W podlubelskiej miejscowości wybuchł pożar. W płomieniach stanął kościół rzymskokatolicki. Na miejsce przybyła drużyna Straży Pożarnej, która przystąpiła do czynności gaśniczych. Jej stan osobowy był jednak obniżony, ponieważ dwóch strażaków odmówiło gaszenia świątyni. Twierdzili, że ich światopogląd nie pozwala na gaszenie obiektu kultu niezwiązanego z ich wyznaniem i odmówili wykonania rozkazów przełożonych. To opóźniło czynności i drewniany budynek spłonął do fundamentów. Kierownictwo Straży Pożarnej przekazało wyrazy współczucia na ręce lokalnego biskupa, łącząc się w bólu po utracie cennego obiektu z XIV wieku.
Przeprowadzone śledztwo prokuratury zwolniło krnąbrnych strażaków z odpowiedzialności, uznając ich argumenty natury religijnej i prawo do wątpliwości moralnych. Wprawdzie strażacy byli na służbie, wykonywali obowiązki zawodowe i nikt poza nimi nie mógł przeprowadzić czynności gaśniczych, ale ich odmowa była uzasadniona, a nakazy moralne nakazywały ochronę integralności i autonomii moralnej strażaka.
Prokurator podkreśla, że warunkiem skorzystania z odmowy jest wskazanie możliwości alternatywy uzyskania kontrowersyjnego świadczenia, w tym przypadku udziału w gaszeniu kościoła. Strażak musi również uzasadnić swą decyzję. Należy też wszystko dokładnie udokumentować. Strażacy powoływali się na własne sumienie, a nie sumienie instytucji, podkreślając, że gaszenie świątyni obcego wyznania było sprzeczne z ich etyką, i twierdzą, że zmuszenie ich do tej czynności byłoby naruszeniem ich praw określanych jako „podstawowe i niezbywalne”. To zamyka możliwość dochodzenia praw odszkodowawczych przez właściciela nieruchomości, czyli kościół katolicki, gdyż byłby to zamach na autonomię strażaka i jego suwerenność. Co oczywiste, prawo do zachowania nakazów religijnych jest niewygodne dla pewnych grup, ponieważ przeszkadza podporządkowaniu strażaka państwu i społeczeństwu.
Argumenty hipotetycznego prokuratora z tej dykteryjki są oczywiste dla każdego, kto interesował się pojęciem znanym jako „klauzula sumienia”. To argumenty filozofów, etyków, duchownych, lekarzy, takich jak choćby przewodniczący Naczelnego Sądu Lekarskiego Romuald Krajewski, salezjanin Tadeusz Biesaga, profesor Ryszard Legutko i wielu innych. Ci złotouści zawsze powołują się na przykazanie „nie zabijaj”, które czasem prowadzi do śmierci, choć można było tego uniknąć.
Co dla mnie oczywiste, ludzką moralność, pojmowanie dobra i zła, prawo do światopoglądu itp. należy uszanować. Są jednak sytuacje, w których zbytnia wrażliwość moralna kłóci się z wykonywanym zawodem. Ta sytuacja jest czasem nie do pogodzenia i trzeba w niej zmienić zawód. Naprawdę nie każdy musi być strażakiem albo lekarzem. Znam co najmniej kilku lekarzy, którzy nie mogli pogodzić zawodu z własną wrażliwością i teraz, z naprawdę wybitnymi sukcesami, zajmują się czymś innym. Jeśli ktoś myśli inaczej, niech podyskutuje o tym z rodzinami Izabeli z Pszczyny, Doroty z Nowego Targu i innych kobiet, które zmarły z powodu przestrzegania przez lekarzy klauzuli sumienia, choć czasem także z winy opresyjnego państwa, które wiąże medykom ręce i pilnuje ich sumień.