Warto jednak pamiętać, że żyjemy w nietypowych czasach. Także dlatego, że po raz pierwszy od kilku dekad ekonomiści nie mają kompletu danych dotyczących – nazwijmy to w ten sposób – pieniędzy wprowadzanych przez rządzących na rynek. Wielkości dotyczące budżetu i oficjalnego zadłużenia państwa stały się swego rodzaju fikcją. Rząd wydaje pieniądze poprzez państwowe instytucje finansowe, najróżniejsze fundusze i agencje. Pieniądze coraz bardziej puste, dodajmy. I nikt nie wie do końca – chyba nawet sami rządzący – ile tych pieniędzy tak naprawdę jest.
Oczywiście zasilanie gospodarki i biznesu w pieniądz można było wytłumaczyć dramatyczną sytuacją covidową. Ale nic nie stało na przeszkodzie, żeby poinformować opinię publiczną, ile tych pieniędzy naprawdę trafiło na rynek. Tutaj też należy szukać pierwotnych przyczyn inflacji. To żadna „putinflacja”, oczywiście rosyjski dyktator swoimi obłąkańczymi posunięciami się do niej dołożył, ale praprzyczyna jest nasza, własna, polska.
Pytanie, czy można było inaczej. Innymi słowy, co zrobić, mając do wyboru pandemiczne załamanie gospodarki lub wysoką inflację spowodowaną zalaniem gospodarki pieniądzem. Wydaje się, że tutaj tropem może być właśnie zachowanie rządzących i brak kompleksowych danych dotyczących wykreowanych w ten sposób miliardów. Być może dlatego, że te liczby wbiłyby w przerażenie ekonomistów i rynki, a w rezultacie jeszcze bardziej podbiłyby inflację. Być może przesadzono, być może działano na ślepo. Być może tych miliardów mogło być mniej, a co za tym idzie szok inflacyjny – mniejszy.
Zła wiadomość jest taka, że ten festiwal wydawania publicznych pieniędzy trwa w najlepsze. Podobnie festiwal finansowej kreatywności – można odnieść wrażenie, ze fundusz przeciwdziałania COVID-19 jest workiem bez dna. Tak czy inaczej, nie jest do końca jasne, w jaki sposób rządzący wyczarowali 10 miliardów potrzebnych na dodatki węglowe i w jaki sposób będą finansowane awaryjne zakupy węgla na świecie. Skąd będą pochodziły pieniądze na gigantyczne – i w części chyba mało przemyślane – wydatki zbrojeniowe? Trzeba też pamiętać o kolejnych bardzo kosztownych zobowiązaniach rządzących dotyczących chociażby systemów ochrony zdrowia czy wypłat kolejnych ekstra emerytur.
Większość z tych wydatków tłumaczona jest zagrożeniami ze strony putinowskej Rosji. To jasne, że trzeba się zbroić, to oczywiste, że trzeba się ratować od strony surowcowej. Pewnie jest też to, że bezpieczeństwo nie ma swojej ceny. Ale już sprzęt, który ma to bezpieczeństwo zapewnić – ma z kolei jak najbardziej realną cenę, liczoną w setkach milionów dolarów. Opinia publiczna powinna poznać te liczby i poznać źródła finansowania. Między innymi po to, aby wiedzieć, jakie szoki finansowe mogą nas czekać. Jakie długi pozostaną do spłacenia. Przez nas i niestety także przez przyszłe pokolenia.