Sienkiewicz i media: kontrowersje prawne

Łamać można prawo, a nie bezprawie

Burzliwe wydarzenia związane z przejęciem mediów publicznych przez nową władzę doczekały się już własnej nomenklatury. Internauci kpią z „Bitwy na Woronicza” (wersja równouprawniona – „Oblężenie Woronicza”), zwolennicy większości parlamentarnej zacierają ręce, a sojusznicy starej władzy – pomstują. Jak jednak spojrzeć na tę sytuację w pełni obiektywnie? Jak wypada ona w oczach komentatorów zagranicznych, słabiej orientujących się w niuansach polskiej polityki? Wreszcie, pytając nieco patetycznie – jak manewr ministra Bartłomieja Sienkiewicza ocenią historycy i potomni?

Zofia Brzezińska
Minister kultury i dziedzictwa narodowego Bartłomiej Sienkiewicz. Foto: Gov.pl, CC BY 3.0 PL, via Wikimedia Commons

Już na samym wstępie warto zaznaczyć, że zmiany w telewizji publicznej były bezdyskusyjnie i pilnie potrzebne. Przez ostatnie 8 lat została ona bowiem przekształcona w bastion propagandy i mowy nienawiści, jakiego nie powstydziłby się minister Joseph Goebbels. Z kieszeni wszystkich podatników – a więc ludzi o każdym możliwym przekroju politycznych poglądów i sympatii – finansowano tubę propagandową oraz narzędzie do utrzymania władzy jedynej słusznej partii. Taki stan rzeczy był haniebny i nie do przyjęcia w demokratycznym państwie prawnym. Marek Czyż, nowy szef programu „19.30”, który zastąpił „Wiadomości”, oświadczył jasno i precyzyjnie – „Żaden obywatel, który finansuje działalność telewizji publicznej, nie ma żadnego obowiązku wsłuchiwać się w propagandę. Czyjąkolwiek”. To jedno nie ulega wątpliwości. Czy jednak sposób, w jaki dokonała tego nowa władza, jest w pełni właściwy? W najlepszym interesie nowego rządu jest, aby wszystkie jego działania od samego początku były przejrzyste, klarowne, uczciwe i niebudzące najmniejszych – w tym prawnych i moralnych – wątpliwości. Tylko w ten sposób rządowi uda się podkreślić jaskrawy kontrast pomiędzy nim a PiS-em, permanentnie łamiącym konstytucję i inne akty prawne.

Tymczasem decyzja obozu rządzącego prowadząca do odwołania poprzednich dyrektorów mediów publicznych oraz ich rad nadzorczych zapadła niestety w atmosferze dalekiej od braku kontrowersji. PiS grzmi, że była ona pogwałceniem prawa. Nie da się zaprzeczyć, że minister Sienkiewicz posłużył się bardzo sprytnym wytrychem prawnym – artykułem 385 Kodeksu spółek handlowych, który stanowi o kompetencji walnego zgromadzenia do powoływania oraz odwoływania rady nadzorczej. Ponieważ spółki medialne są jednocześnie spółkami Skarbu Państwa, to minister kultury występuje jako jedyny ich akcjonariusz i zarazem pełni funkcję walnego zgromadzenia. Jest równocześnie organem wykonującym uprawnienia właścicielskie Skarbu Państwa. Na tej właśnie podstawie minister Sienkiewicz odwołał prezesów zarządów i rady nadzorcze Telewizji Polskiej S.A., Polskiego Radia S.A. i Polskiej Agencji Prasowej S.A. Uchwały walnego zgromadzenia spółki akcyjnej obowiązują z miejsca i muszą być respektowane, a ich wykonanie wstrzymać może jedynie wyrok sądu okręgowego, który stwierdziłby nieważność tych uchwał. Nie ma jednak na ten moment takiego wyroku, a zatem brakuje również podstawy, aby działania ministra uznać za niezgodne z prawem czy niemożliwe do wykonania.

Jakie jednak okoliczności skłoniły polityka do tego, aby przy tak ważnym kroku posiłkować się nie przepisami konstytucyjnymi albo zapisami ustaw dotyczącymi mediów, lecz akurat kodeksem spółek handlowych? Oczywiście prawo istnieje po to, aby z niego korzystać, a zatem minister nie zrobił niczego nagannego. Pytanie o powód wybrania akurat takiego narzędzia prawnego jest jednak całkowicie zasadne. Nie po to przecież mamy szereg aktów prawnych broniących wolności mediów, aby w tak ważnych momentach pozostawały bezużyteczne, a rządzący musieli odwoływać się do prawa handlowego. Winnym tych niekorzystnych okoliczności jest jednak nie kto inny jak PiS, który na początku swoich rządów w 2015 roku dokonał godzących w konstytucję zmian w porządku prawnym. Wówczas z inicjatywy PiS-u powstała bowiem Rada Mediów Narodowych, organ kolegialny, którego zadaniem było powoływanie i odwoływanie zarządów oraz rad nadzorczych Telewizji Polskiej, Polskiego Radia oraz Polskiej Agencji Prasowej. Trybunał Konstytucyjny w 2016 roku uznał w swoim wyroku powołanie tego organu za czyn niekonstytucyjny, gdyż wiązał się on z pozbawieniem konstytucyjnego organu, jakim jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, udziału w powoływaniu i odwoływaniu władz TVP i Polskiego Radia. Przez kolejne lata tytaniczny wysiłek walki z wiatrakami podejmował Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar, który sukcesywnie i nie zniechęcając się niepowodzeniami kierował do ministra Piotra Glińskiego kolejne zapytania dotyczące obsady kierowniczych stanowisk w TVP przez Radę Mediów Narodowych z pominięciem konstytucyjnego organu, jakim jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji i pomimo wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Głos Bodnara był jednak notorycznie ignorowany. Władza bynajmniej nie spieszyła się z naprawieniem tego deliktu konstytucyjnego, który był jej wyjątkowo na rękę, a kolejne stanowiska kierownicze w TVP były obsadzane w sposób niezgodny z polską ustawą zasadniczą. Czy zatem możemy przyjąć, że odwołanie przez ministra Sienkiewicza wadliwie powołanego zarządu stanowi akt bezprawia? Jak można w ogóle – odwołując się do mowy potocznej – pozbawić kogoś czegoś, czego ta osoba i tak w świetle przepisów nie ma prawa posiadać? Używając dość brzydkiego porównania, można skonstatować, że to jak odebrać złodziejowi skradzione dobro. Czy takie zachowanie też uznalibyśmy za niedopuszczalne? Uchwała sejmowa dokonująca przejęcia TVP z 19 grudnia przypomina nam jedynie o tym, że jej zapisy są pokłosiem ciągle czekającego na wykonanie wyroku TK z 2016 roku.

Jeżeli zatem ktoś już koniecznie musi usłyszeć, że minister Sienkiewicz cokolwiek „złamał”, to proszę bardzo: złamał „prawo”, które po wyborach w roku 2015 powstało z naruszeniem konstytucji. Jego decyzja jest niepraworządna w takim sensie, że narusza niepraworządne prawo i podważa kompetencje instytucji, która na straży niekonstytucyjnego porządku stała i która jako taka w ogóle nie miała prawa zaistnieć. Jest jedynie rezultatem pychy i arogancji polityków PiS, którzy w swej żądzy władzy nie przestrzegali zasad ustanowionych przez konstytucję, którą przysięgali szanować i przestrzegać. Jest groteskowym potworkiem, służącym jedynie zapewnianiu PiS-owi obecności „swoich” ludzi na kierowniczych stanowiskach w mediach. Jest niczym więcej jak tylko narzędziem politycznego manipulowania oraz omamiania milionów odbiorców w celu nakłonienia ich do zasilenia pisowskiego elektoratu. Niemiecki prawnik i filozof Gustav Radbruch, wstrząśnięty zbrodniami narodowego socjalizmu, przedstawił po II wojnie światowej swoją słynną formułę głoszącą, że norma prawna pozostająca w rażącej sprzeczności z prawem moralnym w ogóle nie dostępuje godności bycia prawem, a zatem jej łamanie nie powinno być postrzegane jako czyn niepraworządny. I jakkolwiek z pewnością Radzie Mediów Narodowych brakuje jeszcze wiele do osiągnięcia stopnia nikczemności aparatu III Rzeszy, to analogia nasuwa się sama: minister Sienkiewicz, naruszając powstałe w sposób nieprawidłowy i ze złych pobudek „prawo”, nie dopuścił się czynu, który zasługiwałby na karę.

Nie ulega jednak wątpliwości, że ciągle jątrzący PiS, żądny zemsty, nieumiejący pogodzić się z porażką ani uszanować wyniku demokratycznych wyborów, będzie starał się doprowadzić do tego, aby ministra spotkały przykre konsekwencje. Politycy nowej opozycji domagają się złożenia wobec niego wotum nieufności.

Wydaje się, że dość gwałtowny charakter przemian w polskiej telewizji może być niezrozumiały dla obserwatorów zagranicznych, którzy nie znają historii pisowskiej (nie)praworządności i nie orientują się w niuansach naszej polityki. Z ich perspektywy, zaistniałe zdarzenia rzeczywiście mogą budzić niepokój z uwagi na zawiłość towarzyszących im kontrowersji oraz ciężar negatywnych emocji, wypływający ze strony polityków stojących po obu stronach barykady. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że gdy trudny proces reform dobiegnie końca, dla wszystkich stanie się jasne, jak rozpaczliwie i dramatycznie były one potrzebne, a nowej władzy uda się osiągnąć cel, w jakim rozpoczęła tę żmudną drogę.


Przeczytaj też:

Skala pana Janka

Każde zjawisko katastrofalne ma jakąś skalę, w której można mierzyć jego niszczycielskie skutki. Na przykład Skala Torino ocenia potencjalne zagrożenie ze strony obiektu kosmicznego, który może zniszczyć naszą planetę. Międzynarodowa Skala Zdarzeń Jądrowych INES pozwala oszacować skutki...

Nie-posłowie chcą rządzić

Dwóch przestępców skazanych prawomocnym wyrokiem sądu chce zasiadać w Sejmie, mimo że Konstytucja RP wyraźnie im tego zabrania. Prawda jest jednak taka, że powinni zasiadać w którymś z warszawskich więzień, a nie na Wiejskiej.

Polska pęka na naszych oczach

Kto by pomyślał jeszcze kilka lat temu, że demokratycznie wybrany prezydent Rzeczpospolitej Polskiej, doktor nauk prawnych Uniwersytetu Jagiellońskiego, który przysięgał przestrzegać i strzec Konstytucji Rzeczypospolitej, udzieli w swojej oficjalnej siedzibie schronienia dwóm skazanym przez sąd o...

„Nocna zmiana”, sezon 2

PiS chce wykreować nowego świętego, skrzywdzonego przez zdradziecką opozycję. Czy Jacek Kurski już pracuje nad scenariuszem nowego paradokumentu?

Rejtan na Woronicza

PiS zdaje sobie sprawę, że bez mediów niegdyś publicznych nie będzie mógł manipulować społeczeństwem i polegnie na wszystkich frontach. Stąd nerwowe reakcje i rozdzieranie szat.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę