W PRL pierwsze relacje na temat cytrusów można było usłyszeć już w listopadzie. Wówczas z Kuby ruszały w kierunku Polski statki wypełnione pomarańczami. „Cztery statki z pomarańczami wypłyną do Polski już za tydzień”, „Statek z pomarańczami wypłynął dziś z Kuby” – krzyczeli spikerzy w Dzienniku Telewizyjnym. Kolejne informacje mówiły o tym, że statki już są rozładowywane w porcie, albo że stoją na redzie. To oznaczało, że za kilka dni mogą pojawić się w sklepach.
Jakże rósł duch w narodzie. Pomarańcze będą na Święta! Dzieci w paczkach pod choinką dostaną upragnione łakocie! Później przychodziło rozczarowanie, bo pomarańcze, nawet te włókniste, kwaśne i zielone, z Kuby nie docierały. To znaczy w końcu docierały, ale zwykle już po Świętach, więc cała intryga związana z choinkowym prezentem brała w łeb. A miały być takie pyszne, pachnące i aromatyczne... Szkoda.
Dziś spikerzy w Wiadomościach TVP krzyczą podobnie. Już w czerwcu TVP Info donosiło, że do Polski płynie osiem statków z węglem, w sierpniu, że jedenaście. „Mamy 700 tys. ton węgla” – informowała minister Anna Moskwa, a na Twitterze pisała, że „W Porcie Gdańsk trwa rozładunek węgla z Kolumbii”. Słowa otuchy podchwycił prezes PGE Wojciech Dąbrowski: „Polska jest bezpieczna, będzie miała węgiel na jesieni i w sezonie zimowym”. „Na dziś mamy zabezpieczone ponad 8 mln ton węgla. Jesteśmy po bezpiecznej stronie” – z dumą zauważała Moskwa.
Następnie pojawił się minister Jacek Sasin, który, jak zwykle łamiąc procedury, nakazał samorządom dystrybuować czarne złoto. Może nie takie czarne, bo to, co przypłynęło, jest szare i błotniste. Żeby się nadawało do pieca, trzeba odsiać odpady – ale nakazał. To nic, że w przeciwieństwie do doświadczonych dystrybutorów samorządy nie mają warunków ani miejsca na handel opałem. Najważniejsze jest jednak, że statki płyną i zgodnie z zapewnieniami premiera Mateusza Morawieckiego węgla dla wszystkich wystarczy, może jeszcze nie teraz, bo są w drodze te statki, na redzie, albo rozładowywane – jak cytrusy za Gierka – ale węgiel będzie.
Naród z dumą patrzy na swoich przywódców. Troszczą się o nas. Zapewnią paliwo – mówią. Nasze dzieci będą miały ciepło w domach, szkołach i przedszkolach zimą. Brawo rząd! Wiwat premier i jego dzielni ministrowie, którzy za nic mając przeciwności i zmęczenie, pracując dla dobra ludu. Tymczasem, niestety, węgla nie ma. To znaczy jest, ale mało i ma absurdalną cenę. Na szczęście te statki cały czas płyną. Miejmy nadzieję, że dopłyną przed końcem zimy – nie tak, jak kubańskie pomarańcze na Święta.