Zacznijmy od ofiary i agresora. Ukraina zarazem przegrywa i wygrywa. Militarnie straciła 20 proc. terytorium, jednak obroniła niepodległość. Moskwie nie udało się zainstalować marionetkowego rządu w Kijowie, okupować Ukrainy wzdłuż Dniepru. Nie udaje się także przebić korytarza lądowego na Krym, odciąć ukraińskiej gospodarki od czarnomorskich portów, ani nawet „wyzwolić” obwodów ługańskiego i donieckiego. Z tego punktu widzenia najważniejsze są ukraińskie zdolności do odbicia okupowanych terenów, co m.in. zależy od dostaw nowoczesnej broni z Zachodu.
Sytuacja militarna staje się jednak coraz bardziej patowa i zapowiada długotrwałą wojnę na wyczerpanie, ponieważ Putin, chcąc utrzymać władzę, musi pokazać Rosjanom zwycięstwo.
Natomiast Ukraina z kretesem bije Rosję tożsamościowo. Do walki z agresorem stanął naród, a nie tylko armia. Oznacza to zakończenie ideowego sporu, w jakim kierunku powinni zmierzać Ukraińcy, którzy 24 lutego jednoznacznie skierowali drogowskazy na Zachód, a więc ku demokracji, państwu prawa, wolnemu rynkowi, a przede wszystkim euroatlantyckiej integracji bezpieczeństwa.
Innym zwycięstwem Ukrainy jest gospodarka. Pomimo ogromnych strat infrastrukturalnych i ekonomicznych – nadal funkcjonuje. To bodaj największa klęska Rosji, bowiem jej sytuacja w tym zakresie stale i coraz szybciej się pogarsza.
Ten aspekt wojny, nazywanej „operacją specjalną”, Putin już przegrał z kretesem. Podobnie jak przesądzona jest klęska dyktatora w walce o rząd dusz Rosjan. Kiedy zobaczymy skutki? To tylko kwestia czasu.
Wszelkiego rodzaju sankcje izolujące Rosję z globalizacji w połączeniu z dramatycznymi stratami ludzkimi armii i depresyjnym stanem społeczeństwa prędzej czy później wybuchną anarchią. A wtedy chaos wewnętrzny społecznego buntu i wojen oligarchii o Kreml zamieni się w kolejną smutę, z której Rosja już się nie podniesie.
Mogą jeszcze nastąpić paroksyzmy agresji, ale ostateczny wynik jest przesądzony. Albo Rosja zgodzi się na demilitaryzację i denazyfikację, albo zniknie jako państwo z mapy świata. Rozpadnie się na szereg niezależnych failed states, albo zostanie chińsko-zachodnim protektoratem.
A co Ukraina dała Światu? Paradoksalnie wiele pozytywów. Zacznijmy od militarnych i geopolitycznych. Ukraina ratuje pokój w Azji. Rosyjska armia po wielkich cięgach nie będzie zdolna do zbrojnej dywersji w Europie, gdyby Chiny zaatakowały Tajwan.
Przede wszystkim jednak ratuje samą Europę, w perspektywie kolejnego dwudziestolecia, a może dłużej. Rzecz w tym, że nowym programem politycznym Ukrainy nie jest tylko integracja z Zachodem. Ukraińcy nigdy nie pogodzą się z okupacją. Jeśli tylko rosyjska armia poważy się zaatakować wschodnią flankę NATO lub jakiekolwiek inne państwo na Kaukazie lub w Azji, ukraińska armia natychmiast wjedzie na Krym, Donbas i ługańszczyznę. To militarna pułapka, w którą wpadł Putin. Jego armia musi stać w gotowości bojowej na ukraińskich granicach niezależnie od tego, czy nastąpi rozejm lub chwilowy pokój. Koszty gospodarcze, finansowe, a więc społeczne, będą dla Kremla astronomiczne.
Wreszcie – Moskwa ujawniła światu prawdziwe oblicze. Owszem, będzie budowała oś zła wspólnie z podobnymi jej państwami. Tyle że reszta ludzkości już nigdy nie potraktuje Rosji jako godnego zaufania partnera. Dziś Moskwa to synonim łamania międzynarodowych układów, agresji, zbrodni wojennych i szantażu.