Franciszek odwołuje polskiego nuncjusza apostolskiego

Papieski nuncjusz pakuje w Warszawie walizki

Syn słonecznej krainy spod Neapolu mroźną Warszawę zamieni na Rzym, gdzie nawet o tej porze miasto omiatają przyjemne promienie słońca. W naszej stolicy jowialnemu arcybiskupowi powiało chłodem, nie tylko atmosferycznym, a wiatr zaczął mu dmuchać prosto w twarz.

Prof. Arkadiusz Stempin
Powitanie abp. Salvatore Pennacchio, nuncjusza apostolskiego w Polsce, Warszawa, 31 X 2016. Foto: Eliza Bartkiewicz/episkopat.pl via flickr.com

O tyle niemiłe, że papieski wysłannik rozkoszuje się w Polsce paletą przywilejów. Jako reprezentant Głowy Kościoła przed ołtarzem w gronie miejscowych biskupów zasiada na najwyższym fotelu. Jeśli aksamitny mebel posiadałby złote podłokietniki, to te podtrzymywałyby dostojne ramiona watykańskiej ekscelencji. Z reguły nuncjusz pod każdą szerokością geograficzną na świecie kroczy pod baldachimem w randze tytularnego arcybiskupa. Trochę jak minister bez teki, gdyż arcybiskup tytularny nie posiada własnej diecezji z nabożnymi duszami. Jego rangę można porównać do dwugwiazdkowego generała, przy którym papież świeciłby na pagonach czterema, a kardynał trzema. Jakkolwiek nie do końca odpowiada to uproszczonym w nieświętym umyśle hierarchiom zależności i piramidom władzy. Nuncjusz bowiem reprezentuje rzymską centralę, wobec której lokalne kościoły muszą zejść na kolana. To tłumaczy w przypadku Polski pierwszeństwo papieskiego delegata przed jedynym urzędującym kardynałem Nyczem, emerytowaną eminencją Dziwiszem, prymasem Polski i szefem najbardziej sprężystej struktury kościelnej, konferencji episkopatu, abp Gądeckim. Generalnie jednak nuncjusz w każdym kraju jest prawem kościelnym zobowiązany do wylewania z siebie ostatnich potów, by z miejscowymi biskupami za wszelką cenę szukać porozumienia. Formalnie nie posiada instrumentów nacisku, by siłą wymuszać posłuszeństwo od lokalnych ordynariuszy. Stąd bardziej zakulisowo i w aksamitnych rękawiczkach niż oficjalnie i z podniesionym do góry moralnym palcem podsuwa Watykanowi najodpowiedniejsze kandydatury biskupie z kraju rezydencji. I wtajemnicza rzymskie kongregacje (ministerstwa) w meandry  lokalnego kościoła.

Równolegle w imieniu papieża, tym razem występującego w roli monarchicznego zwierzchnika państwa watykańskiego, reprezentuje go wobec władz państwowych. W tej chwili na nieco ponad 200 istniejących państwowych struktur na świecie Watykan utrzymuje stosunki dyplomatyczne z imponującą grupą 130 państw. W Polsce nuncjusz piastuje jeszcze jedną dyplomatyczną funkcję - doyena korpusu dyplomatycznego, godność honorową, czyniąca go pierwszym w gronie akredytowanych ambasadorów przy polskim rządzie.

Po powstaniu w 1918 roku polskiej republiki nuncjusze w Warszawie należeli do kluczowych rozgrywających w Sekretariacie Stanu, najważniejszym watykańskim go w ministerstwie, będącym miksem urzędu premiera z ministerstwem spraw zagranicznych. Jeden z nich, elegancko wyproszony z Warszawy abp Achille Ratti, w przeciągu niepełnych dwóch lat doszedł na same szczyty i jako papież Pius XI zasiadł na piotrowym tronie (1922–39). W PRL pełniący de facto urząd nuncjusza Agostino Casaroli awansował na kardynała-sekretarza stanu (premiera), drugą po papieżu personę – w pierwszej dekadzie pontyfikatu Jana Pawła II. Ale największą władzę nad Wisłą, jaką w swoich rękach skupił papieski nuncjusz, posiadł Józef Kowalczyk, który był Polakiem z krwi i kości. Dokonał nie tylko bezprecedensowego wyłomu w długim szeregu włoskich ekscelencji od czasów przedrozbiorowych, ale pobił też rekord w sprawowaniu urzędu. Wykorzystał korzystny wiatr historii i skierował polski kościół na drogę symbiozy z III RP.   

Pakujący obecne jedwabne sutanny do walizek Salvatore Penacchio, watykański lew salonowy z włoskiego południa, dyplomatyczne maniery posiadł w małym palcu. Wyssał je właściwie z mlekiem matki, co jego przypadku oznacza spędzenie całego życia w sutannie nie przed ołtarzem z kadzidłem w ręce, na klęczniku, czy w konfesjonale, tylko z wysoko podniesioną głową na dyplomatycznych parkietach ojca świętego. Nim trafił do Warszawy, w sztuce dyplomacji ćwiczył się w papieskich placówkach na trzech kontynentach, gdzie z wdziękiem i neapolitańskim uśmiechem pociągał za boże sznurki. I akurat w Polsce przytrafiło mu się skrzeczące faux pas. Kilka miesięcy po agresji na Ukrainę do swojej rezydencji zaprosił cały korpus dyplomatyczny w Warszawie, w tym także ambasadora rosyjskiego. Jak ćwierkały w Watykanie wróble na dachu, ku rozsierdzeniu polskich władz. Nieco wcześniej przecież polski suweren wsadził ambasadorowi Putina pod pomnikiem żołnierzy radzieckich w Warszawie nieco czerwonej farby na nieskazitelny garnitur.

Personalne decyzje w dyplomatycznym sektorze na całym świecie z oczywistych względów są utrzymywane w absolutnej dyskrecji. W przypadku Watykanu obleczone podwójnym, świętym milczeniem. Wprawdzie i tam popija się trywialną, bynajmniej nie świętą wodę, buduje większości polityczne i kopie pod rywalami dołki, ale fasada pozorów sugeruje, jakoby za Murami św. Leona decyzje zapadały przy użyciu kropidła i w szeleście anielskich skrzydeł. Jakby nie rozgrywały się tam najzwyklejsze wojenki polityczne, znane także każdej demokracji. A ta największa, prowadzona obecnie przeciwko zbyt liberalnemu Franciszkowi, skupia w swoich szeregach kurialistów, członków światowego episkopatu i świeckich prawicowców. Gdzie w tej rozgrywce lokowała się ekscelencja Pennacchio? Niekoniecznie tam, gdzie widziałby go papież Franciszek. Akurat kiedy papież po serii skandali ogłosił „zero tolerancji” dla krycia przez diecezjalnych biskupów podległych im drapieżców w sutannach i po raz pierwszy w dziejach Kościoła za zmowę milczenia zagroził hierarchom konsekwencjami, pospadały nad Wisłą biskupie głowy. Tylko nie z inicjatywy nuncjusza. Uformowany w feudalno-arystokratycznym biotopie kościelnym Salvadore Penacchio solidaryzował się z konserwatywną większością w polskim episkopacie. Tymczasem, skoro ryba śmierdzi od głowy, erozja na szczytach hierarchicznego Kościoła podmywa go nawet na tradycyjnej polskiej prowincji, nie generuje powołań i spokojnych dochodów. Wręcz przeciwnie, ochoczo zachęca dziatwę do ucieczki z religii, katolików do omijania świątyń wielkim łukiem, a parafian do zatrzaskiwania drzwi przed pukającym z kolędą proboszczem. To przynajmniej najbliższe otoczenie papieża Franciszka musiało uznać, że ekscelencja Pennacchio bardziej sprawdzi się w sali wykładowej i w fotelu rektora papieskiej kuźni przyszłych watykańskich dyplomatów służbie Apostolskiej Stolicy, niż na niebezpiecznym glacis polskiego kościoła. Jego archaiczne, krucjatowe oblicze określa krzyżowiec z Krakowa abp Jędraszewski i populistyczny Tadeusz Rydzyk. Przewodzą oni większości episkopatu, która kibicuje wewnątrzkościelnym oponentom Franciszka, nad Wisłą obsesyjnie ściga plemniki, tęczową zarazę, a w chwilach wolnych straszy ogniem piekielnym. Nie bardzo wciela franciszkowy program „ubogiego kościoła ubogich ludzi”. Skoro w Watykanie papież tnie jeden po drugim przywileje kościelnej arystokracji, pozbawia ją prawa do zakupu wysokogatunkowych win i szampanów po zaniżonych cenach czy damskiego personelu do sprzątania apartamentów i zaparzania herbaty – to jego nowy nuncjusz w Warszawie będzie implementował zasady „ubogiego kościoła ubogich ludzi”, a rodzimych hierarchów wysłał do kanciapy i kuchni, by sami chwycili odkurzacz do ręki, a torebkę z herbatą włożyli do szklanki. I z tej perspektywy spojrzeli dopiero na antropologię człowieka. Odechce się im wtedy obsesyjnego ścigania plemników i tęczowej zarazy, a zasadę „zera tolerancji” wezmą sobie wreszcie do serca.   


Przeczytaj też:

Czy Jan Paweł I został otruty?

W ubiegłą niedzielę beatyfikowano w Rzymie papieża Jana Pawła I. Otrutego przed 44 laty w  Watykanie?

Kardynał  przeciwko papieżowi 

W toczącym się w Watykanie bezprecedensowym procesie przeciwko kardynałowi Giovanni Angelo Becciu sąd dopuścił wysłuchanie potajemnie nagranej rozmowy telefonicznej, którą kardynał przeprowadził z papieżem Franciszkiem.

Ślepa uliczka Kościoła

Ujawniony na dniach casus papieża Benedykta XVI unaocznia, że inicjator samooczyszczenia Kościoła katolickiego z deliktu molestowania seksualnego dzieci i podwładnych przez duchownych sam tkwił w procederze tuszowania. A dziś jego następca gryzie ścianę. Kościół katolicki  zabrnął w ślepą ul...


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę