Dynamicznie rosną ceny wódki. Wydaje się, że tego trendu nie da się zatrzymać. Czy koszt flaszki gorzały przekroczy 30zł? Zapewne tak, o ile w ogóle będzie na nią popyt.
Gdy zaczynała się pandemia COVID-19, wódka była tania. Średnia cena półlitrówki nie przekraczała 20 zł. Kolejne podwyżki spowodowały jednak, że magiczna bariera dwóch dych została złamana. Nowy Rok przyniesie kolejny wzrost cen.
Zgodnie ze znowelizowaną ustawą o podatku akcyzowym obowiązującą od 1 stycznia 2022 w tym roku cena wzrosła o 10 procent. Dziś podatek w cenie alkoholu to 75 procent – twierdzi prezes Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy Witold Włodarczyk. Nowy rok przyniesie podwyżkę akcyzy o kolejne 5 procent i tak aż do 2027. Do tego trzeba doliczyć podatek cukrowy od wódek smakowych oraz podatek od małpek. Nawet nie wspominam o wzroście cen energii potrzebnej do pędzenia ani cenie butelek, do produkcji których nawet piasek zdrożał.
Jak powiadał Jan Himilsbach: „Picie wódki to jest wprowadzanie elementu baśniowego do rzeczywistości”, a rzeczywistość nasza jawi się w wyjątkowo szarych barwach. Inflacja niebotyczna, energia, gaz i węgiel w cenach absurdalnych, paliwa drogie jak nigdy. Może jeszcze nie grozi nam bieda, ale żyje się coraz trudniej i nic nie świadczy o tym, by miało się to zmienić. Polak musi choć na chwilę oderwać się od przytłaczających okoliczności, a że na frasunek dobry trunek, zatem pije się sporo i ciężko. Specjaliści od badania rynku twierdzą wprawdzie, że mniej ciężko niż kiedyś, bo zmieniła się struktura zażywanych trunków, ale kto ich tam wie, na czym opierają swe hipotezy.
Faktycznie współczesny przemysł, inaczej niż ten w PRL nadąża z produkcją, tyle że z powodu podatków cena wyjątkowo nieatrakcyjna. Polak jednak liczyć potrafi, wiedzę też wyssał z mlekiem matki, więc da sobie radę. Sam sobie zrobi gorzałę. Lepszą, smaczniejszą i zdecydowanie tańszą niż ta sklepowa. Bo Polak za rozbiorów pędził (w Kongresówce było ponad 20 tys. nielegalnych dużych gorzelni, znacznie więcej niż oficjalnych), za Niemca pędził (to był przejaw patriotyzmu – osłabianie gospodarki wroga – bohaterskie bimbrownictwo, bimber był nawet walutą), za komuny dawał radę, to i za PiS-u da, a Ziobro jeszcze nie karze dożywociem za bimbrownictwo.
Za sukces bimbru w PRL odpowiadało kilka czynników. Przede wszystkim niedobór i cena. Za przeciętną pensję po wojnie można było kupić zaledwie 30 butelek wódki, sytuacja pogorszyła się jeszcze na początku lat osiemdziesiątych. Wówczas pensji wystarczało tylko na 22 butelki. Tymczasem europejskie badania wskazywały, że jeśli pensji wystarcza na 60–70 butelek, bimbrownictwo zanika. Gdy w Nowym Roku wódka podrożeje, wzrośnie również płaca minimalna. Przy ostrożnych szacunkach wystarczy jej jednak na zaledwie 90 butelek wódki. To bardzo blisko magicznej granicy, a trzeba wziąć pod uwagę, że oczekiwania konsumentów wzrosły. To spowoduje, że wrócimy do bimbrowniczych korzeni, a przecież alkoholizm jest poważnym problemem społecznym.
Walka z „bimbrarzami” podjęta pod koniec lat 50. wydawała się skuteczna. Gazety rozpisywały się o „końcu plagi bimbrownictwa”. Podwyżka cen alkoholu w 1963 r. odwróciła jednak ten trend. Oficjalne sklepy opustoszały, a na stołach znowu pojawiła się księżycówka. Wzrosło też zapotrzebowanie na cukier, drożdże, rurki miedziane i parniki. Kolejne podwyżki doprowadziły do tego, że w 1971 r. wykryto 5378 nielegalnych gorzelni, a później ich ilość już tylko rosła. 12 sierpnia 1976 r. wprowadzono kartki na cukier. Nie chodziło jedynie o zmniejszenie spożycia węglowodanów, chciano utrudnić życie bimbrownikom, a co za tym idzie, zwiększyć zyski państwowego monopolu spirytusowego. Czy temu ma służyć podatek cukrowy i sztucznie wywindowana cena polskiego cukru? Bo ten sam cukier w europejskich sklepach jest przecież sporo tańszy.
Wszystko wskazuje zatem, że podwyżka akcyzy, a co za tym idzie ceny alkoholu mocnego, spowoduje rozwój podziemia bimbrowniczego. Do konspiracji znowu trafią te wszystkie bańki po mleku, które jeszcze dziadek lutował, te kolby i chłodnice ukradzione z PRL-owskich laboratoriów, te rurki miedziane zakurzone w piwnicy, ale też współczesne instalacje opracowane przez chińskich tudzież naszych specjalistów spawaczy. Zadymią się ogniska w podlaskich lasach, rozgorzeją palniki domowych kuchenek, zapłoną parniki ukryte w przepaścistych odmętach wiejskich stodół i szop. Zaowocują kroplami przezroczystego płynu, który nie tylko rozgrzeje i poprawi nastrój, ale przeniesie nas do czasów, gdy walka z opresyjnym systemem była powinnością każdego przyzwoitego człowieka.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.