Marsz 4 czerwca w Warszawie

W marsz angażujmy serce oraz nogi, ale też i głowę

Piękna manifestacja Polaków w obronie demokracji, praworządności oraz wspólnych, europejskich wartości już za nami. 4 czerwca ulicami Warszawy przeszedł marsz, który – miejmy nadzieję – jest dopiero zwiastunem nadchodzących zmian. Oczywiście, rządzący nie pozostawili na nim suchej nitki. Od kuriozalnych prób przemilczania tematu po hasła o „marszu nienawiści” – PiS robi wszystko, aby obrzydzić obywatelom to przedsięwzięcie. I chociaż słowa o „marszu nienawiści” mogą wywołać uśmiech politowania, to jednak warto się zastanowić, czy tak naprawdę w gruncie rzeczy my sami nieświadomie nie dostarczyliśmy władzy tego typu amunicji.

Zofia Brzezińska
Marsz 4 czerwca 2023 w Warszawie. Foto: Robert Drózd, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons

Oczywiście, PiS uwielbia ubierać swoich przedstawicieli w szaty męczenników oraz grać na emocjach elektoratu. Dlatego (dość niefortunny – przyznajmy) komentarz red. Tomasza Lisa „Znajdzie się komora dla Dudy i Kaczora” został przez nich wyeksploatowany w sposób doszczętny i opierający się granicom wszelkiego smaku, etyki oraz zdrowego rozsądku. Zmontowany przez PiS spot ukazywał zdjęcia obozu Auschwitz w zestawieniu z informacjami o czerwcowym marszu oraz niedwuznaczną insynuacją, że jego uczestnikom zdecydowanie bliżej jest do oprawców z tego obozu niż jego ofiar.

Na szczęście felerny spot doczekał się szybko zasłużonej, szerokiej krytyki. Fale oburzenia napłynęły ze strony m.in. zagranicznych redakcji, społeczności żydowskiej czy dyrekcji Muzeum Auschwitz-Birkenau. Z całą pewnością jednak rządzący nie zrezygnują łatwo z szerzenia propagandy ukazującej ich w roli ofiar. Nawet jeżeli nie będą już sięgali po tak kontrowersyjne symbole, jak były niemiecki obóz zagłady, to nie przestaną forsować retoryki o „marszu nienawiści”, próbując jednocześnie zminimalizować jego znaczenie oraz strywializować przesłanie. Dlatego, jeżeli nie chcemy, aby osiągnęli oni ten cel, musimy starać się nie dostarczać im ku temu amunicji. A obserwując chociażby niektóre transparenty, które towarzyszyły uczestnikom marszu, można zauważyć, że niestety nie wszyscy mieli to na uwadze.

Zupełnie zrozumiałe jest, że niezadowolenie, oburzenie i frustracja na poczynania władzy to emocje, które – tak jak każde inne – potrzebują znaleźć swoje ujście. Wiele osób uważa, że doskonałą okazją ku temu może być właśnie marsz, a katalizatorem do ich wyrażenia – odpowiednio „kąśliwy” transparent. I naturalnie nie ma w tym nic nagannego, wszak mamy jeszcze wolność słowa. Pamiętajmy jednak, że nawet ona ma swoje granice. Jak można pokazać swoją dezaprobatę wobec władzy, nie łamiąc przy tym prawa oraz zwyczajnie zachowując klasę?

Uważam, że pomogą nam w tym starannie wyselekcjonowane na marsz hasła. Osobiście proponowałabym jednak postaranie się o unikanie wulgaryzmów, które moim zdaniem prowokują jedynie władzę do przedstawiania uczestników marszu jako osoby prymitywne, wulgarne, nieokrzesane i prostackie, kierowane „złymi emocjami”. Tymczasem taki obraz jest nie tylko fałszywy i krzywdzący, ale również – a może przede wszystkim – odciągający uwagę od rzeczywistych problemów, które kryją się pod tymi wulgaryzmami. A są nimi: wściekłość na władzę nieustannie łamiącą prawo oraz uzasadniony strach przed konsekwencjami tego na arenie międzynarodowej. W moim odczuciu są to więc sprawy daleko poważniejsze niż kwestia „brzydkich słów”. Obóz rządzący jednak otrzymuje świetny pretekst do rozwodzenia się godzinami nad „wulgarnością” opozycji, bez konieczności skonfrontowania się z realnymi, wymierzonymi w siebie zarzutami. Nie dajmy im tej możliwości i nie róbmy sobie tego. Miejscem na walkę z „brzydkimi słowami” są przedszkola i szkoły, a nie debata publiczna, podczas której waży się los naszego kraju. Nie traćmy po prostu na takie bzdury czasu.

Trzymajmy się też faktów. Nie dajmy władzy satysfakcji, jakiej dostarczyłaby jej możliwość wytknięcia nam konfabulacji. Uważajmy, aby zarzuty „stawiane” przez nas na transparentach nawet w lekkim stopniu nie rozmijały się z prawdą. Opierajmy się pokusie koloryzowania lub wyolbrzymiania. Nie nazywajmy nikogo np. złodziejem albo kłamcą bez dowodów, że rzeczywiście dopuścił się on takich zachowań.
Warto też, aby wypunktowane przez nas hasła miały znaczenie merytoryczne. Polityków należy oceniać wyłącznie za to, jak reprezentują kraj oraz jak wykonują swoją pracę. Tylko tyle i aż tyle powinno nas interesować. Darujmy sobie ewentualne złośliwości związane z aparycją fizyczną, sytuacją osobistą lub rodzinną czy jakąkolwiek dziedziną niezwiązaną z uprawianą przez delikwenta polityką. Dojrzali, dobrze wychowani ludzie nie bawią się w takie prymitywne zagrywki.

Reasumując – zanim wybierzemy się na kolejny marsz, poświęćmy trochę czasu i namysłu na przygotowanie właściwego hasła na nasz transparent. Niech będzie ono dosadne, ale nie wulgarne. Niech będzie bezpardonowe i bezkompromisowe, ale nie przekraczające granic prawdy. I niech zawiera jedynie to, co najważniejsze.

A na koniec mniej przyjemna, ale niezmiernie ważna sprawa: pamiętajmy, że w skrajnych przypadkach źle dobrany transparent może wpędzić nas w kłopoty z prawem. Jeżeli ktoś poczuje się naprawdę mocno urażony jego treścią oraz będzie wystarczająca zdeterminowany, to może doprowadzić do postawienia nam zarzutów z Kodeksu cywilnego oraz Kodeksu karnego. Taka opcja pojawia się w związku z art. 23 i art. 24 k.c., regulujących ochronę dóbr osobistych. Z kolei prawo karne oferuje narzędzia w postaci art. 212 k.k. (zniesławienie) oraz art. 216 k.k. (zniewaga). Politycy oraz funkcjonariusze publiczni dysponują także możliwością powołania się na art. 226 k.k. (znieważenie funkcjonariusza albo konstytucyjnego organu).

A ostatnim, czego potrzebujemy przed wyborami, to pokazowe procesy „barbarzyńskiej” opozycji, godzącej w cześć oraz dobre imię świętych, pisowskich męczenników.


Przeczytaj też:

Polska zadupiem demokratycznych standardów

Etyka polityczna jest w naszym kraju pojęciem martwym. Jeśli chodzi o standardy życia publicznego, Polskę dzielą od Zachodu lata świetlne. Tymczasem kolejne opcje polityczne głoszą hasło budowy społeczeństwa obywatelskiego. To największa ściema III Rzeczpospolitej.

Warto maszerować!

4 czerwca jest rocznicą triumfu wolności i demokracji. To dlatego tę datę wyznaczył Donald Tusk na marsz środowisk demokratycznych. Zapewne nie obali on PiS-u, ale pokaże ludzi, którzy go nie popierają i tych, co są za.

Wszystkie ręce na pokład!

Tegoroczna walka o władzę nad naszym krajem to nie jest zwykła kampania wyborcza. To jest wojna o przyszłość Polski. Ale kiedy się rozglądam dookoła, nie widzę dział, nie widzę czołgów, nie widzę mobilizacji.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę