Owady są obecnie promowane przez najrozmaitszych futurologów jako przyszłość ekologicznego żywienia. Zwierają bowiem dużo białka, a ich pozyskiwanie produkuje mniej gazów cieplarnianych niż na przykład przemysłowa hodowla krów. Tego typu wizje – promowane szczególnie na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos – wywołują jednak oburzenie wśród wielu ludzi. „Jak to?! Mamy wcinać robaki?!”. No cóż, promotorzy idei konsumpcji owadów nie mają za grosz wyczucia nastrojów społecznych. Nie powinni o takich rzeczach mówić w przerwie między foie gras a szampanem, w enklawie luksusu jaką jest konferencja w Davos.
Sam nie mam nic przeciwko potrawom z owadów. Miałem okazję spróbować ich w Tajlandii i uznałem, że są one dobrą przekąską do piwa. Wojciech Cejrowski twierdzi co prawda, że robaki, które jadł w Amazonii, były obrzydlistwem. Sądzę jednak, że po prostu jego indiańscy przyjaciele nie potrafią ich dobrze przyrządzić. Co innego Azjaci – oni smażą je w głębokim oleju i dobrze przyprawiają.
Czy robaki jednak mogą uchronić świat przed głodem? Nie sądzę. Normalny człowiek się po prostu czymś takim nie naje. Ale jako przystawka dla dobrze wypieczonego befsztyku? Czemu nie! Spośród różnej „ekologicznej” żywności, robaki wyróżniają się zdecydowanie na plus. W każdym bądź razie są smaczniejsze i zdrowsze od różnych g…nych sojowych papek, które się nam próbuje wciskać zamiast mięsa.