Kontrowersyjny zapis stanowił, że karze za przestępstwo nieumyślne nie podlega lekarz, który zgłosi zdarzenie niepożądane zanim organ powołany do ścigania przestępstw dowie się o przestępstwie, chyba że medyk był pod wpływem alkoholu, środków odurzających albo gdyby doszło do rażącego niezachowania ostrożności wymaganej w danych okolicznościach. Intencją Ministerstwa Zdrowia było zachęcenie lekarzy, aby nie zwlekali ze zgłaszaniem niepożądanych efektów swoich działań w obawie przed odpowiedzialnością karną. Wychodziło ono z założenia, że mobilizowanie lekarzy, by nie ukrywali błędów, jest korzystniejsze niż ich karanie Rada Ministrów uznała jednak, że takie hołdowanie zasadzie „no-fault”, czyli „bez winy”, byłoby wyrazem zbyt pobłażliwego podejścia do błędu, który mógł kosztować utratę zdrowia lub życia pacjenta. Nie znaczy to jednak, że sprawa została całkowicie zlekceważona.
Zaproponowano bowiem, aby do takich przypadków stosować samoistną podstawę umożliwiającą nadzwyczajne złagodzenie kary. Jest to rozwiązanie optymalne, które pozwoli zarówno sprostać wymogom sprawiedliwości, jak i wyrozumiałości wobec nieumyślnego sprawcy nieszczęścia. Nie powinno też zanadto odstraszyć od współpracy z wymiarem sprawiedliwości.
Zdumiewa jednak, że to pierwsze, mocno niewłaściwe rozwiązanie cieszyło się aż tak szerokim poparciem środowiska medycznego. O ile bowiem zrozumiała jest chęć uniknięcia odpowiedzialności karnej, zwłaszcza w sytuacji gdy działało się w dobrych intencjach, o tyle jednak dla człowieka, który złożył przysięgę Hipokratesa bezwzględnym priorytetem powinno być zawsze dobro pacjenta. Tymczasem projekt przepisu prowadził do zaburzenia zasady równości wobec prawa, gdyż uzależniał niepodleganie karze od nieistotnych prawnokarnie okoliczności. Natomiast niepodleganie karze Kodeks karny przewiduje do przestępstw dokonanych wyłącznie w wyjątkowych przypadkach (np. kwalifikowane przekroczenie granic obrony koniecznej). Prawo karne nie zna konstrukcji, zgodnie z którą jeżeli sprawca dobrowolnie starał się zapobiec skutkowi stanowiącemu znamię czynu zabronionego, to automatycznie nie podlega karze. Chlubną postawę etyczną można za to nagrodzić za pomocą możliwości zastosowania nadzwyczajnego złagodzenia kary (art. 15 § 2 k.k.). Całkowita bezkarność mogłaby jednak budzić słuszne oburzenie społeczeństwa, postrzegającego przecież lekarza jako standardowy przykład osoby wykonującej zawód zaufania publicznego. W najgorszych przypadkach, które też niestety się zdarzają – a więc takich, gdy pacjent na skutek błędu medycznego straci życie – odrzucony przepis stanowiłby jawne naruszenie konstytucyjnie chronionego prawa do życia, gdyż w przypadku wyłączenia odpowiedzialności karnej za nieumyślne spowodowanie śmierci ochrona ta miałaby charakter wyłącznie fasadowy i umowny.
A tak stanowczo stać się nie może. Życie ludzkie jest najwyższą wartością, a jeśli ktoś nie jest gotowy wziąć za nie odpowiedzialności w pełnym tego słowa znaczeniu – nie powinien nawet pomyśleć o zostaniu lekarzem. To nie jest bowiem zwykła praca, lecz powołanie. I jak to z powołaniami bywa – jeśli nie jest prawdziwe, to przynosi tylko cierpienie. Zarówno osobie zainteresowanej, jak i jej otoczeniu.