Marsz 4 czerwca w Warszawie

Dlaczego Tusk łaknie teatru jak kania dżdżu?

Wyznam tak szczerze, jak tylko można: na początku z okazji 4 czerwca chciałem napisać o tym, jak wybory w 1989 r. wpłynęły również na zmiany w polskim teatrze. Po wystąpieniu Donalda Tuska musiałem jednak zmienić swoje plany.

Jacek Cieślak
Foto: GrandWarszawski | Dreamstime.com

Powód jest oczywisty: Tusk może się pochwalić wielką frekwencją, można nawet powiedzieć, że największą, ale dobry aktor z tego powodu się cieszy – co widać. Tymczasem przemawiający ze sceny przed Zamkiem Królewskim mylił się. Przekręcał słowa. Poprawiał. W rubryce teatralnej otrzymałby niskie noty.

Śmiem twierdzić, że gdyby Tusk miał większe doświadczenie teatralne – problemu z występem by nie miał. Jednak Tusk nie słynął nigdy z miłości do teatru. Rzecz w tym, że polscy politycy od dawna nie doceniają teatru. Tymczasem pamiętamy wszyscy przemówienia prezydenta Stanów Zjednoczonych Joe Bidena, również te warszawskie, i jesteśmy przekonani, że może mówić świetnie, długo i na temat. Chodzi o to, że anglosascy politycy doceniają teatr. Nie tylko jako rodzaj sztuki, lecz również jako sposób na perfekcyjnie wyreżyserowane bycie w przestrzeni publicznej i przemawianie do publiczności. Właśnie z tego powodu na wszystkich anglosaskich uczelniach wyższych działają teatry, każda studentka oraz student mają zajęcia z gry, uczenia się roli, występowania, także tego najbardziej tremującego, czyli na premierze. A jak wiadomo – w życiu wszystko jest premierą.

U naszych polityków premiera to ostatecznie powód do szybkiego kursu u specjalistów PR, czyli niechlubne polskie „ratuj się kto może”.

Szkoda, bo przecież mamy inne tradycje. Na Zamku Królewskim w Warszawie, w którego cieniu przemawiał Tusk, działał już w czasach Władysława III Wazy jeden z najlepszych teatrów operowych w Europie. Stanisław August, jaki był, taki był, ale teatru nie zaniedbał i założył z pomocą Wojciecha Bogusławskiego Narodowy, który służy nam do dziś. Ponieważ Tusk na Placu Zamkowym ślubował – przypomnę, że Tadeusz Kościuszko, który ślubował wcześniej, tyle że na Rynku w Krakowie, miał zajęcia teatralne w Szkole Rycerskiej. Pewnie lepiej przemawiał, pewnie lepiej ślubował.

Tusk w teatrze się nie kochał nigdy. Przynajmniej taką ma opinię. W kulturze też się nie rozkochał. Miałem okazję pisać, że uważał ludzi kultury za darmozjadów, co mówili jego bliscy współpracownicy. Pamiętają nie tylko najstarsi górale, że zlikwidował odpisy od tantiem, które przywrócił dopiero wicepremier Piotr Gliński (wicepremier powiedział mi kiedyś, że nigdy nic o nim dobrego nie napisałem: proszę, panie wicepremierze – napisałem. Proszę o więcej powodów).

Tusk, przypomnijmy, zaczął się układać z ludźmi kultury dopiero po słynnym Kongresie Kultury w Krakowie, który był jedną wielką krytyką działań rządu Tuska. Dopiero wtedy Tusk zobowiązał się do uzyskania 1 procentu na kulturę w budżecie. PiS ma większe możliwości – szkoda, że używa ich do upartyjnienie sztuki.

Tusk może to zmienić jesienią, a teraz warto wytłumaczyć jego niechęć do teatru. Powiększyła ją, być może, pewna obecność w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Myślę, że poszedł tam, bo nie wypadało nie iść. Coraz częściej pisało się, że od teatru woli stadiony. Od sztuki – piłkę nożną. Poza tym ktoś miał do niego dobre dotarcie. Tym kimś był Igor Ostachowicz. Piastował liczne oficjalne stanowiska. De facto doradzał. A napisał też książkę „Noc żywych Żydów”. Właśnie inscenizację tej książki Tusk oglądał w Dramatycznym. Czterogodzinną. Nieudaną. Każdy by wymiękł. Każdy by się zraził. To prawda: Tusk miał pecha w Dramatycznym. Gdyby jednak chodził częściej do teatru – bardziej sprzyjałby szczęściu.

Nie sprzyjał, a jak już się rzekło, bez obycia teatralnego występy idą słabo, co widzieli 4 czerwca nie tylko zwykli widzowie, ale i profesjonaliści. Wielu było ich na demonstracji 4 czerwca. Na przykład niewystępujący od dawna, a wciąż świetny Marek Kondrat.

Panie Donaldzie, może tak docenić teatralne środki wyrazu, a w ślad za tym teatr? Chodzi przecież o to, jak mówił klasyk, żeby krytyka mogła być (obecna władza jej nie lubi), tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zachwycenie.


Przeczytaj też:

Warto maszerować!

4 czerwca jest rocznicą triumfu wolności i demokracji. To dlatego tę datę wyznaczył Donald Tusk na marsz środowisk demokratycznych. Zapewne nie obali on PiS-u, ale pokaże ludzi, którzy go nie popierają i tych, co są za.

W marsz angażujmy serce oraz nogi, ale też i głowę

Piękna manifestacja Polaków w obronie demokracji, praworządności oraz wspólnych, europejskich wartości już za nami. 4 czerwca ulicami Warszawy przeszedł marsz, który – miejmy nadzieję – jest dopiero zwiastunem nadchodzących zmian. Oczywiście, rządzący nie pozostawili na nim su...

Wszystkie ręce na pokład!

Tegoroczna walka o władzę nad naszym krajem to nie jest zwykła kampania wyborcza. To jest wojna o przyszłość Polski. Ale kiedy się rozglądam dookoła, nie widzę dział, nie widzę czołgów, nie widzę mobilizacji.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę