Wydawałoby się, że Covid-19 nie obchodzi już niemal nikogo. Nawet wirusolodzy-celebryci, znani z poprzednich fal pandemii, ziewają, słysząc o nowych subwariantach koronawirusa. Przejmują się pandemią już tylko „eksperci” WHO (ci sami, którzy podczas pandemii ciągle się mylili), niektórzy politycy (w rodzaju nowozelandzkich) i władze komunistycznych Chin. Polityka zerocovidowa realizowana w ChRL bardzo mocno przyczyniła się do tego, że gospodarka Państwa Środka wypracowała w drugim kwartale fatalny wynik – wzrost wynoszący zaledwie 0,4 proc. rok do roku. Zepchnięcie tak potężnej gospodarki na skraj recesji mogłoby się wydawać wielkim wyczynem. A okazuje się, że wystarczył do tego mało zjadliwy wirus i paru komunistów. Ciekawe, czy Europa na jesieni powtórzy ten wyczyn? Wirusów i komunistów (co na jedno wychodzi) jest na Starym Kontynencie aż zatrzęsienie. Spodziewam się więc, że na jesieni znów będziemy chodzić w maseczkach.
No, chyba że ocali nas populizm. W 2020 r. lud był autentycznie przerażony wirusem z Chin i gotów był znosić największe restrykcje, byle tylko się nim nie zarazić i nie umrzeć. Dwa lata później już się chińskiego wirusa specjalnie nie obawia. (No, chyba że nałogowo ogląda TVN…) Prawie wszyscy w ciągu ostatniego roku złapali omikron. Wielu z tych, co na niego zachorowało, było podwójnie lub nawet potrójnie zaszczepionych. OK, można się było zaszczepić jeszcze bardziej. Tak jak rosyjski polityk Władimir Żyrynowski, który przyjął szczepionkę aż osiem razy. To gigazaszczepienie jakoś go jednak nie uchroniło od śmierci na COVID-19. Co ma wisieć, nie utonie. Kto by się przejmował jakimś lamerskim wirusem, gdy tuż za granicą spadają bomby?