Wybory kopertowe, respiratory, elektrownia w Ostrołęce – to przykłady pokazywane palcem już do znudzenia. Ale są inne, które mierzone zmarnotrawionymi sumami wypadają blado, lecz mierzone natężeniem niekomptencji i nieodpowiedzialności wypadają imponująco.
Serwis PAP Nauka w Polsce poinformował: zespół badaczy z różnych ośrodków naukowych w kraju monitoruje rozbiórkę zapory wodnej długości 106 metrów w Wilkowicach koło Bielska-Białej. Zapora jest usuwana po 8 latach od jej powstania. "Rozbiórka zapór wodnych nie jest na świecie zjawiskiem powszechnym, dlatego badawczo nas bardzo interesuje" – powiedział dr Michał Habel z Uniwersytetu Jana Kazimierza w Bydgoszczy.
Natomiast okolicznych mieszkańców i garść przytomnych hydrogeologów w Polsce interesuje, dlaczego zapora grozi katastrofą budowlaną? Dlaczego już w chwili pierwszego napełniania zbiornika wodą okazało się, że ta woda ucieka? Dlaczego ratownicze uszczelnianie dna nie przyniosło efektu?
Zaporę zbudowano za 7 milionów złotych, rozbiórka kosztuje 3 miliony, razem 10 milionów wyrzuconych w błoto.
Lokalna społeczność negatywnie odnosi się do właściciela zapory z powodu niewskazania winnych zaistniałej sytuacji, z powodu niezaproponowania alternatywnych rozwiązań do rozbiórki, z powodu braku informacji "w ogóle".
Na Zachodzie dyskusja, najpierw o budowie, a potem ewentualnie o rozbiórce zapory, objęłaby społeczeństwo. "Tutaj – podkreśla dr Habel – proces decyzyjny był jednostronny w obiegu: właściciel, firma rozbiórkowa i urzędnicy. (...) Jeżeli więc chodzi o podejmowanie decyzji o infrastrukturze bez udziału i wiedzy obywateli, to niestety nie wyszliśmy jeszcze z tego bloku państw postkomunistycznych."
Jaś – urzędnik, decydent – nauczył się nie traktować serio społeczeństwa.