Polskie prawo nie definiuje ściągania jako przestępstwa. Chociaż Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej zabrania stosowania niedozwolonych form pomocy podczas egzaminu gimnazjalnego i maturalnego, według badania CBOS 58% Polaków nie jest przeciwnych ściąganiu, a tylko 28% ostro je potępia. Przy czym nauczyciele zwykle nie są zadowoleni z takiego postępowania. Zresztą w większości krajów świata ściąganie nie jest przestępstwem, a na przykład w krajach anglosaskich i w Niemczech w ogóle nie ma takiego pojęcia. Tam używa się słowa, które oznacza oszukiwanie (ang. cheating). Osoby ściągające próbują tłumaczyć swoje postępowanie trudnościami w opanowaniu wyznaczonego materiału, wynikającymi m. in. z braku czasu na naukę, braku motywacji lub niedostatecznego potencjału umysłowego.
Od kilku dni w internecie krąży filmik, jak to pewien prezydent wpisuje się do księgi kondolencyjnej Elżbiety II. Siada przy stole, rozgląda się, przewraca kartki, zaczyna coś pisać. Minę ma niepewną, zagubioną, zdezorientowaną. Rzuca okiem raz w lewo, raz w prawo i myk... wyciąga z rękawa ściągę, ukrywa ją za bukietem kwiatów i już zadowolony zaczyna pisać z rozmachem.
Przecież niemożliwe, aby to z braku wiedzy. Ten prezydent ciągle powtarza: „ja się cały czas czegoś uczę”. „Bez przerwy”. „Jak się nie uczę tego, co mam powiedzieć, to się uczę tego, co będę miał kiedyś powiedzieć”. „Ja się cały czas uczę”. „Uczę się języka. Nowe słówka. Cały czas się czegoś uczę”. Tak „wzorowy uczeń”, zapewne odznaczony niejedną czerwoną filcową etykietką w podstawówce, przecież nie może być niedouczony. Zresztą niejednokrotnie popisywał się swoją wiedzą i znajomością języków, jak choćby podczas rozmowy telefonicznej z rosyjskim komikiem, który podał się za sekretarza generalnego ONZ, czy podczas Światowego Forum Ekonomicznego w Davos. Naprawdę nie ma się co czepiać. Sugestia, że zapomniał czyj to pogrzeb, jest bezpodstawna.
Po co zatem wyjął ściągę? Może taki nawyk, bez którego czuł się bezbronny jak dziecko. Nie wypadało przecież wyjąć telefonu, aby odebrać SMS-a z Nowogrodzkiej, sufler nie miał się gdzie schować, a słowa wodza trzeba było zapisać dosłownie. Stop! Chyba się rozpędziłem. Przecież wódz nie mówi językami, a za granicą był dawno. Zresztą kiedy pierwszy raz był za granicą, poczuł „obcość kulturową” i się od tej zagranicy postanowił odciąć raz na zawsze, pozostając w bliskiej sobie kulturowo strefie związanej z językiem rosyjskim i osobami, które ten język cenią, jak choćby Orbanem, Le Pen czy Salvinim.
Czyżby, jak twierdzą złośliwcy, na kartce był zapisany bezbłędnie tekst kondolencji? To jakaś bzdura, biorąc pod uwagę, że prezydent cały czas się uczy. Nauczyłby się tych kilku zdań bez trudu przecież. Chyba że całe życie ściągał i pozostał mu nawyk. Nie ma ściągi, nie ma pisania. A tak w ogóle, czy ktoś przeglądał filmy, jak ten prezydent podpisuje ustawy łamiące konstytucję? Ma wtedy ściągę, czy podpisuje z pamięci?