Singapur

Singapur – kraj wolności czy zakamuflowanego faszyzmu?

Singapur jest jednym z najzamożniejszych i najbezpieczniejszym krajów świata, wielkim centrum finansowym przyciągającym inwestorów z całego świata. Czy jest jednak krajem, w którym panuje wolność? Na pewno tamtejsza demokracja mocno odstaje od modelu zachodniego i posiada wiele cech utopijnych. Złośliwi nazywają ją „wolnorynkowym faszyzmem”.

Hubert Kozieł
Lee Kuan Yew. Foto: 總統府 (Taiwan Presidential Office), CC BY 2.0, via Wikimedia Commons

Model gospodarczo-społeczny funkcjonujący w Singapurze jest unikatem na skalę światową, gdyż sporą wolność gospodarczą, niskie podatki i dobry klimat biznesowy łączy on z dużym państwowym interwencjonizmem gospodarczym, bardzo rozbudowanymi programami socjalnymi i niemal faszystowską inżynierią społeczną. Model ten jest dziełem Lee Kuan Yew, wieloletniego premiera Singapuru. Zmarły w 2015 r., Lee był jednym z tytanów XX w.  Człowiekiem, któremu udało się stworzyć własną utopię oraz wypracować „trzecią drogę” między wolnorynkowym, demokratycznym kapitalizmem oraz socjalistycznym autorytaryzmem. Singapur był bogatym portem o strategicznym znaczeniu już w połowie  XIX  w. (korzystna okazała się dla niego geografia, czyli położenie na szlaku morskim z Europy, Bliskiego Wschodu oraz Indii do Chin oraz Japonii), ale to polityka premiera Lee przesądziła o tym, że stał się on centrum finansowym na skalę światową i tak zadziwiająco sprawnie zarządzanym państwem. Lee Kuan Yew został premierem Singapuru w 1959 r., gdy był on jeszcze brytyjską kolonią. Rządził nim w okresie, gdy stanowił część Federacji Malezji (1963–1965), i to dzięki niemu Singapur wybił się na niepodległość. Swoje autorytarne panowanie zakończył w 1990 r., ale aż do samego końca wywierał ogromny zakulisowy wpływ na rządy – m.in. przez swojego syna Lee Hsien Loonga, premiera od 2004 r.

Lee postawił na stymulowany przez państwo kapitalizm. Starał się przyciągać do Singapuru zagraniczny kapitał – zarówno wielkie międzynarodowe korporacje, jak i pieniądze prane przez skorumpowanych polityków i mafiosów z Azji Południowo-Wschodniej. Dobry klimat dla prowadzenia biznesu, finansowe zachęty dla inwestorów, stosunkowo niskie podatki i przyjazne regulacje połączone z modelową polityką antykorupcyjną robiły swoje. Lee zmuszał urzędników do uczciwości, a służyły temu zarówno drakońskie przepisy antykorupcyjne, regulacje utrudniające branie łapówek, jak i zaszczepienie funkcjonariuszom publicznym etosu służby dla państwa. Przyjazna polityka wobec biznesu nie oznaczała jednak dania pełnej swobody „niewidzialnej ręce rynku". To państwo stymulowało rozwój mających dobre perspektywy gałęzi gospodarki – najpierw był to przemysł naftowy, później elektronika i usługi. Z inicjatywy Lee stworzono dwa wielkie państwowe fundusze inwestycyjne, które wzmacniały lokalną gospodarkę i stały się jednymi z największych graczy na światowych rynkach finansowych. Government of Singapore Investment Corporation (GIC) dysponuje 320 mld USD i jest siódmym pod względem wielkości państwowym funduszem inwestycyjnym na świecie. Temasek Holdings dysponujący 177 mld USD jest zaś uznawany za jeden z najlepiej zarządzanych funduszy na świecie.

Choć Singapur powszechnie kojarzy się z nieskrępowanym kapitalizmem, to pod pewnymi względami przypomina zachodnioeuropejskie państwa dobrobytu. Tamtejszy system opieki społecznej był wzorowany na szwajcarskim i skandynawskich, jest jednak bardziej efektywny od nich. Jedna trzecia wynagrodzeń obywateli trafia do CPF, singapurskiego odpowiednika ZUS. Oszczędności emerytalne  są inwestowane i wykorzystywane do budowy finansowej potęgi państwowych inwestorów. W zamian Singapurczycy otrzymują dosyć wysoki standard opieki społecznej. Rząd jest największym deweloperem, a 80 proc. mieszkańców tego miasta-państwa żyje w zbudowanych przez niego tanich mieszkaniach. To władze decydują, gdzie osiedlać lokatorów, co ma zapobiegać tworzeniu się etnicznych czy społecznych gett. Mimo wysokiej zamożności społeczeństwa niewielu Sinagpurczyków ma samochody. Licencje pozwalające na zakup aut są bowiem nawet kilka razy droższe od cen samochodów. To ma zapobiegać korkom na ulicach i skłaniać ludzi do korzystania z transportu publicznego. W metrze wiszą plakaty z antysamochodową propagandą a obok nich reklamy społeczne obrony cywilnej z przesłaniem w stylu „bądź silny”. Ze względów społecznych piwo oraz inne alkohole są obłożone bardzo wysoką akcyzą a na drzwiach sex-shopów widnieją ostrzeżenia, że nie sprzedaje się w nich materiałów „pornograficznych i obscenicznych”. Państwo stara się nie tylko wychowywać obywateli i oduczać ich zachowań antyspołecznych. Miało również epizod zabawy w eugenikę. Wysyłało studentów i studentki zdobywających dobre oceny na „rejsy miłości", podczas których aranżowano ich związki. Na ile ta polityka przyniosła efekty, jest kwestią dyskusyjną…

Lee Kuan Yew był założycielem rządzącej nieprzerwanie Singapurem od 1959 r. Partii Akcji Demokratycznej, organizacji mającej w swoim logo narysowaną w „faszystowskim” stylu błyskawicę przecinającą krąg, partii należącej do Międzynarodówki Socjalistycznej i powstałej z udziałem komunistycznych chińskich związkowców. W czasie zimnej wojny Lee był sojusznikiem USA i Wielkiej Brytanii, a jednocześnie ich pośrednikiem w kontaktach z Czerwonymi Chinami. Chińscy komuniści podziwiali jego dzieło – wszak Lee zbudował wspomagany przez państwo kapitalizm, w którym nie ma miejsca na związki zawodowe, a niezależni dziennikarze i działacze opozycji są inwigilowani przez bezpiekę i doprowadzani do finansowej ruiny przez sądy.

Lee w swojej wizji państwa inspirował się trochę japońskim totalitaryzmem. Co prawda we wspomnieniach pisał, że upokorzenia japońskiej okupacji mocno nim wstrząsnęły, ale jednocześnie chwalił okupanta za wywołanie atmosfery strachu, która wykorzeniła przestępczość. Sam wówczas umiał się ustawić, pracując w japońskiej agencji prasowej i dorabiając na czarnym rynku. Być może wtedy wpadł na genialny pomysł połączenia silnego, represyjnego państwa z biznesowym rajem. Jak wspominał, szok związany z kapitulacją Singapuru w 1942 r. uświadomił mu, że biali Brytyjczycy, organizujący życie w mieście od czasów jego XIX-wiecznego założyciela sir Thomasa Stamforda Rafflesa, byli w momencie kryzysu tak samo zagubieni jak przedstawiciele innych ras. To zaś świadczyło, że Azjaci są w stanie sami się rządzić, według swojego uznania. Ta antykolonialna a przy tym obiecująca porządek i dobrobyt wizja jakoś przypadła do gustu Singapurczykom, o czym świadczy to, że wciąż masowo głosują w wyborach na Partię Akcji Demokratycznej.


Przeczytaj też:

Do boju, Liz!

Liz Truss, nowa brytyjska premier, zapowiada daleko idące reformy. Już je właściwie zaczęła, czego przejawem jest choćby cofnięcie zakazu wydobywania gazu i ropy ze złóż łupkowych. Ma ona szansę stać się nową Margaret Thatcher i przywrócić Wielkiej Brytanii wielkość.

Gra o wszystko

Italia, z której wielu z nas dopiero wróciło z urlopów, do niedzieli ma jeszcze bezpartyjnego premiera. Mario Draghi urzęduje jedynie komisarycznie. A po niedzieli 25 września, kiedy Włosi udadzą się do urn wyborczych, proeuropejskiego Draghiego zastąpi najpewniej postfaszystka Giorgia Meloni. 

Surowe kary fundamentem cywilizacji

Jeden z kalifornijskich sklepikarzy podniósł ostatnio ceny wszystkich towarów w swoim sklepie do 951 dolarów. Przy kasie oferuje jednak klientom darmowe kupony rabatowe obniżające ich ceny do normalnych poziomów. Zrobił to, gdyż kradzież towaru wartego mniej niż 950 dolarów jest uznawana przez pr...


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę