To pytanie całkiem zbiło mnie z tropu. – Chodzi mi o to, że tutaj na ulicach widać tyle ładnych blondynek – wyjaśnił, wywołując moje rozbawienie. Rzeczywiście bowiem, tak nasz kraj może być odbierany przez Południowców. Oni nie mają takich „widoków” na ulicach swoich miast. Zwłaszcza jeśli przyjęli wcześniej całe fale imigracji z Bliskiego Wschodu i Afryki. Fala imigracji ze Wschodu, którą przyjęła w ostatnich latach Polska, jest natomiast mocno w kolorze blond.
Nie o kolor włosów tutaj jednak tylko chodzi. Wielu mieszkańców Europy Zachodniej czy Ameryki odkrywa bowiem w Polsce to, czego my zwykle totalnie nie dostrzegamy. Widzą w Polsce kraj spokojny, bezpieczny i wręcz sielankowy. „Warszawskie metro przypomina Paryż z lat 60.” – takimi opiniami dzielą się Amerykanie w necie. Warto czasem rzucić okiem na filmiki na YouTube wrzucane przez zachodnich globtroterów. Zwłaszcza tych afroamerykańskich. Jeden z nich zamieścił film pod tytułem: „Jadłem obiad w najniebezpieczniejszej polskiej dzielnicy”. Oczywiście pojechał na Pragę Północ i jadł w knajpie na Wileńskiej. Z fascynacją przyglądał się starym, zaniedbanym kamieniczkom i peerelowskim blokom. Wchodził w sympatyczne interakcje z lokalsami. I dziwił się pewnie, że tak tu bezpiecznie. Jego amerykańscy ziomkowie oglądający ten film pewnie spodziewali się, że zobaczą strzelaniny na ulicach i dilerów narkotykowych na każdym rogu. Zobaczyli coś, co mocno odstawało od ich wizji „najbardziej niebezpiecznej polskiej dzielnicy”.
Mój hiszpański znajomy miał więc rację. Dla mieszkańców Europy Zachodniej rzeczywiście jesteśmy jakimś Barbielandem. Krajem, który ominęło wiele problemów, z którymi oni mierzą się na co dzień. Krajem, który jest pogrążony w dziwnej sielance, choć tuż za jego granicami toczy się wojna. Sami też możemy widzieć w Polsce wiele elementów Barbielandu. Nie tylko dlatego, że ogromna część naszych polityków jest infantylna, a zwykli ludzie mało interesują się tym, co się dzieje w świecie zewnętrznym. Nie tylko dlatego, że nasze społeczeństwo ma skrzywienie matriarchalne. Już Mickiewicz pisał, że „kochamy sielanki”. I na poziomie podświadomym od wieków pracujemy na to, by nasz kraj rzeczywiście stał się Barbielandem.