonała takiego spustoszenia, że prócz prochu nie znaleziono już nic więcej.

Po zakończeniu wojny z bolszewicką Rosją w Traktacie Ryskim (1921) dużym łukiem ominięto kwestię sprowadzenia prochów monarchy do Polski. Za to ponownie otwarto trumnę. Uczyniła to powołana traktatem ryskim komisja ds. rewindykacji dóbr kultury. Jej raport stwierdzał, że „ciało i szkielet zetlały zupełnie, na miejscu czaszki pozostał biały proszek podobny do wapna. W podobny proszek zamieniła się lewa noga króla”.

Nieoczekiwanie w 1938 r. władze radzieckie szczątki przekazały Polsce, kiedy na kanwie przebudowy Leningradu zdecydowały się rozebrać świątynię. Zaskoczony rząd polski w największej tajemnicy trumnę sprowadził do Wołczyna, niedaleko Brześcia nad Bugiem. To tam w kościółku św. Trójcy Stanisław August Poniatowski przed niemal 200 laty został ochrzczony (1732). Ekipa rządzących piłsudczyków odmówiła pochówku na Wawelu, gdzie od trzech lat, po największych uroczystościach pogrzebowych w dziejach kraju, spoczywało bożyszcze rządzącej sanacji Józef Piłsudski (zmarł w 1935 r.). Ostatniego króla nie uznano godnym także Warszawy. Rozpoczęła się prawdziwa odyseja funeralna. Najpierw w granicznej miejscowości rosyjsko-polskiej, Stołpcach, przez kilka dni wagon towarowy z zapieczętowaną dębowa skrzynią, zawierającą trumnę stał na bocznicy kolejowej, nim przyjechała po nią ciężarówka. Nocą 14 lipca 1938 r. ważąca ponad pół tony srebrna trumna nie zmieściła się w wejściu do krypty wołczyńskiego kościółka. Złożono tylko dwie cynowe urny, z sercem i królewskimi wnętrznościami. Samą trumnę umieszczono w kościelnej niszy, częściowo zakratowano, częściowo zamurowano. A miejscowemu proboszczowi zakazano odprawiania mszy za spokój królewskiej duszy. Powód – król należał do loży masońskiej.

Po II wojnie szczątki króla ponownie znalazły się poza granicami kraju, kiedy Stalin przesunął je na wschód. Wołczyn był już w Związku Radzieckim, kilka kilometrów od granicy. Kościółek zamieniono na magazyn nawozów sztucznych. Grób splądrowano. Jak w okresie międzywojennym, tak i po 1945 r. powrót królewskiej trumny nie stanął na agendzie rządzących komunistów. Robotniczo-chłopscy funkcjonariusze PRL nie wykazywali sentymentu wobec pośmiertnych losów koronowanych głów. Ale nie kto inny, jak właśnie łysy jak kolano premier Józef Cyrankiewicz, największy playboy jakiego wydała siermiężna Polska Ludowa, pomstował na kochanka carycy Katarzyny, podtrzymując narodowe embargo na translację na Wawel.

Dopiero kiedy PRL dławił się w agonii, historyk z UJ i zarazem minister kultury prof. Aleksander Krawczuk zadecydował o ekshumacji i sprowadzeniu nie tyle zwłok, ile pyłu kostnego z Wołczyna (1988). Rok później przewieziono go do Warszawy. Sześć lat królewskie szczątki stały na zamku, nim w lutym 1995 r. pochowano je w krypcie archikatedry św. Jana, dokąd król udał się tuż po uchwaleniu Konstytucji 3 Maja.

W 2012 r. w ankiecie portalu „Arcana” 60 proc. respondentów uznało ostatniego monarchę Rzeczypospolitej za zdrajcę, 22 proc. za marnego króla. Co wiarygodnie oddaje opinię Polaków o twórcy Trzeciomajowej Konstytucji. Nawet konserwatywny think tank „Klub Jagielloński” uznał to za nieprawdopodobny sukces otumaniającej polityki historycznej. Polega ona na zdjęciu z narodu odpowiedzialności za rozbiory i upadek Rzeczpospolitej, a przeniesienie jej na barki jednego człowieka.

Czarna legenda ostatniego króla Rzeczypospolitej powstała już za jego życia. Do czego rękę przyłożyli jego przeciwnicy. Przedstawiali go jako zdemoralizowanego, tchórzliwego, opłacanego przez Rosję zdrajcę, a po trzecim rozbiorze określali głównym winowajcą upadku państwa. Wśród największych przewinień wymieniano przystąpienie do Targowicy i abdykację. Wychowane w kulcie walk o niepodległość kolejne pokolenia straceńców Polaków zarzucały królowi, że jeśli już kraju nie dało się uratować, to przynajmniej powinien zginąć na polu walki. Kampanię przeciwko Poniatowskiemu wszczął posiadający dziś swoje ulice w Polsce Hugo Kołłątaj, przed rozbiorami reformator kraju z obozu Poniatowskiego, który wszak także przystąpił do Targowicy. Pokolenie później w Poniatowskiego jak w bęben walił pierwszy nasz wielki historyk Joachim Lelewel. Ale do wyobraźni narodu najbardziej przemówili romantycy.

Cenili wielkie gesty, za swój sens upatrywali porwanie narodu do walki. Adam Mickiewicz podczas wykładów w Collage de France (1840–1844) skrytykował Konstytucję 3 maja, w której dopatrywał się inwazji obcych wzorców. Przegraną wojnę z Rosją w 1792 r. tłumaczył nie dysproporcją sił, a działaniami Poniatowskiego, który zmącił świadomość Polaków. Z awersją do Stanisława Augusta odnosił się Juliusz Słowacki. To wtedy zatriumfowało przekonanie, że najważniejszym kryterium nie jest polityczny sukces, a bohaterska śmierć. Można sądzić, że ostatniemu królowi Rzeczypospolitej nawet by wybaczono upadek Polski, o ile zginąłby na szańcach Warszawy, broniąc jej przed wojskami rosyjskimi. Jako pierwsi króla zaczęli bronić krakowscy historycy, Józef Szujski i Walerian Kalinka. Wskazywali na wielowiekowe zaniedbania ustrojowe i skłonność Polaków do anarchii. Ich próba rehabilitacji króla spotkała się z zajadłym atakiem późniejszego pokolenia Młodej Polski.

Rok 1918 okazał się osobistą klęską Poniatowskiego w pokoleniu, które jak na loterii wygrało niepodległość – „Ni z tego, ni z owego”, jak brzmiała legionowa piosenka, powstała niepodległa Polska. Niebywała okoliczność jednoczesnego upadku mocarstw zaborczych kazała pogrzebać w pamięci mechanizmy rozbiorów, wywołane niedowładem państwa. Triumfowało magiczne przekonanie, że oto trzeba siły mierzyć na zamiary, a nie zamiary na siły. Krótko przed wybuchem wojny w 1939 r. jeden z publicystów wileńskich królewskość Poniatowskiego sprowadził do tego, że „zręcznie miętosiła tłuste łono Katarzyny”. Poniatowski & Co. „to kanalie, co bez boju oddały niepodległość”.

W PRL koronowaną głową Poniatowskiego nie zawracano sobie robotniczo-chłopskiej głowy - z wyjątkiem playboya Cyrankiewicza. Okres po upadku PRL i transformacji ustrojowej, co udowodniła ankieta Arcana, nie zmienił silnie zakorzenionych przekonań społeczeństwa. Skoro jednak królowi zawdzięczamy święto narodowe, wypadałoby zastanowić się nad opinią, jaką przed pół wiekiem wydał prawicowy publicysta Cat-Mackiewicz. Wskazał on na sensowną polityczną koncepcję króla: tak długo pozostać satelitą rosyjskim, nim stworzy się w Polsce „rząd i wojsko”. Tylko bowiem z własną siłą zbrojną będzie można zrezygnować z taktycznego sojuszu z Rosją.

Przystąpienie do Targowicy tłumaczył Cat rozpaczliwą próbą „ocalenia czegokolwiek z Konstytucji 3 Maja”. Za prawdziwe przyczyny zguby I Rzeczpospolitej uznał anarchię i partyjniactwo, dobrze znane i dziś nasze przymioty. Za rządów króla szlachta drżała przed naruszeniem swoich swobód. Stąd w poważaniu miała Augusta III, wielką górę mięsa, który do rządów się nie wtrącał, a nienawidziła Stanisława Augusta. Cat-Mackiewicz wyjaśnił ten fenomen bez ogródek, co przytoczyłem na samym początku. Nie przez przypadek więc postać Rejtana, a nie króla do dziś zapładnia polskie umysły. Bo jak raz jeszcze spointował genialny Cat-Mackiewicz: „Gest i frazes o obronie Polski cenimy bardziej aniżeli samą obronę Polski”.


Przeczytaj też:

Jarosław Kaczyński obrońcą Konstytucji

Jarosław Kaczyński został „Człowiekiem Wolności 2021” tygodnika „Sieci”. Dostał to wyróżnienie po raz kolejny, ale dopiero drugi. Biorąc pod uwagę, że historia nadawanego tytułu sięga 2013 roku, to poważne niedopatrzenie. Trzeba jednak przyznać, że wyróżnione postaci to osoby zasłużone, może nie ...

Ile demokracji trzeba, by zniszczyć demokrację?

Odnieśliśmy takie zwycięstwo, że widać je z Księżyca, a na pewno z Brukseli – tak Victor Orban podsumował triumf Fideszu w niedzielnych wyborach. Reuters sucho podsumował ich wynik jako "miażdżące zwycięstwo", za Atlantykiem zaś Fareed Zakaria mówił o tym, że Węgry stanowią przypomnienie, że demo...

Konstytucja 3 maja. Nie pierwsza, ale najważniejsza

W swojej historii Polska miała kilka aktów prawnych, które można by nazwać ustawami zasadniczymi.

Konstytucja 3 maja - kamień, który spowodował lawinę

Konstytucja 3 maja urosła w historiografii polskiej do rangi świętości narodowej, której w żaden sposób nie powinno się krytykować. Ale czy słusznie? Wczoraj ukazał się mój świąteczny artykuł, w którym gloryfikowałem pierwszą polską ustawę zasadniczą. Dzisiaj jednak chcę dosypać łyżkę dziegciu do...


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę