Skutki zaostrzenia prawa aborcyjnego

Która „ostatnia” będzie ostatnia?

– Ani jednej więcej! – skandowano po śmierci 30-letniej Izabeli z Pszczyny, która w 2021 roku zmarła na skutek wstrząsu septycznego po tym, jak lekarze zbyt długo zwlekali z zakończeniem ciąży zagrażającej życiu pacjentki. Przyczyn tragedii upatrywano nie bez kozery w kontrowersyjnym wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który w 2020 roku zburzył obowiązujący dotychczas kompromis aborcyjny. Niestety, życzenie Polaków nie spełniło się, gdyż los Izabeli podzieliło więcej kobiet, w tym Dorota z Bochni, która zmarła kilka tygodni temu.

Zofia Brzezińska
Foto: Vidal Balielo Jr. | Pexels

Politycy Lewicy i zwolennicy pro-choice krzyczą, że rząd ma krew na rękach, ale ten otwarcie je umywa, oskarżając opozycję o próbę zbicia na śmierci Doroty kapitału politycznego. Rządzący nie widzą – albo też nie chcą widzieć – jaskrawej zależności pomiędzy obranym kursem zaostrzania prawa aborcyjnego a strachem lekarzy. Personel medyczny już nawet nie z przyczyn ideologicznych, ale w wyniku zwykłej, ludzkiej obawy przed konsekwencjami może zaniechać wykonania czynności niezbędnych dla uratowania życia kobiety. Oczywiście ani strach, ani żadna inna osobista emocja nie zdejmuje odpowiedzialności z ludzi, którzy złożyli przysięgę Hipokratesa, przyrzekając chronić życie ludzkie za wszelką cenę. Dlatego lekarze, którzy swoimi zaniedbaniami doprowadzili do zgonu 33-latki – co zostało już potwierdzone nawet przez Rzecznika Praw Pacjenta – najprawdopodobniej nie unikną kary. Prokuratora w Katowicach wszczęła już śledztwo w sprawie „naruszenia praw pacjentki w postaci odmowy udzielenie jej świadczeń zgodnych z aktualną wiedzą medyczną oraz uzyskania rzetelnej informacji o stanie zdrowia”.

Niestety, żadne jego rezultaty nie przywrócą już życia córce, matce i żonie. Kroki ku temu, aby przynajmniej ani jedna kobieta więcej nie podzieliła losu Doroty, muszą zapaść na szczeblu ustawodawczym. Nie łudźmy się jednak, że mściwie nam panujący przyznają się do błędu i postanowią powrócić do dawnego kompromisu aborcyjnego, który był optymalnym, prawidłowo funkcjonującym przez szereg lat rozwiązaniem tej jakże skomplikowanej etycznie i drażliwej społecznie kwestii przerywania ciąży. Taki manewr wpłynąłby fatalnie na ich relacje ze skrajnie konserwatywnym elektoratem i rozsierdził Kościół, który jest dla nich silnym sojusznikiem w tym gorącym, przedwyborczym okresie. Czy jednak można zrobić cokolwiek innego?

Minister Zdrowia Adam Niedzielski sądzi, że pożądane efekty może przynieść powołanie zespołu ekspertów – przede wszystkim w zakresie ginekologii, położnictwa oraz perinatologii – których zadaniem będzie opracowanie jeszcze bardziej szczegółowych niż stosowane obecnie wytycznych postępowania wobec pacjentek z „trudną” ciążą.  Ponadto przypomniał, że wyrok TK zniósł tylko jedną z przesłanek przerywania ciąży – tę dotyczącą ciężkiego uszkodzenia lub choroby płodu. Pozostałe dwie, a więc sytuacja zagrożenia życia matki albo ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego, czyli gwałtu lub kazirodztwa, nadal obowiązują.

Należy zatem zadać sobie pytanie, dlaczego więc lekarze w przedmiotowych okolicznościach nie decydują się z nich korzystać. Ciąża Doroty była dla zdrowia i życia kobiety niezwykle groźna, gdyż w piątym miesiącu doszło do odpłynięcia wód płodowych, a zatem do bezwodzia, które jest już stanem bezpośrednio zagrażającym życiu ciężarnej oraz dającym naprawdę minimalne szanse uratowania płodu. Receptą lekarzy na ten dramatycznie trudny stan faktyczny było zalecenie wielodniowego leżenia kobiety z nogami ponad głową, aby „wody napłynęły”. Oczywiście tak się nie stało, a wyczerpany bezowocną walką organizm stał się łatwym łupem sepsy, która właśnie bezpośrednio doprowadziła do śmierci pacjentki.

Jak więc widać, przypadek Doroty był podręcznikowym przykładem sytuacji wystąpienia zagrożenia życia matki. Dlaczego więc lekarze postąpili tak, jak postąpili? Prawdopodobnie skłoniła ich do tego ogólnie panująca w Polsce, podsycana przez środowiska konserwatywne atmosfera kultu ochrony płodu za wszelką cenę. Oczywiście, w samej idei ochrony życia nienarodzonych dzieci nie ma absolutnie nic złego, a wręcz ma ona bardzo mocne, moralne podstawy. Bulwersujące i niedopuszczalne jest jednak fanatyczne opowiadanie się za życiem dziecka bez choćby śladu refleksji czy szacunku wobec życia jego matki. Owszem, zdarzają się kobiety, które są zdeterminowane utrzymać ciążę i wydać na świat dziecko za wszelką cenę, nawet kosztem własnego życia. Tego typu heroiczna postawa musi jednak być wynikiem wolnej decyzji samej kobiety. Nie można nikogo zmuszać do bohaterstwa. Nierozumiejący tego medycy, być może w obawie, że ich decyzja przerwania ciąży pacjentki zostanie uznana za „niewystarczająco” uzasadnioną, postanowili pójść zgodnie z niebezpiecznym nurtem promowanym przez państwo. W efekcie nie uratowali ani życia Doroty, ani życia jej dziecka.

  Dlatego wydaje mi się, że receptą na poprawę ochrony praw i bezpieczeństwa ciężarnych kobiet jest tylko i wyłącznie żmudna praca od podstaw nad zmianą mentalności oraz priorytetów całego społeczeństwa. Dopóki w umysłach ludzkich nie zakoduje się na dobre fundamentalna zasada, że każde życie ma jednakową wartość, a zatem nie można przedkładać życia płodu nad życie kobiety ani kogokolwiek zmuszać do bohaterstwa i poświęcenia – to Polki nie będą mogły czuć się w pełni bezpiecznie w żadnej placówce medycznej w naszym kraju. A pytanie postawione w tytule tego artykułu jeszcze długo nie doczeka się odpowiedzi.


Przeczytaj też:

Aborcja: reaktywacja

Aborcja nie jest sprawą ideową. To rutynowa procedura medyczna, a nie "zabijanie dzieci". Pomysł referendum aborcyjnego to czysty paternalizm. Kobiety naprawdę potrafią same decydować o sobie.

Błędy lekarzy przykrywa ziemia

Sentencja ta, znana od starożytności, jest jedną z pierwszych, jakie muszą przyswoić świeżo upieczeni studenci medycyny. Trudno jest negować ukrytą w niej gorzką prawdę. I chociaż bez wątpienia karą za błędy są dla każdego wrażliwego medyka dożywotnie wyrzuty sumienia, to obecnie Ministerstwo Spr...

Moralność miewa nieodwracalne konsekwencje

Moralność i światopogląd nie mogą krzywdzić ludzi. Jeśli komuś nakazy religijne przeszkadzają w pracy, powinien zmienić albo pracę, albo religię.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę