Dyrektor Kowalski zarządzał pewnym wielkim przedsiębiorstwem. Można powiedzieć, że największym na rynku. Tak dużym, że jedyna osoba przed którą odpowiadał to Prezes. Wyżej nie było już nikogo. Zarobki Kowalskiego były bardzo wysokie. W dodatku z powodu funkcji, które sprawował wcześniej, miał sporo oszczędności. Mówimy tu o kwotach niedostępnych dla zwykłego śmiertelnika. Nawet jeśli urobiłby ręce do łokci, nie jadł, nie pił, to i tak pieniędzy takich nie uzbiera.
Dyrektor obawiał się o stan swoich oszczędności w związku z zawirowaniami, które miały miejsce na świecie. Ponieważ był dyrektorem, a nie szeregowym Kowalskim, miał wiedzę niedostępną dla zwykłych ludzi, pracujących za miskę ryżu. Głowił się, jak zabezpieczyć swój majątek. „Co zrobić, żeby nie stracić ni grosika?” – myślał.
Wpadł na pomysł, że kupi bezpieczne papiery wartościowe związane z jego firmą. Nikt prócz niego i jeszcze paru kumpli nie wiedział ani o potencjalnej możliwości strat, ta informacja nie dotarła jeszcze do opinii publicznej, ani nawet o tym, że istnieją bezpieczne papiery, które można kupić. Ponieważ był dyrektorem, mógł kupić owe papiery po atrakcyjnej cenie. Taką cenę mógł zaproponować również swoim kolegom. Jak postanowił, tak zrobił. Jego pieniądze były bezpieczne. Czy bezpieczny był również Dyrektor Kowalski? Niekoniecznie. Dla zabezpieczenia swojego majątku wykorzystał bowiem informacje poufne, dostępne tylko dla niego z racji sprawowanego stanowiska.
Kowalski zastosował mechanizm znany jako insider trading, czyli dokonał obrotu papierami wartościowymi, mając dostęp do informacji niejawnych dotyczących spółki i wykorzystując te informacje do osiągnięcia prywatnego zysku. Przy okazji dał cynk kolegom, co pozwoliło im także zarobić, a przynajmniej nie stracić. W ten sposób dyrektor prawdopodobnie naruszył założenia Ustawy o Obrocie Instrumentami Finansowymi, za co grozi mu grzywna do 5 000 000 zł albo kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8, albo obie te kary łącznie. Nawet gdyby sąd uznał, że takie przestępstwo nie zaszło, to i tak z moralnego punktu widzenia dyrektor Kowalski osiągnął dno i zagrzebał się w mule.