Mało rzeczy wprowadza taki niepokój jak wizja 8 letniego dziecka, które musi opowiedzieć o swoich „przewinieniach” dorosłemu mężczyźnie, przy jednoczesnym przeżywaniu poczucia winy i wyzwolenia z jego ręki. Czy nie czas rozprawić się z kwestią spowiedzi dzieci?
Wczesna inicjacja w rytuał spowiedzi jest co najmniej kontrowersyjna, a nawet przerażająca. Do konfesjonału dzieci trafiają po raz pierwszy w wieku 8 lub 9 lat, tuż przed pierwszą komunią. Spowiedź poprzedzają lekcje religii z dokładnym opisem, czego należy się wstydzić, co gniewa Boga. Obowiązkowo kończy się to kartkówką z formułek, by dzieci wydawały się bardziej rozumieć ten rytuał, niż są w stanie w rzeczywistości. Bo ileż dzieci stojących w karnym rządku przed konfesjonałem z grzeszkami zapisanymi na karteczkach jest w stanie zrozumieć i poczuć wagę zdarzenia, w które są wtłaczane, nie ukrywajmy, głównie po to, by dostać nowy rower. Oczyszczający charakter spowiedzi opiera się na zrozumieniu istoty wiary w Boga i poczuciu tego, jak w Chrześcijańskiej mentalności rozumiany jest wpływ grzechu na duszę. Wydaje mi się, że tak skomplikowane i abstrakcyjne koncepty nie są możliwe do zrozumienia w wieku dosłownie kilku lat. Wysyłanie dziecka do spowiedzi to nie nauka świadomej wiary, a raczej tresura do odczuwania wstydu i poczucia winy. Nawet dla dorosłego atmosfera konfesjonału jest niezwykle niekomfortowa, trzeba klęczeć w niewygodnej pozycji, słuchając przez kratkę słów niewidocznego człowieka o głosie często tak przytłumionym, że brzmi aż nieludzko. W tej atmosferze, jednocześnie bardzo formalnej, a z drugiej strony zmuszającej do intymności, trzeba wyznać wszystko, co złego, według prawideł wiary, zrobiliśmy od ostatniej spowiedzi. By potem otrzymać reprymendę w formie zatopienia we wstydzie. Oczywiście później następuje rozgrzeszenie, które powinno być oczyszczające. Zapewne często jest. Tylko że dla dorosłego, który specjalnie chce w tym rytuale wziąć udział, a nie dla dziecka, które zostało tam wrzucone, tak naprawdę bezwolne i bezbronne.
Tego typu przeżycia mogą mocno wpłynąć na rozwój dziecka. Nauka o tym, które uczynki są dobre, a które złe i karanie tych złych wywoływaniem wstydu to na tyle poważna sprawa, by zastanowić się, kto taka naukę powinien przekazywać dzieciom. W tej sytuacji oddajemy kontrolę nad poczuciem winny naszych dzieci w ręce osób praktycznie kompletnie do tego nie wykwalifikowanych, które na podstawie wiary, ale nadal arbitralnie, będą oceniać zachowania najmłodszych. Sytuacja jest o tyle trudna, że nikt od spowiedników dzieci nie wymaga wykształcenia w zakresie pedagogiki albo psychologii, o psychologii dziecięcej nie wspominając. Zły spowiednik może wpłynąć katastrofalnie na rozwój dzieci i młodzieży, szczególnie w zakresie rozwoju psychoseksualnego. W młodym wieku odkrywanie własnego ciała i seksualności jest czymś oczywistym, całkowicie zdrowym i normalnym. Temat pierwszych masturbacji u młodych nastolatków jest czymś okrytym tabu, o czym nie mają z kim porozmawiać. Jeśli spróbują w trakcie tego świętego sakramentu, to nie otrzymają zrozumienia i rzetelnej wiedzy, a wizję piekła, wstyd i poczucie winy. To może mieć wpływ na ich życie seksualne w całym dorosłym życiu.
Sfera seksualna jest ogólnie najtrudniejszą rzeczą, zarówno ze strony księdza, jak i osoby spowiadającej się. Wiele mówi się teraz o tematach pedofilii w kościele. Warto się zastanowić, czy możliwość dowolnego dopytywania dzieci o ich najbardziej intymne sfery nie przyciąga ludzi o takich słonościach do tego zawodu. Dodatkowo u spowiednika, latami wysłuchującego dzieci w takich warunkach, ta praca może rozbudzić często głęboko ukryte pedofilskie fascynacje. Jestem sobie w stanie wyobrazić, że ten sakrament może być wyjątkowo skuteczną opcją dla przestępców seksualnych na wyszukiwanie nowych ofiar.
Przeraża mnie, jak wielką odpowiedzialność jesteśmy w stanie dać do rąk ludziom, od których nie wymaga się żadnego innego przeszkolenia niż seminarium duchowne. Gdy sprawa dotyczy dorosłych, to nie jest to aż taki problem (choć nadal). Dorosły w pełni świadomie przystępuje do rytuału i ma lub powinien mieć większą możliwość weryfikacji treści, które otrzymuje. Trudniej go zmanipulować. W przypadku dzieci jest to oddanie pełnej kontroli nad delikatnym i bardzo chłonnym umysłem komuś, kto ma na ten temat wiedzę co najwyżej teoretyczną, a często tylko mgliste pojęcie.
Rozumiem, że sprawa jest moralnie trudna. Sakrament spowiedzi jest jednym z najważniejszych w kościele katolickim. Rodzice, którzy chcą wychować dziecko w wierze, którą wyznają, nie powinni mieć ograniczeń w tym, w jakich rytuałach religijnych dziecko będzie uczestniczyć. Tylko czy na pewno? Odpowiedzialność za kolejne pokolenia to nie tylko odpowiedzialność rodziców. Społeczeństwo, a co za tym idzie państwo powinno mieć wpływ na rozwój młodzieży, choćby w tym, by bronić je przed szkodliwymi treściami lub przeżyciami. O dostępie dzieci do papierosów, alkoholu czy pornografii nie decydują rodzice – a jest prawny zakaz udostępniania ich dzieciom. Może tak samo powinno być ze szkodliwymi praktykami religijnymi? Wiem, że we współczesnej Polsce, katolickiej do szpiku kości, wizja czegoś takiego jest wizją magiczną. Delegalizacja spowiedzi dzieci nie jest na razie możliwa, ale powinniśmy lobbować na rzecz tego, by dzieci spowiadać mogli tylko zweryfikowani księża o odpowiednim wykształceniu i doświadczeniu.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.