11 lipca na specjalnej konferencji prasowej koło poselskie Konfederacji wezwało prezydenta Ukrainy do nazwania Rzezi Wołyńskiej ludobójstwem. Można było jednak odnieść wrażenie, że nie chodziło o kwalifikację prawną zbrodniczego czynu UPA, która nie ulega wątpliwości. Rzeź Wołyńska była czystką etniczną, czyli ludobójstwem. Ważniejszy był efekt medialny skierowany do polskiej opinii publicznej. Tu i teraz.
Uczucia zawodu, jak zawsze zresztą, nie ukrywało środowisko Kresowiaków. Potomkowie i jeszcze żyjących bliscy 100 tys. pomordowanych Polaków mają prawo do przeprosin, wybaczenia, a także zadośćuczynienia. Jednak niedosyt przebijał także z komentarzy prasowych. Tymczasem przemawiający w Radzie Najwyższej Wołodymyr Zełenski wykonał piękny gest, czyniąc z nas wszystkich, a także z polskiej społeczności w Ukrainie najbardziej uprzywilejowanych partnerów Kijowa we wszystkich możliwych dziedzinach. Tymczasem media zarzuciły prezydentowi, że nie wskazał wprost, dlaczego honoruje Polskę i Polaków! Może jednak najpierw puknijmy się w głowy.
Od początku restytucji niepodległego państwa ukraińskiego Rzeź Wołyńska jest nie kamieniem, a głazem leżącym na drodze polsko-ukraińskiego pojednania. Ukraina odmawiała przyznania winy. Z pewnością dlatego, że w opozycji do komunistycznego zniewolenia przez Rosję budowała mit założycielski niepodległości na UPA. Oprócz Siczy Zaporoskiej, hetmana Iwana Mazepy oraz krótkiego okresu suwerenności w latach 1917–1921 nie ma w historii naszego sąsiada innego mitu założycielskiego. Możemy się natomiast cieszyć, że ukraińska świadomość narodowa nie powstała na fundamencie antypolskim. Do czego Ukraińcy, zważywszy na mocno zawiłą przeszłość, również mieliby prawo.
Sytuacja zmieniła się jednak diametralnie 24 lutego 2022. Dziś nad Ukrainą ponownie zawisł upiór wynarodowienia i ludobójstwa na skalę stalinowskiego gołodomoru (co najmniej 5 mln ofiar). Dla Ukrainy taka jest stawka barbarzyńskiego najazdu Putina. Oczywiście pomagamy sąsiadowi przyjęciem uchodźców, dostawami broni oraz na tysiąc innych sposobów. Lecz ci, którzy próbują wymusić na Zełenskim wzięcie odpowiedzialności za najtrudniejszą kwestię w stosunkach polsko-ukraińskich, zapomnieli o jednym.
Dziś Ukraińcy, ginąc tysiącami, wykonują wobec Polski najpiękniejszy gest zadośćuczynienia. Bronią nas przed rosyjską agresją, czyli nowymi Katyniami, Auschwitz-Birkenau, Majdankiem i katowniami NKWD nazisty Putina.
Przemówienie Zełenskiego, będące wielkim podziękowaniem dla Polski, było skierowane w przyszłość, którą żyją Ukraińcy. Dzięki wierze, że taką mają, trwają w okopach. Walczą i giną. W takich okolicznościach wymuszanie przeprosin na narodzie, który składa daninę krwi za Polskę, byłoby co najmniej nieetyczne. Zaprzecza wartościom, które sami deklarujemy.
Proces pojednania i tak przyspieszył. Równie szybko zmienia się narodowa świadomość Ukraińców, a więc także ocena historii. Osiągniecie stanu francusko-niemieckiego partnerstwa trwało 70 lat i kosztowało trzy wojny, w tym dwie światowe.
Cała historia ma jeszcze jeden aspekt. Po fali krytycznych komentarzy w polskich mediach, głos zabrał natychmiast Kreml. Jeden z pomagierów nazisty Putina, kapo Dmitrij Pieskow, natychmiast powrócił do narracji polskiej okupacji zachodniej Ukrainy, która tak naprawdę jest naszym celem.
Wówczas, jak nożyce, odezwały się Niemcy. Tamtejsze media uwypuklają punkty zapalne pomiędzy Warszawą i Kijowem, w tym konflikt o historię. W popieraniu Moskwy Berlin ma swój interes. Nazwa bestii, to tani rosyjski gaz.