Gdybym miał przycisk pozwalający na natychmiastowe zabicie wszelkiego rodzaju złodziei, sprawców rozbojów, narkotykowych dilerów, pedofilów i bezmyślnych morderców, to bez żadnego wahania bym go wcisnął. Gdyby ten przycisk pozwolił mi na to, by powymierali w sposób maksymalnie makabryczny i bolesny, to nie wahałbym się ani chwili. Wysłałbym ich do Piekła z uśmiechem na ustach. Ocaliłbym bowiem społeczeństwo przed tymi, którzy czynią je gorszym. Ochroniłbym tysiące ludzi przed zabójstwami, gwałtami, kradzieżami i pobiciami. Świat naprawdę byłby lepszy bez tych przestępców. W lewicowo-liberalną bajeczkę o resocjalizacji nie wierzę. Do więzień trafiają bowiem głównie najgłupsi przestępcy, których nie da się już w żaden sposób uczynić lepszymi ludźmi. Przestałem też jednak wierzyć w prawicową bajeczkę o karze śmierci.
Czemu zwątpiłem w karę śmierci? Bo totalnie nie ufam systemowi sądowniczemu. Każdy z nas zna jakąś historię o skandalicznych wyrokach wydawanych przez sędziów. Niszczenie prywatnych biznesów, zasądzanie absurdalnie wysokich alimentów czy odszkodowań, łagodne traktowanie celebrytów i gangsterów, a wsadzanie do więzień niewinnych ludzi. Pamiętacie sprawę Tomasza Komendy? Naprawdę sądzicie, że był on jedynym człowiekiem niewinnie skazanym przez sądy? Gdyby przywrócić w Polsce karę śmierci, to można się spodziewać, że rozgrzani sędziowie skazaliby na nią wielu niewinnych ludzi. Ja nie mam na tyle zaufania do sędziów, by prosić któregoś z nich, by popilnował mi parasola. Bałbym się, że reprezentant prawniczej kasty po prostu mi go zaiwani. Mamy bowiem sędziów kradnących w supermarketach. Kara śmierci jest sprawą zbyt poważną, by powierzać ją w ich lepkie rączki.