„Temat aborcji jest tematem zastępczym dla wielu osób z opozycji, które chcą wywołać pewnego rodzaju spór ideowy, a nam sporów ideowych w tym momencie nie potrzeba” – powiedział rzecznik rządu Piotr Müller zapytany o pomysł aborcyjnego referendum. Tak powiedział, ale to nie do końca prawda, bo to także jego koledzy się mobilizują.
Weźmy takiego dyrektora szpitala przy Siemiradzkiego w Krakowie, który postanowił nadać oddziałowi noworodków imię Wandy Półtawskiej. Uczestnicy protestu przed placówką twierdzą między innymi, że jest to: „działaczka antyaborcyjna”, „religijna radykałka”, „przeciwniczka legalizacji związków tej samej płci”, „zwolenniczka klauzuli sumienia”, „zwolenniczka pierwszeństwo prawa Bożego nad prawem ludzkim”, „członkini Zespołu Wspierania Rada Maryja w służbie Bogu, Kościołowi, Ojczyźnie i Narodowi Polskiemu”. Oznacza to, że w pewnych kręgach jej poglądy są nieakceptowalne, ale legitymizują je minister zdrowia Adam Niedzielski, sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji Paweł Szefernaker, wojewoda małopolski Łukasz Kmita oraz wicemarszałek województwa małopolskiego Łukasz Smółka – wszyscy z PiS – którzy przyszli na imprezę związaną z nadaniem imienia. Do tego dochodzi CBA w gabinecie ginekolożki, kolejna próba skazania Justyny Wydrzyńskiej z Aborcyjnego Dream Teamu, której grożą trzy lata więzienia za pomocnictwo w aborcji. Pamiętać też trzeba o dopuszczeniu do głosowania nad projektem Kai Godek zakazującym nawet mówienia o przerywaniu ciąży, ma się podobno odbyć 8 marca, o dewastacji kompromisu aborcyjnego, wspominając tylko na marginesie, który choć kiepski, to był.
„Mieszanie w aborcji” przez prawą stronę sceny politycznej doprowadziło do tego, że nawet po stronie opozycji uruchomili się radykałowie. Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz ogłosili, że jednym z ich głównych postulatów wyborczych jest referendum aborcyjne, a po drodze kompromis aborcyjny, przez wiele osób zwany „zgniłym”. Znowu faceci rezerwują dla siebie prawo do decydowania o kobietach.
Rzecznik rządu myli się jeszcze w jednej kwestii. Aborcja nie jest sprawą ideową. Podobny błąd logiczny popełniają Hołownia i Kosiniak-Kamysz. Aborcja nie jest tematem, na który muszą się wypowiedzieć wszyscy, w tym starzy mężczyźni, kobiety "w wieku poprodukcyjnym” i kler. Tabletka „dzień po” czy aborcja do 12 tygodnia to sprawa życiowa, praktyczna i dotyczy każdej kobiety, która może zajść w ciążę. „Jedyne słuszne referendum aborcyjne odbywa się w łazience nad pozytywnym wynikiem testu ciążowego” – twierdzi Natalia Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu, a nie przy urnie. Może ewentualnie być przy nim partner, choć nie jest to niezbędne.
Tymczasem dla 70 proc. Polek i Polaków aborcja jest oczywista – taki odsetek społeczeństwa jest za liberalizacją prawa, zaostrzonego po kuriozalnym wyroku Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. Dla tego odsetka naszych współobywateli jest oczywiste, że gdyby aborcja była legalna, żyła by Izabela z Pszczyny, a także wiele innych kobiet, o których śmierci czy kalectwie nie wiemy. Lekarze grają na czas, zwlekają z podjęciem decyzji o aborcji, a w tym samym czasie życie i zdrowie kobiety jest zagrożone.
Z pomocą Polkom przychodzą kraje ościenne, gdzie aborcja jest dozwolona. Ostatnio na wezwanie o pomoc odpowiedziała Finlandia: „Jest porozumienie w zakresie darmowej aborcji dla Polek w Finlandii. Gabinet Sanny Marin chce pomóc Polkom w dostępie do ich podstawowych praw” – informuje Robert Biedroń. To okrutne, że ogranicza się prawa Polek w ich własnym kraju, a bezpiecznych usług medycznych muszą szukać za granicą. Teraz Kosiniak-Kamysz i Hołownia mówią: referendum, i jest to kolejna próba ograniczenia praw kobiet, czyli opowiedzenie się po stronie zamordystów. Po ujawnieniu tego pomysłu deklaracje Szymona Hołowni o rozdzieleniu państwa i kościoła są czystym populizmem.