Od 2012 roku w rosyjskim obiegu prawnym funkcjonuje ustawowe pojęcie „иностранный агент”, co oznacza agenta zagranicznego i pejoratywnie kojarzy się ze szpiegami z czasów zimnej wojny. Celem stworzenia „Ustawy o agentach zagranicznych w Federacji Rosyjskiej” było ograniczenie działalności organizacji pozarządowych, które bezczelnie pozwalały sobie na krytykę Władimira Putina. Z czasem ustawę rozszerzono o organizacje medialne, osoby prywatne i grupy finansowane dowolną kwotą zza granicy. Zapewne wystarczy, aby obcokrajowiec kupił rosyjską gazetę i w ten sposób ją sfinansował dowolną kwotą, aby wydawca stał się szpiegiem. W 2021 znowu rozszerzono ustawę, tym razem o obywateli Rosji, którzy pozwalają sobie na dostrzeganie korupcji lub przestępstw związanych z wojskiem, służbami kosmicznymi, policją i służbami bezpieczeństwa. Aby stać się szpiegiem i zdrajcą nie potrzeba sądu, wystarczy parafka urzędnika. Wprawdzie Lex Tusk nie przewiduje jeszcze kar za ujawnianie faktów rozkradania majątku narodowego, ale polski rząd wyraźnie kładzie fundamenty pod taki projekt.
Nasza ustawa o „zagranicznych agentach”, czyli o Państwowej Komisji do spraw badania wpływów rosyjskich, została podpisana przez prezydenta Andrzeja Dudę, opublikowana w Dzienniku Ustaw i w środę 31 maja 2023 wchodzi w życie. Warto zapamiętać tę datę, bo to czarny dzień polskiej demokracji, który przy nazwisku prezydenta już na zawsze zapisze się w podręcznikach do historii, nawet jeśli Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej pod naciskiem negatywnych opinii z USA będzie ratował jego wizerunek i za jakiś czas ukręci łeb temu prawnemu potworowi. Jednak zanim to nastąpi, Donald Tusk, największy wróg Jarosława Kaczyńskiego, musi przygotować się na sankcje prawne z aresztowaniem włącznie. Nie mogę się już doczekać dnia, w którym zobaczę skutego kajdankami i wyprowadzanego przez służby Premiera Polski i Przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska pod czujnym okiem kamer z całego świata – od Pcimia po Nowy Jork.
Cel ustawy jest oczywisty: zniszczyć arcywroga, zastraszyć, zamknąć usta przeciwnikom. To wszystko ma być, niczym publiczna egzekucja, transmitowane przez rządowe media. Nie wiadomo jedynie, kto jest adresatem tego pokazu. Politycy rządowej formacji znają cel, wierny elektorat wie, kto to jest ten Tusk, że pracuje „Für Deutschland” i nikt nie będzie wmawiał im, że „czarne jest czarne, a białe jest białe”, opozycję taka ustawa musi zjednoczyć, niezdecydowani nadal się nie zdecydują. Mogą też uznać, że ustawa potencjalnie ich dotknie, jeśli „podskoczą” jakiemuś lokalnemu kacykowi z PiS. Pozostają obcy, czyli Unia Europejska i Stany Zjednoczone. Nasi sojusznicy właśnie mocno pukają się w głowę i zastanawiają, czy ten Kaczyński już całkiem zwariował ze strachu przed Tuskiem oraz rozliczeniami ośmiu lat bezhołowia i łamania praw.